Im głębiej wpadasz tym bardziej śliski staje się dołek
Problem, który chcę opisać w poniższym artykule dotyczy chyba najczęstszego błędu z dziedziny psychologii inwestowania popełnianego przez początkujących inwestorów. Przedstawię przykład na dwóch spółkach Netii i Waripmex i opiszę dlaczego ten błąd może prowadzić do sporych kłopotów.
Pamiętam jak kilka lat temu rozpoczynając swoją karierę giełdową wręcz w książkowy sposób cierpiałem na typowy syndrom początkującego inwestora. Kiedy ponosiłem stratę na jakiejś spółce, wydawało mi się, że dopóki nie sprzedam akcji ta strata jest wirtualna. W ten oto sposób czekałem, aż kurs odbije w górę żeby odsprzedać, co oczywiście najczęściej nie następowało. Ja mimo to cierpliwie czekałem usprawiedliwiając się, że to jest niezrealizowana strata. W ten oto sposób kurs dalej opadał powiększając moją stratę z 10 do 20 a potem 30%. Dopiero po kilku latach doświadczeń i przeczytaniu sporej ilości książek o giełdzie dowiedziałem się, że popełniałem najgorszy grzech giełdowego gracza. Swoją drogą w tym temacie bardzo polecam świetną lekturę "Giełda, wolność i pieniądze. Poradnik spekulanta" autorstwa Van K. Tharp'a. Ze stratą jest jak z wpadaniem do studni, im głębiej wpadasz tym trudniej się z niej wydostać. Czysta matematyka najlepiej odwzorowuje zasadę działania "śliskiego dołka":
- Jeżeli pozwolisz sobie na 10% stratę to aby wrócić do punktu wyjścia musisz odrobić 11%.
- 20% strata wymaga odrobienia 25% aby powrócić do punktu wyjścia.
- Jeżeli stracisz 40% musisz zarobić 67% żeby wrócić do punktu wyjścia.
- 50% strata wymaga 100% zysku aby powrócić do punktu wyjścia.
- Jeżeli stracisz 90% to już praktycznie możesz zapomnieć o pieniądzach, bo powrót do punktu wyjścia wymagać będzie 900% stopy zwrotu.
Dopiero po kilku latach inwestowania, gdy odkryłem tę zależność w swoim planie inwestycyjnym zawarłem regułę, że nigdy nie pozwalam sobie na stratę większą niż 10% zainwestowanej kwoty. Gdy kurs dochodzi do tej granicy choćbym miał nie wiem jak silne przekonanie, że kurs odbije wychodzę ze spółki. (Nie chcę wpaść do śliskiego dołka). Po sprzedaży akcji czekam na oznaki siły aby kupić papiery spółki i odrobić stratę. Jeżeli kurs dalej spada oznacza, że jednak się myliłem i dzięki swojej zasadzie uniknąłem pogrążania się w stracie. To jest właściwie najważniejsza część każdej strategii inwestycyjnej - umiejętne radzenie sobie ze stratami. Bo to, że każdy inwestor będzie ponosił straty jest pewne w 100%. Dlatego każdy w swoim planie powinien określić jaki maksymalny poziom jest w stanie zaakceptować i niezależnie od warunków rynkowych tę zasadę egzekwować i zamykać pozycję. W ten sposób tniesz straty. Jako przykład tego do czego może prowadzić przetrzymywanie pozycji zamieszczam wykresy dwóch spółek. Najpierw Netia - wykres miesięczny.
Inwestor, który zakupił akcje Netii w 2000 roku po cenie 120 zł z przekonaniem, że spółka da w przyszłości duże zyski mimo spadku dalej trzymał jej akcje. Ja gdybym był teraz w takiej sytuacji z pewnością sprzedałbym akcje Netii najpóźniej w okolicy 108 zł i w obliczu dalszych spadków zapomniałbym o spółce. Osoba, która by dalej trzymała te akcje patrzyłaby jak z miesiąca na miesiąc po pęknięciu bańki internetowej jej akcje leciały na łeb na szyje. Dzisiaj po 7 latach kurs Netii oscyluje w okolicy 4 zł. Daje nam to stratę na poziomie około 96%. Takiej straty praktycznie już się nie da odrobić, bo żeby wrócić do punktu wyjścia inwestycja musiała by teraz wzrosnąć o 3000%. Spytasz pewnie teraz jak to możliwe, żeby ktoś trzymał akcje tak długo?Ja w tym momencie powiem, że mogę się założyć że na pewno ktoś jest w takiej sytuacji. To właśnie takie osoby najbardziej się sparzyły na giełdzie i po takich doświadczeniach z pewnością juz nigdy nie wrócą na parkiet. Wszystkiemu jest winna nadzieja na powrót kursu w górę i poczucie wirtualności straty. Dlatego jeżeli chcesz uniknąć takich doświadczeń uwzględnij w swoim planie inwestycyjnych poziom, po którym bezwarunkowo będziesz ciąć straty. Nie zdawaj się na nadzieję bo przecież ?nadzieja jest matką głupich?. Za moim podejściem przemawia czysta matematyka, którą Ci przedstawiłem. Na zakończenie przedstawię Ci jeszcze jeden bardziej aktualny przykład. Warimpex - wykres dzienny:
Spółka debiutowała na Warszawskiej giełdzie na początku stycznia 2007 z kursem 59 zł. Inwestora, który kupił wtedy akcje z silnym przeświadczeniem, że kurs wzrośnie (w końcu to debiutująca spółka) spotkała niemiła niespodzianka. W chwili gdy piszę te słowa czyli koniec maja 2007 kurs oscyluje w okolicy 42 zł co daje nam stratę prawie 29%. Żeby to odrobić kurs musiałby wzrosnąć o 42%. Jak na razie nie zanosi się na to żeby kurs miał odbić. Czy zauważyłeś jeszcze jedną analogię miedzy sytuacją Netii i Warimpexu? Powiem tylko to, że obydwie spółki debiutowały w czasie gdy sektor w którym działały był w trakcie największej hossy, która uśpiła czujność inwestorów. No ale o tym więcej napiszę w innym swoim artykule. Na zakończenie napiszę jeszcze tylko tytułem uściślenia, że są momenty w których każdy inwestor w końcu godzi się ze stratą. W wypadku Netii na 96% stratę wystarczyło poczekać tylko nieco powyżej rok. Nie oznacza to oczywiście, że inwestor musi czekać aż kurs odbije z powrotem i wzrośnie o 3000%, bo prawdopodobnie to się już nigdy nie stanie. Oznacza to, że aby wrócić do punktu wyjścia trzeba znaleźć spółkę która urośnie o 3000%, a takich jest bardzo mało i to nie tylko na GPW. Drugą strona medalu jest wytrzymanie takiego wzrostu co jest znacznie trudniejsze nić godzenie się ze stratą. Bo tak jest właśnie zbudowana psychika ludzka, mamy tendencję do odwlekania strat i szybkiego realizowania zysków. Dlatego na giełdzie mniej niż połowa inwestorów odnosi sukces. Pozdrawiam i życzę dużych zysków, Paweł Biedrzycki