Polska gospodarka może spowolnić w '20 nawet do 2,5 proc.; wpływ koronawirusa znaczący - Strauch, RBI (wywiad)
Realizacja pesymistycznego scenariusza rozwoju epidemii w Europie i jej skutków dla wzrostu PKB jest coraz bardziej prawdopodobna – ocenia ekonomistka Raiffeisen Bank International Dorota Strauch. Jej zdaniem, w 2020 r. dynamika PKB Polski może spowolnić nawet do 2,5 proc. Ekonomistka szacuje jednak, że na tle innych państw EŚW, ekspozycja polskiej gospodarki na zagrożenia związane z wirusem nie jest duża.
"Nasza obecna prognoza dynamiki PKB Polski w 2020 r. to 3,3 proc., jednak będziemy ją zmieniać w zależności od rozwoju epidemii koronawirusa. Obserwujemy jeszcze sytuację, ale sądzę, że w razie realizacji bardziej pesymistycznego scenariusza obniżymy nasze szacunki do poziomu bliższego nawet 2,5 proc. Bez wątpienia pojawienie i rozprzestrzenianie się koronawirusa jest punktem zwrotnym, czekamy jednak jeszcze chwilę z nowymi szacunkami, żeby zobaczyć jak będzie rozwijać się sytuacja w Europie" - powiedziała PAP Biznes Strauch.
Ekonomiści RBI założyli dwa możliwe scenariusze rozwoju epidemii w Europie i jej skutków dla wzrostu PKB. Zdaniem Strauch, w obecnych warunkach bardziej prawdopodobny staje się scenariusz pesymistyczny.
"Jeden z nich zakłada, że w Europie pojawi się parę ognisk, które w miarę szybko uda się opanować i ostatecznie taka sytuacja, jaką mamy teraz we Włoszech, nie powtórzy się w innych krajach. Wówczas zaburzenie wywołane wirusem trwałoby jeszcze ok. 1-2 miesiące i raczej nie wymagałoby istotnych korekt prognoz wzrostu PKB. Natomiast drugi scenariusz zakłada, że w każdym kraju w jakimś większym stopniu występują zaburzenia, pojawiają się ogniska. Tu negatywne oddziaływanie trwałoby ok. 3-4 miesiące" - oceniła ekonomistka.
"Patrząc na sytuację za granicą, gdzie we Włoszech zamykane są szkoły, a w Niemczech pojawia się coraz więcej przypadków zachorowań – co zwiększa ryzyko też dla nas, wszystko wskazuje na to, że bardziej prawdopodobny jest ten drugi scenariusz, że zakłócenia w gospodarce wywołane wirusem będą raczej większe. W takim wypadku najprawdopodobniej obniżymy wyraźnie prognozy wzrostu dla strefy euro i całego regionu Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polski" - dodała.
W rozmowie z PAP Biznes Strauch zaznaczyła, że mimo iż skutki wpływu epidemii na gospodarkę są póki co trudne do oszacowania, ośrodki analityczne już dokonują rewizji w dół. Jej zdaniem, skala negatywnego oddziaływania koronawirusa na polskie PKB będzie znacznie większa niż 0,1-0,2 pkt. proc.
"Rewizje w dół prognoz PKB już się pojawiają. Bardzo trudno jednak już na tym etapie szacować jaki będzie wpływ wirusa na koniunkturę. Nie wiemy jak będzie wyglądać sama epidemia, a co dopiero jaki będzie jej wpływ na gospodarkę. Oprócz czasu trwania i skali epidemii wpływ na gospodarkę będzie też zależał od reakcji poszczególnych państw czy regionów - w postaci zamykania szkół, firm, kwarantann, ograniczeń w podróżach itp. - i skali wpływu powyższych czynników na konsumpcję" - powiedziała.
"Myślę jednak, że negatywny wpływ na dynamikę PKB Polski będzie wyższy niż 0,1 pkt. proc. – pierwotne szacunki na tym poziomie zakładały, że wystąpią tylko zakłócenia w dostawach z Chin. Teraz wydaje się, że skala oddziaływania będzie większa. Spodziewałabym się zatem, że efekt będzie znacznie większy niż 0,1-0,2 pkt. proc." - dodała.
Ekonomistka ocenia jednak, że na tle innych państw Europy Środkowo-Wschodniej (EŚW), ekspozycja polskiej gospodarki na zagrożenia związane z koronawirusem jest relatywnie niska.
"Przeprowadziliśmy póki co analizę tego, jaka jest ekspozycja poszczególnych państw EŚW na obecną sytuację badając kilka kluczowych czynników jak otwartość gospodarki, powiązania handlowe z Chinami i Włochami czy udział turystyki w PKB. Zestawienia pokazały, że ekspozycja Polski jest niższa niż Słowacji - najbardziej otwarta spośród EŚW, Czech - silniejsze powiązania handlowe z Chinami, czy Węgier. Także pod kątem roli turystyki nie jesteśmy tak zagrożeni jak szereg innych państw EŚW, a w szczególności Chorwacja, gdzie sektor ten stanowi ponad 20 proc. PKB, podczas gdy w Polsce nieco ponad 2 proc." - powiedziała.
Według ekonomistki, efekt wirusa najmocniej odczuwalny będzie w II kw., potem sytuacja powinna stopniowo poprawiać się.
"Najsilniejszy negatywny efekt odczujemy w II kw., otwartym pozostaje pytanie, jak długo to potrwa. Zakładając, że okres letni pozwoli na to, że wirus nie będzie się rozprzestrzeniał, to będziemy mieć 3-4 miesiące największych zaburzeń, a potem silne ożywienie i odreagowanie. W takim wypadku na przyszły rok być może będziemy rewidować prognozy w górę. Ja póki co zakładam, że wzrost gospodarczy w Polsce w 2021 r. wyniesie 3,2 proc." - oceniła.
Zdaniem Strauch, pomijając nawet negatywny wpływ koronawirusa, polska gospodarka znacząco spowalnia.
"Wcześniej oczekiwałam, że w końcówce tego roku zobaczymy silniejsze ożywienie w gospodarce strefy euro, które wesprze naszą koniunkturę. Tak jak w ubiegłym roku popyt wewnętrzny wspierał nasz wzrost gospodarczy mimo silnego spowolnienia w strefie euro, tak w tym roku liczyłam, że przy słabszej sytuacji wewnętrznej zagranica będzie nam pomagać. Scenariusz ten może się jednak nie zrealizować. Po stronie popytu wewnętrznego dane też wyglądają gorzej niż zakładałam" - powiedziała.
"Dynamika konsumpcji rozczarowała w IV kw., sprzedaż detaliczna też raczej wypada słabiej, niż można by oczekiwać po stymulusie fiskalnym z ubiegłego roku. Widać też, że słabnie dynamika inwestycji, a w otoczeniu niepewności można się spodziewać, że sektor prywatny tym bardziej nie będzie zwiększał aktywności inwestycyjnej. W efekcie - nawet pomijając negatywny wpływ koronawirusa - będę rewidować w dół prognozę wzrostu PKB w I kw. 2020 r. do okolic wyniku za IV kw., czyli ok. 3,2 proc. Wcześniej zakładałam dynamikę PKB na poziomie 3,6 proc." - dodała.
W WARUNKACH NIEPEWNOŚCI RPP ZACHOWA NEUTRALNOŚĆ
W swoim scenariuszu makroekonomicznym Raiffeisen Bank International zakłada stabilizację stóp procentowych w Polsce w perspektywie co najmniej dwóch lat. W ocenie Doroty Strauch, z punktu widzenia wpływu na gospodarkę, obniżka stóp proc. przez RPP w tym momencie nie miałyby sensu - efekt takiego ruchu byłyby widoczny dopiero w 2021 r., kiedy będziemy mieć już do czynienia z poprawą koniunktury.
"O zmianę stóp proc. w Polsce będzie trudno, ale może to dobrze. Do tej pory takie stabilne, neutralne nastawienie nieźle się sprawdzało jeśli chodzi o reakcję rynków. W warunkach niepewności jest to tym istotniejsze. Ostatnie komentarze prezesa NBP i członków RPP pokazują, że Rada chciałaby jak najdłużej nic nie zmieniać. W naszym scenariuszu makroekonomicznym prognozujemy, że poziom stóp nie ulegnie zmianie przez co najmniej kolejne dwa lata" - powiedziała PAP Biznes ekonomistka.
"Zakładając, że zaburzenia wywołane koronawirusem będą trwały 3-4 miesiące, a potem zobaczymy odreagowanie, to obniżki stóp procentowych z punktu widzenia wpływu na gospodarkę nie miałyby sensu, ponieważ ich efekt byłyby widoczny dopiero w przyszłym roku. Byłby to więc bardziej sygnał, że RPP reaguje na zagrożenia dla wzrostu gospodarczego, ale nie wiem czy on jest konieczny. Być może wystarczy, że banki globalne, te największe, zareagują" - dodała.
Ekonomistka szacuje, że w krótkim terminie skutki epidemii koronawirusa mogą mieć dodatni wpływ na wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych. Dodaje jednak, że ogólny scenariusz dla kształtowania się inflacji w Polsce nie zmieni się - po szczycie w I kw. będzie następował jej stopniowy spadek.
"Przy głębszym niż dotychczas oczekiwanym spowolnieniu gospodarczym inflacja w tym roku może być niższa. W krótkim terminie jednak wpływ wirusa może być in plus – mamy boom zakupowy na dobra pierwszej potrzeby, a one najwięcej ważą w koszyku inflacyjnym. Ponadto, przedsiębiorstwa muszą szukać dostawców innych niż chińskie firmy, podaż jest obniżona i to winduje ceny niektórych produktów. Możemy zobaczyć więc efekt in plus nie tylko ze strony popytu gospodarstw domowych, ale też wyższych kosztów produkcji firm, które mogą przełożyć się na ceny wyrobów gotowych" - oceniła.
"Krótkoterminowo zatem może być widoczny efekt in plus na inflację, ale w dłuższym terminie – jeśli sytuacja gospodarcza, a więc popyt się pogorszy na skutek epidemii koronawirusa – może to lekko obniżyć wskaźnik. Jednak sama trajektoria kształtowania się inflacji nie zmieni się – szczyt zakładamy w I kw., a potem stopniowe schodzenie, w bazowym scenariuszu w kierunku 3 proc. na koniec roku. Na 2020 mamy prognozę średniorocznej inflacji na poziomie 3,7 proc." - dodała.
W ocenie Strauch, w warunkach mocniejszego niż wcześniej oczekiwano spowolnienia gospodarczego w Polsce, ewentualny wzrost deficytu nie będzie stanowić problemu.
"Jest ryzyko, że deficyt w 2020 r. będzie większy niż wcześniej to zakładano, ale mamy na to przestrzeń, daleko nam do unijnego kryterium deficytu na poziomie 3 proc. PKB. Tym bardziej, że w obliczu zagrożenia, które jest na całym świecie, zwiększenie deficytu nie powinno być postrzegane jako ryzyko kredytowe czy jako negatywny wyjątek na tle innych państw, tylko raczej jako odpowiednia reakcja do sytuacji i zagrożeń" - powiedziała.
Patrycja Sikora (PAP Biznes)
pat/ ana/
