Przejdź do treści

udostępnij:

Spadek inflacji to jeszcze nie powód do luzowania polityki makroekonomicznej - Rozkrut, EY (wywiad)

Inflacja w Polsce w kolejnych miesiącach będzie się obniżała, jednak jej spadek to jeszcze nie powód do luzowania polityki makroekonomicznej - podkreśla główny ekonomista EY na Unię Europejską i region CESA Marek Rozkrut. Ryzyko dla ścieżki inflacji jest skierowane w górę, szczególnie w sytuacji luzowania fiskalnego i potencjalnych obniżek stóp w 2023 r.

"W ostatnich miesiącach inflacja CPI w Polsce spada i będzie dalej spadać. Pomaga w tym znacząco tzw. efekt bazy, czyli silny wzrost cen przed rokiem, do których teraz porównujemy bieżący poziom cen przy liczeniu inflacji. Kolejnym czynnikiem jest spadek cen surowców - przetrwaliśmy zimę, magazyny gazu są zapełnione, mamy spowolnienie w globalnej gospodarce, co zmniejsza popyt na surowce i powoduje spadek ich cen – zwłaszcza w odniesieniu do wysokiej bazy sprzed roku, kiedy ceny surowców eksplodowały po inwazji Rosji na Ukrainę. Przekłada się to bezpośrednio na spadek dynamiki cen energii i żywności, ale również pośrednio na koszty produkcji i ceny końcowe pozostałych towarów i usług, czyli obniżanie się inflacji bazowej" - powiedział PAP Biznes Rozkrut.

"Obawiam się jednak, że obserwowany w ostatnim czasie spadek inflacji bazowej będzie interpretowany jako wygasanie presji popytowej. Ta ostatnia słabnie, ale nie można spadku inflacji bazowej w całości przypisać osłabieniu popytu krajowego. Ceny energii i innych surowców oraz ustępowanie zaburzeń w globalnych łańcuchach dostaw przefiltrowują się na koszty produkcji towarów nieżywnościowych i nieenergetycznych oraz – w mniejszym zakresie - usług, więc obecny spadek inflacji bazowej wynika w znacznej mierze ze spadku globalnej presji kosztowej. Ten efekt jednak wkrótce wygaśnie. Biorąc to wszystko pod uwagę oczekujemy, że inflacja w tym roku będzie bardzo szybko spadać, ale w kolejnych latach ten proces będzie już jednak znacznie wolniejszy" - dodał.

Ekonomista EY podkreśla, że szybki spadek inflacji w tym roku stanowi pokusę dla decydentów do prowadzenia bardziej ekspansywnej polityki makroekonomicznej.

"Kłopot polega na tym, że szybko spadająca w bieżącym roku inflacja może wywołać falę samozadowolenia u decydentów, a tym samym pokusę prowadzenia bardziej ekspansywnej polityki makroekonomicznej, czemu dodatkowo sprzyja cykl wyborczy. Już jesteśmy świadkami licytacji na obietnice i pomysły, takie jak 800-plus, silny wzrost płacy minimalnej, sygnalizowana podwyższona waloryzacja świadczeń emerytalno-rentowych czy wreszcie kolejne transfery i dodatki zawarte w ostatniej nowelizacji budżetu, a przed nami jeszcze kilka miesięcy do wyborów" - ocenił Rozkrut.

"Pojawiają się również sygnały dotyczące łagodzenia polityki pieniężnej. Moim zdaniem nie ma przestrzeni w obecnej sytuacji makroekonomicznej na obniżanie stóp procentowych. Niemniej wiele wskazuje na to, że stopy procentowe w Polsce mogą być obniżone jeszcze w tym roku, a decyzji takiej będzie sprzyjać szybko obniżająca się w br. inflacja. Za utrzymaniem stóp na obecnym poziomie może jednak przemawiać dalsza ekspansja fiskalna, opóźniająca powrót inflacji do celu" - dodał.

Zdaniem Rozkruta, w debacie na temat wpływu zapowiedzi wyborczych, luzujących politykę fiskalną, na sytuację gospodarczą zbyt mało uwagi poświęca się czynnikom ryzyka.

"Ocena wpływu zapowiedzi wyborczych na inflację powinna brać pod uwagę czynniki ryzyka, tj. co się stanie z inflacją w wyniku potencjalnych szoków makroekonomicznych. Chodzi np. o potencjalny szok energetyczny, wynikający z surowej, kolejnej zimy, potencjalnego ataku Rosjan na infrastrukturę krytyczną w Europie lub mocniejszego ożywienia w Chinach i idącego za tym większego popytu na LNG. Może to być też inny szok kosztowy. Jeśli w warunkach podwyższonej inflacji i wysokiej dynamiki płac, która w mojej ocenie będzie obniżała się znacznie wolniej niż inflacja, wystąpi jedno z tych zjawisk, to przy dalszym luzowaniu polityki makroekonomicznej, będziemy mieli poważny problem" - powiedział PAP Biznes ekonomista.

"W warunkach napiętej sytuacji na rynku pracy i popytu dodatkowo napędzanego dosypywaniem pieniędzy gospodarstwom domowym przez polityków, przełożenie skutków szoku kosztowego na ceny będzie dla przedsiębiorstw stosunkowo proste. To z kolei będzie sprzyjać podtrzymaniu wysokiej dynamiki wynagrodzeń, gdyż pracownicy będą oczekiwać odpowiedniej rekompensaty z tytułu podwyższonych kosztów życia. Wówczas bardzo szybko trend dezinflacji, który obecnie obserwujemy, może się odwrócić, a powrót inflacji do celu jeszcze bardziej wydłużyć. To czynnik, który w mojej ocenie jest pomijany w debacie" - dodał.

Jak zaznacza ekonomista, choć wystąpienie kolejnych szoków nie jest scenariuszem bazowym, to ryzyko ich pojawienia się pozostaje wysokie.

"Ryzyko dla ścieżki inflacji jest zatem wyraźnie asymetryczne i skierowane w górę, w szczególności w sytuacji luzowania fiskalnego i potencjalnych obniżek stóp procentowych jeszcze w tym roku" - zaznaczył Rozkrut.

"Dziś duża rola w obniżaniu inflacji leży po stronie polityki fiskalnej, niemniej mandat i odpowiedzialność za realizację celu leży po stronie NBP. Jeśli polityka fiskalna pozostaje ekspansywna, to kluczowe są narzędzia po stronie polityki monetarnej. Niemniej, przy obecnej polityce pieniężnej, szanse, że osiągniemy cel inflacyjny, nawet w roku 2025 r., są niewielkie" - dodał.

Ekonomista EY prognozuje, że inflacja w Polsce pod koniec roku może znaleźć się na poziomie 7 proc., a w 2024 r. wynieść ok. 6 proc. Na koniec 2025 r. wskaźnik wzrostu cen wciąż będzie powyżej 3 proc.

"W naszym bazowym scenariuszu prognozujemy obniżenie się inflacji na koniec 2023 roku do ok. 7 proc. rdr, a jednocyfrowy poziom możemy osiągnąć już na przełomie III i IV kw. W przyszłym roku inflacja średniorocznie może znaleźć się na poziomie ok. 6 proc. – to wciąż bardzo daleko od celu NBP, który – przypomnijmy – wynosi 2,5 proc." - powiedział PAP Biznes Rozkrut.

"W 2025 r. inflacja dalej będzie podwyższona, prognozujemy, że znajdzie się w okolicy 3,8-3,9 proc., a na koniec 2025 r. wskaźnik CPI wciąż będzie powyżej 3 proc." - dodał.

W swoich prognozach makroekonomicznych Rozkrut zakłada, że polska gospodarka urośnie w tym roku o 1,1 proc., w 2024 r. o 3,0 proc., a w 2025 r. o 4,3 proc.

"Od dłuższego czasu nie zmieniamy istotnie naszych prognoz dla wzrostu gospodarczego Polski. Zakładamy, że w bieżącym roku PKB wzrośnie o 1,1 proc., w 2024 r. o 3 proc., a w kolejnym – o 4,3 proc. Głównym wsparciem dla wzrostu gospodarczego był i w dłuższym okresie pozostanie eksport – to właśnie eksport był najważniejszym silnikiem wzrostu polskiego PKB w ostatnich latach, nie konsumpcja. Pomimo spowolnienia, obecnie inwestycje radzą sobie całkiem dobrze, co wynika m.in. z potrzeb wynikających z transformacji energetycznej czy przebudowy globalnych łańcuchów dostaw" - powiedział PAP Biznes ekonomista.

"Mamy też ostatni rok, kiedy można wykorzystać środki z poprzedniej perspektywy unijnej, a wybory samorządowe będą dodatkowym bodźcem do inwestycji. W kolejnych latach inwestycje publiczne będą istotnie wspierały wzrost za sprawą wydatkowania środków z KPO – nadal zakładamy, że po wyborach środki te zaczną do nas płynąć" - dodał.

Wśród głównych ryzyk dla wzrostu gospodarczego ekonomista EY wymienia m. in. sytuację geopolityczną i ewentualne szoki kosztowe, czy znaczące pogorszenie nastrojów na rynkach finansowych.

"Głównymi czynnikami ryzyka dla wzrostu są czynniki geopolityczne, jak eskalacja wojny w Ukrainie, szoki kosztowe, które mogą być wzmocnione ostrą zimą, czy znaczące pogorszenie nastrojów na rynkach finansowych. Ewentualne pogorszenie perspektyw dla inflacji również może mieć negatywny wpływ na wzrost – wówczas podwyższone stopy procentowe zostaną utrzymane dłużej, a wzrost realnych dochodów pozostanie relatywnie niski" - powiedział PAP Biznes Rozkrut.

"Wciąż mamy też ryzyko ewentualnej 'bomby' w sektorze bankowym, choć ryzyko to dotyczy głównie USA. W Europie sektor bankowy jest dużo bardziej pod kontrolą, większy znak zapytania można stawiać przy finansowym sektorze niebankowym, gdzie regulacje nadzorcze są mniej restrykcyjne. Pomysły wyborcze krótkookresowo mogą podbijać wzrost gospodarczy, natomiast poprzez pogorszenie perspektyw dla inflacji, w dłuższym terminie mogą być negatywne dla wzrostu" - dodał.

Patrycja Sikora (PAP Biznes)

pat/ ana/

udostępnij: