NBP przez interwencje FX nie chciał dodatkowo osłabiać kursu, chronił wyniki eksportu przed erozją – Sura, RPP
NBP poprzez interwencje walutowe nie chciał dodatkowo osłabiać kursu i zwiększać zysków eksporterów, lecz działał, by zapobiec erozji wyników eksporterów, gdy kumulowała się bardzo silna presja aprecjacyjna - napisał dla PAP Biznes członek RPP Rafał Sura w polemice z członkiem RPP Łukaszem Hardtem.
„Pan profesor Hardt zdaje się także kontestować potrzebę interwencji dokonanych przez NBP na rynku walutowym. Stwierdza, że polski eksport jest mocno importochłonny, a więc gdy kurs złotego się osłabia, to eksporter otrzymuje oczywiście więcej w złotych za sprzedany towar, ale jednocześnie rosną jego koszty produkcji. Tak, ale przecież gdy eksporter osiąga zysk, to przychody z eksportu muszą być wyższe niż jego koszty, w tym koszty importowanych komponentów, surowców, usług etc. Zatem przy słabszym kursie zysk eksporterów jest wyższy. NBP nie chodziło przy tym o to, aby osłabiać dodatkowo kurs i zwiększać zyski eksporterów, ale aby zapobiec erozji wyników eksporterów w sytuacji, gdy kumulowała się bardzo silna presja aprecjacyjna” – napisał Sura.
„Presja ta mogła doprowadzić, i bez interwencji NBP doprowadziłaby, do silnego wzmocnienia kursu złotego i utraty rentowności przez wielu eksporterów. To oczywiście prawda, że badania NBP potwierdziły zjawisko spadającej siły wpływu zmian kursu walutowego na polski eksport, niemniej wpływ ten jest nadal bardzo silny i to silniejszy niż w innych krajach regionu EŚW” – dodał.
Hardt w poniedziałkowym wywiadzie dla Interii stwierdził, że dyskusyjne jest mówienie, iż polski eksport miał poważne problemy, czy mógłby mieć - i dlatego trzeba było osłabić kurs krajowej waluty.
Jak wskazuje Sura, w Polsce można zaobserwować wyższy udział krajowej wartości dodanej w eksporcie niż w innych krajach regionu, zatem kurs złotego wpływa silniej na sytuację finansową eksporterów. Dodaje, że eksport z Polski charakteryzuje się mniejszą importochłonnością niż eksport innych gospodarek EŚW, co oznacza, że jest bardziej wrażliwy na zmiany kursu walutowego.
Według Sury, pozycja Polski w strukturze globalnych sieci tworzenia wartości sprawia, że polskie firmy nadal w dużej mierze muszą konkurować ceną, a zatem ewentualna aprecjacja waluty krajowej mogłaby ograniczać możliwości oferowania dóbr w konkurencyjnych cenach na międzynarodowych rynkach, a co za tym idzie, ograniczałaby sprzedaż zagraniczną.
Na efektywność przełożenia zmian kursu walutowego na dynamikę PKB korzystnie wpływa także, w ocenie Sury, wzrost roli usług w handlu zagranicznym, których importochłonność jest ponad dwukrotnie niższa niż eksportu towarów.
„Trudno zatem zrozumieć, dlaczego nie mielibyśmy chronić eksporterów przed negatywnym, silnym szokiem kursowym akurat w tak trudnym i wrażliwym okresie, w jakim znalazła się obecnie polska gospodarka. Przy niższym kursie może trzeba zapłacić kilka groszy więcej np. za tankowane paliwo, ale ogólnie inflacja jest jednak niska i zgodna z celem NBP. A alternatywą mogłaby być utrata pracy przez wielu pracowników i utrata możliwości nie tylko zatankowania przez nich swojego samochodu, ale także dokonania innych podstawowych zakupów” – pisze Sura.
W wywiadzie z początku stycznia prezes NBP Adam Glapiński potwierdził, że od połowy grudnia NBP dokonuje zakupu walut obcych na rynku walutowym (oddziałuje to w kierunku osłabienia PLN) w celu wzmocnienia oddziaływania poluzowania polityki pieniężnej NBP na gospodarkę.
Pierwszej interwencji NBP dokonał 18 grudnia. Pod koniec grudnia, prezes NBP Adam Glapiński po raz pierwszy wskazał, a później powtórzył w styczniowych wypowiedziach, że NBP ma przestrzeń do ewentualnych, zdecydowanych interwencji walutowych, choć na razie prawdopodobnie nie będzie takiej potrzeby.
Obserwatorzy oceniają, po deklaracjach Glapińskiego i późniejszych wypowiedziach członków RPP, że NBP może wkroczyć na rynek, gdy kurs EUR/PLN zbliży się w okolice 4,40-4,50.
Rafał Tuszyński (PAP Biznes)
tus/ asa/
