Zamiana zysków na kopalnie
Konsolidacja energetyki i górnictwa węgla kamiennego, którą planuje nowy rząd, w proponowanej formie nie przyniesie większych korzyści. Oczywiście na szybko uda się reanimować kopalnie, ale tym samym energetyka po prostu zostanie bez pieniędzy.
Wkrótce minie rok od ogłoszenia planu naprawczego Kompanii Węglowej (KW) przez poprzedni rząd. Nie dość, że nie udało się go zrealizować, to jeszcze ewoluował. Ostatni jego wariant zakładał, że stojącą na skraju bankructwa KW będzie ratować, kupując jej obligacje, państwowe Towarzystwo Finansowe Silesia (dokapitalizowane m.in. akcjami PGNiG). Od tego czasu już dwa razy zdążył się zmienić prezes TF Silesia, prezes KW Krzysztof Sędzikowski podał się do dymisji (wejdzie w życie z końcem 2015 roku), a przede wszystkim zmienił się rząd. Ponad miesiąc po wyborach nadal nie przedstawił on konkretnego planu dla borykającego się z gigantycznymi problemami sektora węgla kamiennego.
Powstało za to nowe Ministerstwo Energii, na którego czele stanął Krzysztof Tchórzewski. Resort będzie się zajmował… górnictwem, ponieważ energetyka pozostanie pod nadzorem Ministerstwa Skarbu Państwa. To rozwiązanie jest dość zaskakujące, ponieważ w poprzednich latach górnictwo znajdowało się w kompetencjach resortu gospodarki, a energetyka – Skarbu Państwa. Dopiero od lutego 2015 r. nadzór właścicielski nad jedną i drugą branżą przeszedł pod jeden dach – do resortu Skarbu. Teraz nadzór znów jest rozdzielony, mimo iż PiS zapowiadał, że planuje konsolidację górnictwa i energetyki.
Nowy rząd, stare problemy
Minister Tchórzewski zapowiada, że plan restrukturyzacji górnictwa będzie gotowy w ciągu kilku tygodni. Unika jednak jak ognia stwierdzeń o tym, czy (i które) kopalnie na Śląsku będą zamykane. Podobnie Grzegorz Tobiszowski, wiceminister energii odpowiedzialny za górnictwo, mniej chętnie niż ostatnio mówi o wyciszaniu kopalń (czyli o zamykaniu ich np. na kilka lat do momentu, gdy wróci koniunktura). Bardziej dosadnie wypowiedział się ostatnio w TVP Info wicepremier i minister rozwoju Mateusz Morawiecki, który powiedział, że sektorowi węglowemu potrzebny jest zaawansowany plan restrukturyzacyjny, a najbardziej nierentowne części kopalń należy zamknąć.
Najgorsza wydaje się sytuacja Kompanii Węglowej. Pomijając fakt, że praktycznie nie płaci ona swoim kontrahentom i nie prowadzi od miesięcy ważnych inwestycji w kopalniach, żyjąc w zasadzie z dnia na dzień, najbardziej palącym problemem co miesiąc okazuje się zorganizowanie wypłaty dla ponad 30-tys. załogi. Bagatela – każdorazowo plus minus 200 mln zł. Były już przedpłaty za węgiel od wszystkich możliwych odbiorców (nawet za ten, który będzie wydobywany dopiero w 2016 r.), była zaliczka za rybnickie kopalnie od Węglokoksu (500 mln zł), który miał tworzyć tzw. Nową Kompanię Węglową… A mamy właśnie do czynienia z kumulacją wypłat – pensja za grudzień, Barbórka i „czternastka”, czyli jakieś 600 mln zł. Wypłaty tym razem sfinansuje już TF Silesia, niemniej będzie to kolejna kroplówka.
Minister Tchórzewski twierdzi, że miejsca pracy w górnictwie są priorytetem, a węgiel nie jest zwykłym towarem podlegającym prawom rynku. Jest jednak w błędzie, gdy twierdzi, iż będziemy go zużywać więcej, bo zapotrzebowanie na energię w kolejnych latach wzrośnie. Po pierwsze – nawet jeśli wzrośnie, to niekoniecznie musi być to energia z węgla (odnawialne źródła energii wciąż się rozwijają). Po drugie – nie musi być to energia z polskiego węgla (o ile państwowe spółki są zmuszone do zakupu krajowego surowca i mają zakaz importu, o tyle prywatnym, jak np. EDF czy GdF Suez, trudno zabronić zakupów za granicą). I wreszcie po trzecie – stare bloki węglowe w Polsce muszą być zamykane. I będą. W ich miejsce otwarte zostaną nowe, m.in. w Opolu (PGE), Jaworznie (Tauron) czy Kozienicach (Enea). A nowe bloki będą miały o wiele większą sprawność niż stare, a co za tym idzie będą po prostu spalać mniej węgla.
W Polsce wydobycie tego surowca systematycznie spada. W tym roku może po raz pierwszy zejść poniżej 70 mln t (jeszcze kilkanaście lat temu było to 100 mln rocznie). Spada też zatrudnienie w kopalniach węgla kamiennego – tylko od początku roku 2015 z ponad 100 tys. zmniejszyło się do około 93 tys. (dane katowickiego oddziału Agencji Rozwoju Przemysłu). Koszty wydobycia natomiast wcale nie maleją – średnio to wciąż blisko 300 zł za tonę.
Tymczasem ceny węgla systematycznie spadają (w portach ARA w październiku były bliskie zejścia poniżej 50 dol. za tonę), a i prognozy na najbliższe lata nie są optymistyczne.
Jeśli dodamy do tego kolejne plany ograniczenia emisji dwutlenku węgla w UE, to jeśli faktycznie chcemy jeszcze mieć ten przemysł, trzeba przygotować plan restrukturyzacji górnictwa naprawdę bardzo mądrze. I wreszcie należy przestać mówić o jego wielowiekowych perspektywach – według ARP obecne złoża paliwa nadające się do wydobycia starczą nam na około 45 lat, a te obecnie udostępnione na około 34 lata. To nie są więc jakieś niewyobrażalne wielkości, choć wielu tak się może wydawać.
Kto kogo połknie?
Konsolidacja energetyki i górnictwa, o której mówi PiS (zresztą rząd PO-PSL też miał w sumie podobny plan, tylko mu nie wyszło) to nic nowego. Od kilku lat słyszymy, że takie rozwiązanie mogłoby wejść w życie. Ba, poniekąd nawet trochę się tak dzieje. Przykładem może być grupa energetyczna Tauron, która ma w swoim składzie kopalnie Janina i Sobieski, a od niedawna także Brzeszcze, do zakupu których – powiedzmy to w końcu głośno – została zmuszona (po zmianie zarządu, który był przeciwny kupowaniu kopalni będącej w fatalnej kondycji finansowej). Z kolei poznańska Enea w udany sposób zrealizowała przejęcie lubelskiej Bogdanki. Teraz zaś coraz głośniej mówi się o tym, jakoby miała przejąć Katowicki Holding Węglowy (KHW), choć być może nie w całości, bo w kopalni Wieczorek kończy się już złoże, a zamknięcie ruchu Śląsk kopalni Wujek jest coraz poważniej rozważane.
Warto dodać, że Bogdanka i KHW są głównymi dostawcami paliwa dla należącej do Enei elektrowni w Kozienicach. Gdy Enea przejmie KHW, to mając i holding, i Bogdankę (nawet jeśli ta będzie wydobywać zakładane na ten rok 8,5 mln t węgla, a nie 11 mln t – a takie ma zdolności), będzie i tak musiała poszukać zbytu dla 7–8 mln t paliwa (to zależy jeszcze od tego, czy Enea będzie wraz z Energą pracować przy projekcie elektrowni w Ostrołęce).
„Rzeczpospolita” pisała ostatnio, że z kolei PGE mogłaby przejąć nawet całą Kompanię Węglową. To chyba tylko plotki, bo wydaje się, że realizowany będzie jednak plan z udziałem TF Silesia. Towarzystwo to ma jednak być w KW tylko inwestorem przejściowym. Kto będzie docelowym? Zapewne energetyka, czyli wracamy do punktu wyjścia.
To rozwiązanie nawet miałoby sens, gdyby energetyka mogła przejąć wybrane, najlepsze aktywa węglowe. To groziłoby jednak wojną z górniczymi związkami zawodowymi, a na tę jeszcze żaden rząd w ostatnich kilkunastu latach sobie nie pozwolił. Pytanie tylko, jak długo można kupować czas przy tak tragicznej sytuacji branży węglowej? Pewnie niedługo się przekonamy.
Niewykluczone, że gdyby udało się zamknąć najsłabsze kopalnie obecnej Kompanii Węglowej (m.in. Bielszowice czy Halembę), rozmowy z energetyką wyglądałyby inaczej. To, czy i jakie kopalnie zostaną zlikwidowane, okaże się jednak dopiero wtedy, gdy resort energii przedstawi swój plan dla sektora.
Korzyści w zasadzie brak
Na horyzoncie nie widać innego pomysłu niż konsolidacja górnictwa i energetyki, tyle że takie rozwiązanie ma niewiele plusów – o ile można powiedzieć, że w ogóle je ma. A jeśli już, to oczywiście dla górnictwa. O jakichkolwiek korzyściach dla energetyki trudno mówić, zwłaszcza że w sektorze węgla kamiennego w 2015 r. po raz kolejny zapowiada się strata netto na poziomie 2,2 mld zł (dla porządku dodam, że w 2011 r. sektor odnotował ponad 3 mld zł zysku netto, jednak wtedy nikt nawet słowem nie wspomniał o koniecznych reformach, choć już wtedy koszty wydobycia były bardzo wysokie, jednak stosunkowo wysokie ceny węgla jeszcze to kompensowały).
– Plusów konsolidacji nie widzę. Minusy są oczywiste. Górnictwo jest bankrutem, a energetyka jest z roku na rok w coraz gorszej sytuacji finansowej i lada chwila wykaże straty. Dokładanie na plecy ledwo zipiącej branży wielkiego worka kamieni może się skończyć tylko w jeden sposób. Poza tym górnictwo wymaga sanacji, czyli zwolnienia 3/4 pracowników i ograniczenia wydobycia o 1/3 dziś i o 1/2 do 2020 roku, jeśli ma stanąć na nogi. A nie osiągnie się tego poprzez przykrywanie jego straty niewielkim zyskiem energetyki, która sama wymaga restrukturyzacji: szybkiej redukcji zatrudnienia o 1/3 i znaczących inwestycji – tłumaczy Maciej Bukowski, prezes Warszawskiego Instytutu Studiów Ekonomicznych.
Jego zdaniem państwowe firmy w ogóle nie potrafią skutecznie działać na rynku, jeśli nie mają na nim monopolu.
– Spółki energetyczne będą musiały zainwestować duże kwoty w modernizację własnej infrastruktury. Wynika to z konieczności wymiany starych aktywów, ale też z nowych regulacji środowiskowych oraz realizacji celów polityki klimatyczno-energetycznej, która wymaga od energetyki wysokich nakładów inwestycyjnych. Jednocześnie perspektywy rynku energii w Polsce i całej Europie są bardzo niepewne, zarówno jeśli chodzi o pogodzenie dużej energetyki z prosumentami, jak i o integrację krajowych rynków energii w ramach Unii Energetycznej – tłumaczy Aleksander Śniegocki, koordynator programu Energia i Klimat w WISE.
– Problemem polskiego górnictwa jest niska wydajność wydobycia. Nie ma co liczyć na nagłe, szybkie odbicie cen węgla na rynku, więc jedynym sposobem na poprawę rentowności kopalni jest restrukturyzacja i cięcie kosztów, głównie zatrudnienia. W tej sytuacji próba konsolidacji energetyki i górnictwa jest bardzo złym pomysłem. Może to wstrzymać trudne, ale niezbędne działania naprawcze w branży, a także bardzo utrudnić modernizację polskiej elektroenergetyki przez odciągnięcie jej zasobów na utrzymywanie nierentownego wydobycia – dodaje.
Zwraca też uwagę, że przejmowanie przez energetykę nierentownych kopalń to działanie na niekorzyść spółki. Tym m.in. tłumaczył niechęć do Brzeszcz Dariusz Lubera, były szef Taurona. Marek Woszczyk, prezes PGE, też nie chciał, by jego spółka przejęła przeznaczoną do likwidacji kopalnię Makoszowy. Po wymianie szefów spółek energetycznych kontrolowanych przez Skarb Państwa (a to przecież tylko kwestia czasu) możemy się jednak spodziewać wielu zaskakujących decyzji.