Przejdź do treści

udostępnij:

Pierwszym celem operacji NBP jest zapewnienie płynności w dobie kryzysu - Cholewiński, Pekao TFI

Pierwszym celem działań podejmowanych przez NBP jest zapewnienie uczestnikom rynku płynności w dobie kryzysu – powiedział PAP Biznes zastępca dyrektora zespołu zarządzania instrumentami dłużnymi w Pekao TFI, Radosław Cholewiński. Dodał, że w konsekwencji tych działań, rentowności SPW pozostaną w trendzie bocznym.

"Na całym świecie mamy do czynienia z bezprecedensową skalą stymulacji przez banki centralne. Pierwszy cel tych działań to zapewnienie płynności na rynku międzybankowym oraz umożliwienie uczestnikom rynku zawierania transakcji w sytuacji, gdy większość z nich potrzebuje sprzedać obligacje i pozyskać gotówkę. W warunkach kryzysu ma to bardzo duże znaczenie" - powiedział Radosław Cholewiński.

Jako drugi cel podjętych przez bank centralny działań stymulujących zarządzający wskazał luzowanie polityki pieniężnej, jednak, w zależności od kraju, luzowanie napotyka na różne przeszkody. Dodał, że w części krajów stopy procentowe były wcześniej tak obniżane, że nie ma już możliwości dalszego ich obniżania, przez co konieczne jest fizyczne stymulowanie wzrostu bilansu banku centralnego. W szczególności jest to przypadek EBC.

"W Polsce jest jeszcze przestrzeń do obniżania stóp procentowych, co widać po ubiegłotygodniowym cięciu stóp o 50 pb i późniejszych wypowiedziach członków RPP. Jednak oprócz tego banki centralne decydują się także na skup długu skarbowego, żeby wywierać efekt nie tylko na koszt krótkoterminowego pieniądza, ale oddziaływać na całą krzywą dochodowości" - powiedział.

"Sprzedając obligacje do banku centralnego, banki komercyjne mogą zrealizować zysk na posiadanych obligacjach i uzyskują dzięki temu płynne aktywa, które mogą być potrzebne do realizacji wypłat dla klientów, w związku ze wzrostem zapotrzebowania na gotówkę. Z drugiej strony, krajowe banki są pośrednikami w transakcjach z NBP dla dużej grupy uczestników rynku, którzy nie są bezpośrednim kontrpartnerem banku centralnego" – wskazał.

Cholewiński przypomniał, że poza klientami detalicznymi, banki obsługują także klientów instytucjonalnych i pośredniczą dla nich w transakcjach z NBP.

"Można powiedzieć, że banki obsługują sprzedaże obligacji do banku centralnego, które są zlecane przez bardzo szerokie grupy inwestorów. Tylko część sprzedaży obligacji do NBP realizowanych przez banki komercyjne to ich własne transakcje. Banki pośredniczą w takich transakcjach inwestorom instytucjonalnym" - dodał.

Te operacje wspierają płynność szerokiego grona posiadaczy krajowych obligacji skarbowych, które obejmuje między innymi zakłady ubezpieczeniowe, podmioty z rynku emerytalnego oraz z rynku funduszy inwestycyjnych.

ZAPOTRZEBOWANIE NA GOTÓWKĘ

"Na całym świecie widzieliśmy bardzo duże umorzenia w funduszach. Klienci, których majątkiem zarządzają inwestorzy instytucjonalni, zgłaszali zapotrzebowanie na płynność. Motywy tych działań są różne. W wielu krajach zakłady ubezpieczeń będą potrzebowały gotówki na wypłatę odszkodowań. Fundusze inwestycyjne, w których oszczędzają klienci detaliczni, będą potrzebować środków na obsługę bieżących wypłat. Bez względu na przyczynę, na końcu zawsze jest klient, który w czasie kryzysu potrzebuje gotówki" - powiedział.

"Obserwujemy, że największa skala umorzeń w funduszach wystąpiła tam, gdzie horyzont inwestycyjny klientów jest najkrótszy. Fundusze dłużne krótkoterminowe stanowią alternatywę dla gotówki i klienci właśnie z nich wycofywali środki w pierwszej kolejności, szukając gotówki. Tam gdzie inwestorzy mają większą tolerancję do ryzyka i gdzie środki w mniejszym stopniu stanowią alternatywę dla gotówki, tam umorzeń było mniej" - zauważył.

Zarządzający zaznaczył, że widoczne umorzenia wystąpiły na całym rynku i we wszystkich grupach funduszy, również w tych o dłuższym horyzoncie inwestycyjnym, przy czym ich skala była mniejsza.

W jego ocenie, odpływ kapitału z polskiego rynku dotyczył nie tylko inwestorów krajowych, ale również w znacznej części zagranicznych.

"Zawsze, kiedy jest kryzys, takie odpływy mają miejsce i kurs waluty krajowej osłabia się. Intuicja poparta obserwacją kursów złotego pozwala przypuszczać, że w dużej mierze inwestorzy zagraniczni zmniejszali swoje zaangażowanie na rynku polskim. Wystarczy spojrzeć na notowania kursu złotego, który w stosunku do euro czy dolara mocno się w ostatnim czasie mocno osłabił" - zauważył.

Wskazał, że inwestorzy zagraniczni zamykając swoje pozycje na rynku rozliczają te transakcje są w złotych. Następnie wymieniając PLN na euro i dolara zwiększają podaż krajowej waluty, przez którą kursy walut obcych rosną.

"Trudno w tej chwili powiedzieć, czy to już koniec odpływów. Na rynku mogli pozostać inwestorzy, którzy chcą trzymać otwarte pozycje przy swoim obecnym stanie wiedzy, a jak będzie możliwe szacowanie skutków pandemii, to zdecydują się je zamknąć" - ocenił.

Zarządzający zwrócił uwagę, że udział inwestorów zagranicznych w polskich aktywach od lat pozostawał niższy niż wynikałoby to z udziałów Polski w globalnych benchmarkach. Inwestorzy lokowali kapitał w rynkach uważanych za bardziej ryzykowne, a Polska, jako kraj o niższym ryzyku od innych krajów rozwijających się, była niedoważana. Z tego powodu przestrzeń do sprzedaży polskich papierów wartościowych jest ograniczona.

"Patrząc również na to jak krajowy rynek jest w tej chwili zorganizowany, jaką ma strukturę oraz na gotowość NBP do skupu aktywów skarbowych, myślę, że nie ma znaczących powodów żeby kapitał z zagraniczny nadal z Polski uciekał" - powiedział.

"W porównaniu do innych rynków w regionie, rynek polski jest już dojrzałym rynkiem i coraz mniej cech odróżnia go od rynków rozwiniętych. Operacje NBP uspokajają zatem wszystkich posiadaczy krajowych obligacji – zarówno zagranicznych, jak i krajowych" - dodał.

RENTOWNOŚCI W TRENDZIE BOCZNYM

"W kwestii rentowności krajowych SPW poruszamy się w obrębie kilku scenariuszy, na które wpływa szereg czynników. Pierwszym z tych czynników, są stopy procentowe NBP. Po kwietniowej obniżce o 50 pb RPP nadal ma pole do obniżania stóp, choć już nie tak duże, zatem dochodowość na krótkim końcu krzywej może jeszcze spadać" – powiedział Cholewiński.

Kolejną kwestią, na którą zwrócił uwagę zarządzający są rentowności obligacji skarbowych na rynkach bazowych, w szczególności w Niemczech i USA.

"Przyrost zakażeń koronawirusem stopniowo wygasa, a banki centralne wkroczyły do gry. Choć najgorsze w gospodarce może być dopiero przed nami, to możliwe, że okres największej paniki na rynkach już minął. W takim przypadku potencjał do spadku rentowności niemieckiego Bunda i amerykańskich Treasuries jest już mniejszy i nie powinniśmy dojść do historycznych minimów z połowy marca. To w pewien sposób ogranicza przedział wahań rentowności polskich SPW od dołu" - wskazał.

"Z kolei czynnikiem, który ogranicza ten przedział od góry, są operacje NBP, którymi bank tworzy pewien pułap rentowności, powyżej którego uczestnicy rynku mogą spodziewać się interwencji" - dodał.

Ocenił, że choć NBP nie określił na jakich poziomach rentowności przeprowadzi interwencje, to w czasie dotychczasowych operacji, jeszcze przed ostatnią obniżką stóp procentowych o 50 pb, NBP skupował 10-letnie papiery z maksymalną rentownością ok. 2,00 proc. Można się spodziewać, że NBP będzie ponownie skupował obligacje, jeśli ich rentowność zbliżałaby się do tego poziomu.

"Konsekwencją tego na najbliższe tygodnie jest trend boczny rentowności w szerokim przedziale wahań między 1 a 2 proc. w przypadku obligacji 10-letnich" - ocenił.

Krzysztof Kita (PAP Biznes)

kk/ asa/

udostępnij: