Wojewoda Pomorski krytykuje lokalizację atomu w Lubiatowie. Powodem mogą być wybory samorządowe i negocjacje z Amerykanami. Projekt jądrowy ma nadal spore problemy z finansowaniem odziedziczone po PiS
Wojewoda Pomorski krytykuje lokalizację atomu w Lubiatowie. Powodem mogą być wybory samorządowe i negocjacje z Amerykanami. Projekt jądrowy ma nadal spore problemy z finansowaniem odziedziczone po PiS.
Atomowa imba
„Zgoda dla lokalizacji [pierwszej elektrowni atomowej] w Lubiatowie została wydana, ale cały czas rozważamy czy słusznie. Są też różne głosy na temat wybranej technologii. Najbliższe miesiące będą decydujące – poinformowała wojewoda pomorska Beata Rutkiewicz cytowana przez Dziennik Bałtycki.
Po nagłośnieniu tej wypowiedzi temat stał się niezwykle nośny. Jest wysoce prawdopodobne, że wybór lokalizacji, w której wraz z amerykańskim Westinghouse i Bechtel ma być realizowana pierwsza w kraju elektrownia atomowa, poprzedziły lata badań. Jakakolwiek zmiana pociągnęłaby więc wieloletnie opóźnienia projektu, a być może po prostu pogrzebałaby go na wieczność.
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że kwestie atomowe są bardzo polaryzujące dla elektoratów PO i PIS. Ten drugi wskazuje na nieudane „pierwsze podejście” do budowy energetyki jądrowej przez pierwszy rząd Donalda Tuska, choć na ironię zakrawa fakt, że to właśnie w tych czasach po raz pierwszy zaczęto rozważać Lubiatowo jako potencjalną lokalizację atomu. Nie bez znaczenia są też lokalne nastroje. Jak podkreśla Rutkiewicz tereny, na których ma powstać atom są atrakcyjne turystycznie, a inwestycja wyłączy je z użytkowania (mieszkańcy Świnoujścia i okolic terminalu LNG lubią to!).
Wczorajsza (18 stycznia) gorąca dyskusja wokół słów Rutkiewicz skutkowała wydanym przez nią oświadczeniem, w którym stwierdza, że „podczas spotkania 17 stycznia w Chojnicach Wojewoda Pomorska wskazała, że w związku z dużą ilością uwag oraz rozmów, które prowadziła zasadne jest powtórne przyjrzenie się i przeanalizowanie wydanej decyzji środowiskowej dla lokalizacji elektrowni w Lubiatowie. Ostateczne decyzje co do lokalizacji elektrowni jądrowej na Pomorzu zostaną podjęte przez Rząd RP w stosownym czasie, po dokonaniu szczegółowych analiz”.
W co gra Wojewoda Pomorski?
Zasadne wydaje się więc pytanie w co gra Wojewoda Pomorski? Tym bardziej, że jest to przedstawiciel rządu na terenie województwa.
W mojej ocenie mamy do czynienia z teatrem politycznym, a nie rzeczywistą chęcią zmiany lokalizacji pierwszej elektrowni atomowej. Tym bardziej, że technicznie byłoby to dość trudne przedsięwzięcie. 8 stycznia br. wydano decyzję o ustaleniu lokalizacji w Lubiatowie dla siłowni jądrowej na Pomorzu i uzyskała ona status ostatecznej, co odbyło się na mocy postanowienia Ministra Rozwoju i Technologii (świeżo sformowanego rządu!). To postanowienie kończy etap rozpatrywania sprawy przez administrację publiczną i ewentualnych odwołań.
Retoryka Wojewody Pomorskiego, który jest przecież tego świadomy służy raczej dwóm zupełnie innym kwestiom niż rzeczywiste podważanie lokalizacji. Pierwszą są zbliżające się wybory samorządowe i chęć zaskarbienia sobie lub własnej formacji politycznej odpowiedniej aprobaty wyborców. Drugą, negocjacje z Amerykanami, do których podstawą będzie zapowiedziany przez premiera Donalda Tuska audyt atomowy. Słowa Rutkiewicz można przecież odbierać jako pogrożenie palcem wobec Westinghouse i Bechtel, a więc zajmowania pozycji negocjacyjnej przez rząd rękoma wojewody.
Kłopoty wygenerowane przez PiS
Źródłem problemu w projekcie energetyki jądrowej są decyzje poprzedniego rządu PiS, które narażają jego harmonogram i opłacalność. Niestety nie wystarczy tu hurraoptymistyczna postawa: nie ważne co i jak, po prostu zacznijmy budować.
Nad całokształtem problemów pochyliłem się w niedawnym tekście „Audyt programu energetyki jądrowej – na co rząd Tuska musi zwrócić uwagę?”. Tutaj chciałbym jedynie nakreślić najważniejsze z nich.
Po pierwsze, wybór Westinghouse, bez transparentnej procedury konkurencyjnej, naraża cały projekt na ryzyko zablokowania w Komisji Europejskiej (a jesteśmy na etapie wysyłania wniosku prenotyfikacyjnego). Skoro nie zdecydowano się na przetarg (jak np. w Czechach i wielu innych krajach), ale formę bezprzetargową, to należało dochować staranności procedury konkurencyjnej i dać każdemu oferentowi równe szanse. Tak się nie stało. Westinghouse jako jedyny otrzymał wsparcie w postaci umowy międzyrządowej, a na jego reaktorze AP1000 oparto raport środowiskowy.
Po drugie, zarówno opracowany przez Polskie Elektrownie Jądrowe model biznesowy (finansowania działalności elektrowni i sprzedaż prądu) jak i model finansowania inwestycji nie są publicznie znane i nie były szeroko konsultowane. Nie jest na dziś znany całościowy (uwzględniający koszty finansowania) koszt budowy elektrowni (nieoficjalnie bliższy jest on dwustu mld zł niż zapowiedzianym stu).
Po trzecie, wbrew zapisom PPEJ nie jest planowane znaczne (do 49%) zaangażowanie kapitałowe wybranego dostawcy technologii (ze względu na niewielką wartość kapitałową Westinghouse i politykę większościowych właścicieli wykluczającą dodatkowe finansowanie firmy).
Budowa elektrowni ma według zamierzeń PEJ być finansowana z rynku (głównie amerykańskiego), zapewne po cenach rynkowych, być może z koordynacją Exim Bank, oprócz części objętej kredytami eksportowymi (ograniczonej regulacjami OECD co do poziomu zaangażowania).
To wszystko są spore problemy dla nowego rządu.
Co z tego wynika?
Jeżeli nie dojdzie w najbliższym czasie do odwołania Wojewody Pomorskiego oznacza to, że jego krytyka lokalizacji pierwszej elektrowni atomowej w Lubiatowie ma autoryzację rządu. Nie jest to jednak jednoznaczne ze zmianą lokalizacji co pociągnęłoby prawdopodobnie wieloletnie opóźnienia inwestycji. Najprawdopodobniej kluczowe są tu zapóźnienia odziedziczone po ekipie PiS, która nie wynegocjowała z Amerykanami satysfakcjonującego poziomu ich udziału w projekcie ani odpowiedniego finansowania. Niewykluczone, że chodzi także o zbliżające się wybory samorządowe.
EDIT 18.01.2024, godzina 11:06
Nie ma żadnych podstaw, by formułować tezę, że rząd chce zmienić lokalizację elektrowni atomowej. Nie wiem skąd ta burza — podkreśla w rozmowie z Onetem ministra klimatu i środowiska Paulina Henning-Kloska. W ten sposób odniosła się do zamieszania dotyczącego budowy elektrowni atomowej, które pojawiło się po słowach nowej pomorskiej wojewody.