Przejdź do treści

udostępnij:

Ekonomiści BNP Paribas rewidują w dół prognozę wzrostu PKB Polski w '24 do 3,0 proc. (opinia)

Ekonomiści BNP Paribas zrewidowali w dół swoją prognozę wzrostu gospodarczego Polski w 2024 r. do 3,0 proc. - wynika z najnowszego raportu banku. Na obniżenie prognozy wpływ miała m. in. wciąż słaba koniunktura gospodarcza w strefie euro, głębszy spadek produkcji budowlano-montażowej i znajdujący się w dołku cykl zapasów.

"Rewidujemy w dół naszą prognozę wzrostu gospodarczego w Polsce i obecnie spodziewamy się, że Produkt Krajowy Brutto zwiększy się w tym roku jedynie o 3 proc. (poprzednio +4 proc.). Jednocześnie dalej zakładamy, że dynamika PKB przyspieszy w roku przyszłym i 'zakręci' się wokół 4 proc." - napisano w raporcie.

Ekonomiści zaznaczają, że na obniżenie prognozy wpływ miała m. in. wciąż słaba koniunktura gospodarcza w strefie euro.

"Rysując scenariusze makro na bieżący rok nasz, optymizm względem prognozowanej skali ożywienia gospodarczego oparty był na trzech filarach: znaczącym wzroście wydatków konsumpcyjnych napędzanych wyraźnie wyższymi dochodami gospodarstw domowych, skoku spożycia publicznego związanego z dużymi podwyżkami wynagrodzeń w sferze budżetowej i postępującym odbiciu aktywności gospodarczej w Europie Zachodniej" - napisano.

"O ile pierwsze dwa założenia faktycznie się potwierdziły, koniunktura gospodarcza w strefie euro pozostaje słaba, zwłaszcza w przypadku przemysłu, co rzutuje na krajowe branże przetwórcze. Dodając do tego głębszy od spodziewanego spadek inwestycji publicznych na początku roku, a także utrzymujące się restrykcyjne nastawienie Rady Polityki Pieniężnej obniżamy nasz szacunek tempa wzrostu gospodarczego w tym roku" - dodano.

Jak wskazują ekonomiści, taki ruch uzasadniają też napływające dane.

"W pierwszym kwartale PKB w Polsce wzrósł tylko o 2 proc. rdr, a w okresie kwiecień–czerwiec dynamika wzrostu – choć najprawdopodobniej przyspieszyła – to naszym zdaniem mogła nie przekroczyć 3 proc." - napisano.

Zdaniem ekonomistów, najjaśniejszym elementem polskiej gospodarki jest w tym momencie bez wątpienia konsumpcja prywatna.

"Już w pierwszym kwartale wydatki gospodarstw domowych zwiększyły się o 4,6 proc. rdr. Kluczowym czynnikiem wspierającym tak wysoką aktywność zakupową są szybko rosnące nominalne dochody, które przy hamującej inflacji istotnie wzmocniły siłę nabywczą konsumentów. Średnie wynagrodzenie w gospodarce narodowej w ujęciu realnym (skorygowanym o wskaźnik CPI) wzrosło zimą o ponad 11 proc. rdr" - napisano w raporcie.

"Tak znaczący przyrost w portfelach gospodarstw domowych pozwala zarówno na zwiększenie oszczędności, jak i przeznaczenie większych środków na zakup dóbr i usług. W naszej ocenie, w nadchodzących miesiącach szczególnie mocno mogą zwiększać się wydatki na rozrywkę, turystykę czy gastronomię" - dodano.

BNP Paribas szacuje, że w całym roku konsumpcja zwiększy się o około 5 proc., a w przyszłym roku skala wzrostu wydatków gospodarstw domowych będzie mniejsza i wyniesie około 3,8 proc., do czego przyczyni się przede wszystkim niższe tempo wzrostu wynagrodzeń (około 8,5 proc. rdr).

Ekonomiści zaznaczają, że tak szybki wzrost dochodów gospodarstw domowych w tym roku to w istotnym stopniu efekt podwyżek wynagrodzeń dla nauczycieli i w sferze budżetowej.

"Poza większymi wydatkami konsumpcyjnymi, podwyżki te wydatnie wpływają również na statystyki dotyczące spożycia publicznego (wartość usług dostarczanych przez państwo). Jako że usługi takie jak edukacja, czy działalność policji nie mają rynkowej ceny, ich wartość obliczana jest w oparciu o koszt ich dostarczenia (w tym w dużej mierze koszt pracy). 'Urealnienie' tych wydatków następuje poprzez skorygowanie o indeks cen (deflator)" - napisano.

"Historycznie indeks ten był wyraźnie skorelowany z inflacją CPI. W efekcie przy hamującej inflacji 'realna' wartość usług publicznych w Rachunkach Narodowych (składowe PKB) szybko rośnie. Według GUS w pierwszym kwartale spożycie publiczne zwiększyło się aż o 10,9 proc. rdr (przy udziale w PKB na poziomie około 19 proc.). W całym roku szacujemy, że wzrost będzie mniejszy (około 8 proc.), jednak będzie to bardzo istotny czynnik podbijający dynamikę wzrostu gospodarczego w tym roku" - dodano.

Autorzy raportu wskazują, że o ile krajowi konsumenci mocno wspierają aktywność gospodarczą w Polsce, słaba koniunktura zagraniczna pozostaje głównym czynnikiem przeciwdziałającym szybszemu wzrostowi gospodarczemu.

"Zimą spodziewaliśmy się, że podobnie jak w Polsce odbudowujące się realne dochody gospodarstw domowych pozwolą wejść europejskiej gospodarce na wyższe obroty. W pierwszym kwartale wydatki konsumpcyjne w strefie euro zwiększyły się jednak jedynie o 0,8 proc. rdr (przy wzroście realnych dochodów o 3,1 proc. rdr)" - napisano.

"Wchodząc w ten rok zakładaliśmy, że lepsza koniunktura na południu Europy – widoczna także w przemyśle – przyczyni się do stopniowej poprawy sytuacji wśród niemieckich wytwórców. Ostatnie dane o wskaźnikach PMI sugerują jednak w większym stopniu, że to reszta Europy zaczyna się dostosowywać do marazmu obserwowanego w największej gospodarce Starego Kontynentu" - dodano.

Ekonomiści BNP Paribas wskazują, że w krótkim horyzoncie trudno być optymistą, co do perspektyw europejskiego przemysłu, zwłaszcza że na słabe cykliczne odbicie nakładają się także problemy strukturalne.

"Spadek roli Niemiec w globalnym przemyśle to trend, który rozpoczął się już przed pandemią. Eksport towarów poza UE swój 'szczyt' osiągnął tam w połowie 2018 roku. Od tej pory sprzedaż pozaunijna spada, a jej obecny wolumen jest porównywalny do 2006 roku" - napisano w raporcie.

Na niższe - niż prognozowane wcześniej przez bank - tempo wzrostu gospodarczego w Polsce w 2024 r. roku wpływa także głębszy spadek produkcji budowlano-montażowej, który wynika m. in. z tąpnięcia inwestycji publicznych.

"O ile spodziewaliśmy się, że zakończenie projektów finansowanych z poprzedniej perspektywy finansowej UE z końcem ubiegłego roku będzie wiązało się z pewną 'luką' jeśli chodzi o nakłady na infrastrukturę, uważaliśmy że do pewnego stopnia zostanie ona zasypana przez środki z Krajowego Planu Odbudowy (KPO). Inwestycje publiczne w ubiegłym roku zostały jednak dodatkowo wsparte przez 'cykl wyborczy' i w efekcie na początku roku zaobserwowaliśmy zjazd jeśli chodzi o ich poziom" - napisano w raporcie.

"Dostrzegamy jednak pewne symptomy poprawy sytuacji jak np. wzrost produkcji cementu, co w naszej ocenie zwiastuje zbliżającą się poprawę koniunktury w budownictwie. Sądzimy jednak, że ze względu na efekty bazy (wysokie inwestycje w czwartym kwartale ubiegłego roku) wydatki publiczne w większym stopniu będą napędzać wzrost dopiero w przyszłym roku, kiedy rozpędzić powinno się już też finansowanie programów z KPO" - dodano.

Autorzy raportu wskazują, że przy umiarkowanym wzroście popytu finalnego w gospodarce czynnikiem ograniczającym ożywienie gospodarcze jest także wciąż znajdujący się w dołku cykl zapasów.

"Po zbudowaniu znaczących pozycji magazynowych w okresie popandemicznym przedsiębiorstwa wciąż dostosowują ich poziom, co rzutuje na bieżącą produkcję i tym samym tłumi dynamikę wzrostu PKB. Na początku roku wolumen zapasów zmniejszył się w ujęciu rok-do-roku i w pierwszym kwartale czynnik ten odjął 2,8 pkt. proc. od rocznego tempa wzrostu gospodarczego" - napisano.

Zdaniem ekonomistów, odwróceniu się cyklu zapasów nie sprzyja też jastrzębie nastawienie Rady Polityki Pieniężnej.

"W sytuacji spadku cen produkcji sprzedanej przemysłu, warunki finansowe dla przedsiębiorstw stały się mocno restrykcyjne, co zmniejsza zainteresowanie kredytem obrotowym, a tym samym oddziałuje niekorzystnie na wielkość zakupów surowców, materiałów czy półproduktów przez firmy przetwórcze" - napisano.

"Sądzimy, że cykl zapasów na dobre odwróci się dopiero w przyszłym roku czemu sprzyjać powinno postępujące odbicie aktywności i prawdopodobne obniżki stóp procentowych" - dodano. (PAP Biznes)

pat/ osz/

udostępnij: