Baltic Pipe bez opóźnień, ale trwa walka o kontraktację gazu na potrzeby gazociągu
Strategiczny gazociąg Baltic Pipe najprawdopodobniej zostanie oddany do użytku bez opóźnień. Nadal trwa jednak walka o to by przesyłał odpowiednią ilość gazu jesienią, podczas której Europa spodziewa się zaostrzenia obecnego kryzysu gazowego.
Podczas dzisiejszego wydarzenia organizowanego przez Strefę Inwestorów eksperci energetyczni Aleksandra Gawlikowska – Fyk z Forum Energii i Robert Tomaszewski z Polityki Insight podkreślali, że tegoroczna jesień będzie naznaczona potężnym kryzysem energetycznym. Jedną z głównych bolączek Europy będzie dostępność gazu ziemnego. Zatłoczenie magazynów na odpowiednim poziomie utrudnia polityka rosyjskiego Gazpromu, który zmniejszył przesył gazociągiem Nord Stream.
Baltic Pipe bez opóźnień
Dla Polski i krajowego systemu gazowego kluczową kwestią jest jak najszybsze oddanie do użytku gazociągu Baltic Pipe i jego jak największe zatłoczenie gazem. Uzyskanie dostępu do surowca z hubu na szelfie norweskim jest kluczem dla niezależności gazowej.
Źródło: Gaz System
Zgodnie z informacjami operatora systemowego, spółki Gaz System, cały projekt jest na ukończeniu i nie ma mowy o żadnym opóźnieniu. „W lipcu nastąpi połączenie części duńskiej i polskiej gazociągu (…) odbiory techniczne są de facto przeprowadzane z miesięcznym wyprzedzeniem wobec harmonogramu”. To wszystko oznacza, że w październiku Baltic Pipe będzie operacyjny, a przy odrobinie szczęścia być może będzie to nawet wrzesień. Przy czym mówimy tu o niepełnej mocy, docelową przepustowość rura osiągnie w styczniu 2023 r. (10 mld m3 surowca, co stanowi połowę zapotrzebowania rocznego na gaz w Polsce).
Gazprom zakręca gaz Niemcom, Francji i Włochom. Polska także może mieć przez to problem
Trwa walka o gaz dla Baltic Pipe
Jednak kwestią równie istotną jak uruchomienie strategicznej magistrali łączącej Polskę z szelfem norweskim jest ilość gazu jaka nią popłynie. Zgodnie z oficjalnymi komunikatami PGNiG ma obecnie zapewniony surowiec na potrzeby Baltic Pipe na poziomie 4,5 mld m3 – to mniej niż połowa docelowych mocy magistrali.
Jednak prezes gazowego potentata, Iwona Waksmundzka – Olejniczak, zapewnia że PGNiG prowadzi obecnie aktywne rozmowy w sprawie kolejnych kontraktów dedykowanych Baltic Pipe, które miałyby zostać uruchamiane w tym roku. Szczegóły są jednak niejawne, co nie dziwi w kontekście delikatnej sfery negocjacyjnej.
Wcześniej spółka informowała, że system gazowy się bilansuje i nie ma potrzeby dokontraktowywać Baltic Pipe. Jednak zmniejszenie mocy przesyłowych w Nord Stream do 40 proc. z pewnością zmniejszy możliwość importu surowca z Niemiec. To może wymagać od Polski znalezienia dodatkowych wolumenów błękitnego paliwa w okresie grzewczym.
Wicepremier Jacek Sasin stwierdził, że brakujące wolumeny mogą być dokupywane na giełdzie, ale w obliczu ogólnoeuropejskiego kryzysu gazowego trudno wyobrazić sobie dobrą cenę i łatwą dostępność surowca z tego kierunku. Dlatego bardziej prawdopodobne jest to, że PGNiG intensyfikuje rozmowy dotyczące nowych umów na potrzeby Baltic Pipe – o ile będzie to możliwe z pewnością pomostowych. Byłyby one dość drogie, ale pozwoliły przejść „suchą nogą” przez jesienny kryzys.
Widać tu dużą determinację i intensyfikację działań prezes Iwony Waksmundzkiej – Olejniczak, która w sposób otwarty komunikuje się z rynkiem i informuje partnerów PGNiG o krokach podejmowanych przez spółkę. Takie działania wymagają jednak postawienia pytań skierowanych do jej poprzedników, głównie Piotra Woźniaka, który prezesował przez bardzo długi czas i zapewniał publicznie, że gdy odchodził z PGNiG kontrakty na Baltic Pipe były w zasadzie „dopięte na ostatni guzik”. Być może tak było, ale z jakiś powodów jego następcy ich nie podpisali. Dość oczywistą konstatacją jest tu zbyt wygórowana cena surowca, która była nie do zaakceptowania dla PGNiG, które jest przecież spółką giełdową i podlega rygorom ograniczającym możliwość zawierania umów ze szkodą dla interesów grupy.
Co z tego wynika?
Komunikat Gaz Systemu sugeruje, że Baltic Pipe zostanie oddany do użytku bez opóźnień. Jednak kluczowe będzie przede wszystkim to czy poziom jego kontraktacji będzie adekwatny do potrzeb jakie pojawią się podczas tegorocznego sezonu grzewczego w realiach wojny gazowej z Rosją. To nadal duża niewiadoma, jednak nowy zarząd PGNiG konsekwentnie próbuje sprostać temu wyzwaniu korygując zaniedbania swoich poprzedników.