Młodzi, niewykształceni Amerykanie i Anglicy zamiast pracować wolą grać w gry
Coraz więcej młodych, niezbyt dobrze wykształconych osób zamiast pracy wybiera mieszkanie u rodziców i... granie w gry. Naukowcy zwracają uwagę, że to zjawisko jest coraz bardziej widoczne w trendach makroekonomicznych.
- Gdyby mój syn miał zupełną swobodę, to grałby w gry wideo przez 23 godziny na dobę. Tak mi powiedział. Jestem pewien, że niezbyt dużo by jadł. Być może nawet przestałby brać prysznic – twierdzi Erik Hurst, jeden z amerykańskich ekonomistów zwracających uwagę na rosnący problem uzależnienia młodych ludzi od elektronicznej rozrywki. Hurst przedstawił dokładnie ten problem podczas wykładu wygłoszonego na The University of Chicago Booth School of Business.
Millenialsi spędzają coraz więcej czasu na graniu
Podobne obserwacje co prof. Hurst ma Alan B. Krueger z Princeton University, były doradca ekonomiczny prezydenta USA Baracka Obamy. Niedawno opublikował pracę naukową na ten temat. Zwrócił w niej uwagę, że coraz częściej amerykańscy mężczyźni w wieku 21-30 lat, czyli należący do tzw. pokolenia Millenialsów, preferują gry wideo ponad inne rozrywki.
Mężczyzna w wieku 21-30 lat w latach 2012-15 spędzał na graniu w gry o blisko 100 proc. więcej czasu, niż w latach 2004-07 – zauważył w swoim raporcie Krueger. W tym okresie znacząco spadła średnia liczba godzin spędzonych przez badanych przed telewizorem i w pracy.
Tab. 1. Rodzaje aktywności podejmowane przez amerykańskich mężczyzn w wieku 21-30 lat (średnia l. godzin w tygodniu)
Jest to o tyle logiczne, że gry są względnie tanią rozrywką. Wyjście do kina to - zarówno w USA, jak i w Polsce - koszt powyżej 40 zł (10 USD), czyli około 20 zł (5 USD) za godzinę. Tymczasem zakup gry to jednorazowa inwestycja (powiedzmy, że na poziomie 240 zł, czyli około 60 USD), z której „stopa zwrotu” jest tym większa, im więcej godzin spędza się przez komputerem lub konsolą.
Trend jest widoczny nie tylko w USA, ale także w innych krajach anglosaskich
Trend niepodejmowania pracy przez słabo wykształcone młode osoby jest już bardzo widoczny w danych makroekonomicznych. I to nie tylko tych dotyczących USA.
- W roku 2000 pracowało około 84 proc. nisko wykształconych Amerykanów. W roku 2015 ten wskaźnik poszedł w dół do 77 proc. Gdy spojrzymy na historię rynku pracy, zobaczymy, jak znaczący jest to spadek. I jest to stały trend, który rozpoczął się przed kryzysem z lat 2007-09 i utrzymał się w czasach pokryzysowych
Hurst podkreśla, że technologia zmienia radykalnie rynek pracy. W latach 2000-2015 w USA zostało zlikwidowanych aż 8 mln miejsc pracy w przemyśle, bo ludzi zastępują maszyny.
- Rozwój technologiczny ma więc wpływ na popyt na pracę. Ale jednocześnie zmniejsza jej podaż. Zwróćmy uwagę, że ludzie generalnie nie lubią pracować za darmo. Najczęściej oceniają wnikliwie, czy praca za oferowane wynagrodzenie im się opłaca. Tej oceny dokonują porównując zyski osiągane z pracy z kosztami pracy, a jednym z kosztów pracy jest czas. Moja teoria jest taka, że rozrywki elektroniczne znacząco podniosły cenę czasu wolnego. Dlatego młodzi, słabo wyedukowani mężczyźni wolą zostać w domach i oddawać się rozrywce elektronicznej niż iść do słabo płatnej pracy
W USA w 2015 roku aż 22 proc. mężczyzn w wieku 21-30 lat z wykształceniem podstawowym lub średnim nie podjęło żadnej pracy. W 2000 roku ten odsetek wynosił 10 proc.
Dynamicznie spada również stopa partycypacji w rynku pracy amerykańskich mężczyzn w wieku produkcyjnym. Wskaźnik ten pokazuje, jaka część populacji pracuje lub aktywnie poszukuje pracy.
Wykres 1. Stopa partycypacji w rynku pracy mężczyzn amerykańskich w wieku 25-34 lata
Źródło: A. B. Krueger (2016)
Podobnie wygląda sytuacja w innych krajach anglosaskich. Wystarczy spojrzeć na dane OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, Organization for Economic Cooperation and Development) i porównać trendy z tych krajów ze średnią OECD.
Wykres 2. Stopa zatrudnienia osób w wieku 25-64 lat z wykształceniem poniżej średniego
Wykres 3. Stopa zatrudnienia osób w wieku 25-64 lat z wykształceniem średnim
Źródło: OECD
Oczywiście, to nie tylko jeden czynnik – czyli rosnące uzależnienie pewnej części społeczeństwa od gier – ma wpływ na widoczne trendy. Ale trzeba przyznać, że jednak coś jest na rzeczy. Przecież to właśnie w zamożnych anglosaskich krajach rodziców stać na to, by utrzymywać swoje dzieci.
Jaka będzie przyszłość uzależnionych od gier
Prof. Hurst zwraca uwagę, że młodzi mężczyźni coraz częściej wolą grać, niż wiązać się uczuciowo z kobietą. Większość tzw. Millennialsów mieszka przecież z rodzicami i – jak zwraca uwagę Hurst - ma problemy z wchodzeniem w trwałe związki.
Chociaż, patrząc się na niektóre żarty internetowe, można mieć jeszcze nadzieję, że to się trochę zmieni...
„Jeśli dziewczyna uwielbia grać w FIFĘ – ożeń się z nią!”
Co się stanie, gdy zagrywający się w gry Millennialsi założą rodziny? Badania pokazują, że obecnie są oni szczęśliwi, ale - jak podkreślał w wykładzie dla Chicago Booth prof. Hurst – za kilka lat ta idylla się skończy.
- Niektórzy z nich założą rodziny. Problem w tym, że są słabo wykształceni, a do tego nie będą mieć doświadczenia zawodowego. To źle wróży ich ekonomicznej przyszłości. Już w tej chwili widać wzrost liczby uzależnionych od narkotyków oraz wzrost liczby samobójstw wśród mężczyzn między 30 a 40 rokiem życia
Jak ratować Anglosasów? Może, jak zaproponował żartobliwie analityk portalu ZeroHedge Tyler Durden, USA i Wielka Brytania powinny obłożyć gry wysokimi podatkiem (video gaming tax) jako że są to towary szkodliwe, wręcz uzależniające...
A może naukowcy zbyt mocno martwią się o młode pokolenia? O ich uzależnienie od newsów, danych, gier, mediów społecznościowych? W końcu pierwszym naukowcem, który ostrzegał przed szkodliwą obfitością informacji był Szwajcar Konrad Gesner - pisarz, przyrodnik, filolog, lingwista, leksykolog, wydawca. Zmarł w 1565 roku...
PS. Wykład Erik Hursta wygłoszony na The University of Chicago Booth School of Business