Przejdź do treści

udostępnij:

Kategorie

Zielona energia na kursie pod wiatr [WYWIAD]

Udostępnij

Rynek OZE zderza się dziś z niepewnością regulacyjną, która utrudnia realizację umów i podważa zaufanie inwestorów. Jak mówi Remigiusz Nowakowski z Qair Polska, to jasne zasady gry – a nie spór o tzw. limit 500 metrów – zdecydują o tempie rozwoju energetyki wiatrowej i magazynów energii w najbliższych latach.

Piotr Maciążek: Co dziś jest najważniejszą kwestią dla firmy działającej w sektorze OZE i stawiającej głównie na energetykę wiatrową

Remigiusz Nowakowski, Wiceprezes Zarządu i Dyrektor Zarządzający Qair Polska S.A.: Myślę, że to, co jest dziś dla nas najważniejsze, to warunki dalszego rozwoju naszego biznesu. Drugi, pewnie jeszcze ważniejszy aspekt operacyjny, to skala obecnych wyłączeń i sposób redysponowania instalacji, zwłaszcza tych, które mają podpisane umowy z odbiorcami końcowymi.

Chodzi o sytuacje, w których mamy zawarte umowy PPA (długoterminowe umowy na zakup energii z OZE). My inwestujemy w instalację, a odbiorca często inwestuje w linię produkcyjną, ale musi mieć zapewniony dostęp do zielonej energii. Podpisujemy więc umowę gwarantującą dostawy z konkretnego źródła i o określonym wolumenie. Nagle jednak okazuje się, że to źródło jest odstawiane, bo w systemie pojawia się nadprodukcja energii.

W kolejnej aktualizacji instrukcji ruchu i eksploatacji sieci przesyłowej PSE powinien znaleźć się zapis, który wprost wskazuje, że źródła posiadające umowy PPA, przy spełnieniu określonych warunków, będą wyłączone z takiego rozdysponowania.

To wydaje się dziś kluczowym kierunkiem, bo nie chodzi już tylko o opłacalność inwestycji czy ryzyko po stronie inwestorów, takich jak my, lecz o fundamentalne zaufanie do rynku. Jeśli po drugiej stronie jest odbiorca, który opiera swoje plany rozwoju na gwarancji dostaw zielonej energii, a potem dostawy tej energii zostają wstrzymane to podważa sens całego systemu.

Czytaj także: OZE to już filar a nie dodatek do systemu energetycznego – uznali eksperci uczestniczący w dyskusji sektorowej podczas tegorocznego Europower

Czy w rządzie jest świadomość tego problemu?

Świadomość pewnie jest. Tylko pytanie czy za tym idą odpowiednie działania? Czy jest możliwość zbudowania jakiegoś konsensusu w takim zakresie, żeby te rozwiązania wprowadzić?

Różnie bywa z rozwiązywaniem problemów branży. Pani minister Paulina Henning-  Kloska poinformowała, że można usprawnić proces inwestycyjny związany z wiatrakami lądowymi, ale jeżeli chodzi o ich odległość od zabudowań, to nie można tego zmienić, bo -tu cytat- to „religia PiS-u”. 

Dla mnie zaskakujące jest to, że dopiero teraz po dwóch latach funkcjonowania rządu, który przecież obiecywał przyspieszenie inwestycji w odnawialne źródła energii pojawiają się jakieś rozwiązania. A skoro, jak słyszymy, wprowadzenie tych zmian nie wymaga nowelizacji ustawy, to rodzi się pytanie: dlaczego nie zrobiono tego wcześniej?

Natomiast co do kwestii samej ustawy wiatrakowej i odległości, zwłaszcza 500 metrów, to wydaje mi się, że dzisiaj już w branży jest dosyć powszechne przekonanie, że to nie jest tak naprawdę absolutnie najważniejszy postulat. Jest dużo projektów też w obszarze siedmiuset metrów, tylko problem jest taki, że nie można ich zrobić szybciej niż w 7 lat na przykład, bo proces uchwalenia miejscowego planu zagospodarowania czy decyzji środowiskowej trwa kilka lat. 

Qair uzyskał duże finansowanie od Brookfield Partners o wartości 575 mln zł. Czyli zagranica widzi na polskim rynku potencjał mimo tych wszystkich trudności?

Instytucje finansowe widzą w nas potencjał i wydaje mi się, że przekonaliśmy je do tego, że nasz model biznesowy jest skuteczny, że zapewnia efektywny zwrot zainwestowanych środków. Ponadto, to sygnał, że mamy stabilną sytuację finansową, ale też stabilną sytuację rynkową w takim sensie, że jesteśmy w stanie nasz wolumen uplasować na rynku na warunkach zapewniających rentowność naszego biznesu.

Skoro rozmawiamy o finansach. Czy bierzecie pod uwagę pozyskanie kapitału na GPW, na rynku kapitałowym?

To oczywiście zawsze musi być podporządkowane pewnemu celowi strategicznego. Naszym celem strategicznym na dziś jest osiągnięcie poziomu 1 GW mocy zainstalowanej w roku 2027, a w perspektywie w roku 2030 chcemy zwielokrotnić ten poziom, więc cel wzrostu jest dosyć jasno nakreślony i z pewnością tutaj zapotrzebowanie na takie finansowanie będzie. Czy aktualnie formuła spółki giełdowej jest najlepsza dla rozwoju takiego biznesu? W Polsce nie mamy aż tak dużo takich przykładów.

Jest np. Polenergia. Kilka innych spółek też by się znalazło.

Tak, ale jej historia była trochę inna niż nasza.

My dzisiaj jesteśmy w zasadzie w takiej sytuacji, która w zasadzie daje nam możliwość w pełni samodzielnego finansowania, funkcjonowania i dalszego rozwoju w obecnym modelu opartym głównie na project finance. Bardziej skupiamy się na zabezpieczeniu finansowania dłużnego. I jednym z takich, na pewno rozważanych przez nas kierunków jest emisja zielonych obligacji. Emisja obligacji, które dawałyby nam możliwość przejścia trochę z tego finansowania projektowego na finansowanie korporacyjne i większą elastyczność.

Czytaj także: Transformacja energetyczna potrzebuje elastycznego popytu. Dlatego spółki rozwijają taryfy dynamiczne i wpływają na profil zużycia energii – mówią przedstawiciele branży podczas Europower

Kiedy można się spodziewać takiej emisji?

To jest pewnie kwestia roku 2026 lub 2027. Natomiast oczywiście to też zależy od wielu parametrów, od tego, na ile tego typu finansowanie będzie atrakcyjne. Jeśli stopy procentowe będą w trendzie spadkowym, to te szanse na pewno wzrastają. Z drugiej strony to też będzie zależało od skali portfela projektów, które będziemy mieli do realizacji. I tutaj chociażby magazyny energii, które rozwijamy, to są kapitałochłonne inwestycje. 

Bierzecie pod uwagę sprzedaż swojego biznesu w Polsce?

Zawsze tego typu decyzje to są decyzje akcjonariuszy. Natomiast ja wierzę w długoterminowy potencjał tego biznesu w Polsce. Głównie z tego powodu, że jesteśmy dzisiaj wciąż jeszcze w nierównowadze w rozumieniu popytu na zieloną energię, którą my oferujemy.

Strategicznie będziemy koncentrować się na budowie wartości dla naszych akcjonariuszy i zapewnieniu możliwie najlepszych wyników operacyjnych, aby zapewnić przestrzeń do finansowania planowanego wzrostu.

Rynek fotowoltaiki jest już mocno przegrzany. Planujecie nadal jakieś inwestycje w tym obszarze?

Osiągnęliśmy już w dużej mierze to co zakładaliśmy, jeśli chodzi o rozwój portfela w zakresie fotowoltaiki. Mamy oczywiście kolejne projekty i będziemy je rozwijać, ale to już nie będzie tak szybki przyrost jak w ostatnich latach. Nasze DNA to energetyka wiatrowa.

Wynotowałem sobie cytat z niedawnej wypowiedzi prezesa PSE, Grzegorza Onichimowskiego, który powiedział, że za 10 lat energetyka w Polsce będzie wyglądać następująco: „w połowie lat 30. rola węgla w elektroenergetyce będzie pomijana. Będziemy mieli jeszcze kilka bloków węglowych. One praktycznie nie będą działać, tylko będą trzymane w tak zwanej zimnej rezerwie do uruchomienia w razie potrzeby. Do dyspozycji będzie kilkanaście, może 20 GW mocy gazowej, a także bardzo dużo OZE. Zobaczymy w jakich proporcjach”. Zgadzasz się?

Myślę, że ta diagnoza kierunkowo jest słuszna, chociaż kwestie związane z blokami węglowymi zależą w dużej mierze od decyzji politycznych na poziomie centralnym. Na dzisiaj, pomimo, że mówiliśmy wiele o ich wyłączaniu czy wygaszaniu, mamy do czynienia z przedłużeniem ich funkcjonowania. To w dużej mierze również pytanie, jaka będzie dynamika, jeśli chodzi o tempo realizacji polityki klimatycznej w samej Komisji Europejskiej. Natomiast powinniśmy uważać, aby nie uzależnić się nadmiernie od gazu, który nie jest naszym paliwem lokalnym. W tym kontekście źródła OZE bazują na zasobach naturalnych, które są dostępne na naszym terytorium więc wzmacniają nasza odporność na zawirowania geopolityczne.

Skoro powiedzieliśmy już sobie, że OZE to przyszłość naszego miksu warto także spytać czy OZE mogą drastycznie obniżyć ceny rachunków w Polsce?

Mogą. To widać w momencie, kiedy mamy wysoką generację OZE. Wtedy pojawiają się ceny ujemne. Generalnie taryfy dynamiczne są dobrym rozwiązaniem, które ma pobudzić stronę popytową. Coraz częściej będzie opłacało się dopasować swoją konsumpcję do sytuacji na rynku, tak żeby pobierać energię w czasie, kiedy ona jest najtańsza, czyli kiedy mamy jej za dużo relatywnie do standardowego zużycia. To na pewno jest dobre rozwiązanie. 

A ukryte koszty OZE? Koszty bilansowania OZE to około 100 zł za MW/h.

To prawda, że OZE wymaga bilansowania, ale bilansowania wymaga również każdy odbiorca w systemie. Oczywiście, że konieczne jest ponoszenie odpowiednio wysokich nakładów na bilansowanie, tylko bilansowanie tak czy inaczej musi być zapewnione również w przypadku działania jednostek konwencjonalnych. Poza tym jednostki konwencjonalne będą obciążane kosztami CO2, a koszty ich finansowania są często znacznie większe niż źródeł OZE.

Co jest największym zagrożeniem teraz dla waszego biznesu na polskim rynku?

Z pewnością jednym z ważnych zagrożeń jest dezinformacja wymierzona w branżę OZE, która podważa zaufanie do nowych inwestycji w społecznościach lokalnych. Na pewno nie sprzyja nam sytuacja geopolityczna, w której jesteśmy i zwłaszcza chociażby takie incydenty, które pojawiły się na ścianie wschodniej, na Lubelszczyźnie, gdzie na przykład drony naruszyły polską przestrzeń powietrzną. Wyobraźmy sobie projekt elektrowni wiatrowej, w który uderza dron… Takie ryzyko już wpływa negatywnie na możliwość zabezpieczenia finansowania oraz decyzje inwestycyjne zwłaszcza zagranicznych podmiotów zarówno w branży energetycznej jak i w sektorze przemysłowym, który jest głównym odbiorcą naszej energii.

Podtrzymujesz swoje zdanie, że energetyka rozproszona to bezpieczeństwo w warunkach konfliktu zbrojnego?

Zdecydowanie tak. Pokazuje to Ukraina. System, który jest zaopatrywany z wielu różnych źródeł i ma dużo więcej lokalnych i regionalnych źródeł, to w sposób naturalny większa odporność. Prawdopodobieństwo zniszczenia takiej infrastruktury jest niższe.

Dziękuję za rozmowę.


 

Udostępnij