Przejdź do treści

udostępnij:

Kategorie

Na Wall Street zrobiło się gorąco jak w tyglu: wszyscy składają zlecenia kupna, a nikt nie sprzedaje twierdzą eksperci Charles Schwab

Udostępnij

Po roku, w którym amerykańska giełda przypomina spokojne jeziorko, przychodzi zazwyczaj rok, w którym zmienia się w morze targane całkiem silnym sztormem. Jak reaguje na spokojne lata za oceanem polska giełda?

Hossa za oceanem jest imponująca. W trakcie ostatniego miesiąca główny indeks amerykańskiej giełdy S&P500 poszedł w górę o ponad 7%. W trakcie 12 miesięcy urósł o 25%, a w ciągu 5 lat o niemal 92%.

Jednak ostatnie dynamiczne wzrosty zaniepokoiły analityków wielu firm inwestycyjnych. Eksperci jednej z nich – chodzi o Charles Schwab – określili je terminem „melt-up”. W swoim raporcie po prostu stwierdzili, że na Wall Street zrobiło się gorąco jak w tyglu: wszyscy składają zlecenia kupna, a nikt nie sprzedaje.

Czy to się może skończyć dobrze? Nie – odpowiadają eksperci Charles Schwab. Tym bardziej, że rok 2017 był na amerykańskiej giełdzie bardzo spokojny, dodają.

Giełdowy sztorm nadchodzi po okresie flauty

Analitycy firmy Charles Schwab przebadali historię S&P500 od roku 1945 do 2017. Ubiegły rok był niezwykle spokojny na Wall Street. Maksymalne cofnięcie indeksu w trakcie roku (podczas kilku sesji) sięgnęło -3%, a liczba sesji podczas których wskaźnik urósł lub spadł o ponad 1% wyniosła ledwie 8. Tylko jeden rok (1995) w badanym okresie był równie spokojny, a zakończył się wyższą stopą zwrotu.

Co działo się z S&P500 w roku następującym po podobnie idyllicznym sezonie? No cóż, przestawało być spokojnie. Wall Street ze spokojnego jeziorka zmieniała się zazwyczaj w targane sztormem morze. Gdy weźmiemy pod uwagę lata po 10 najspokojniejszych sezonach na S&P500, to okazuje się, że średnie maksymalne cofnięcie wyniosło -12%, średnia stopa zwrotu ledwie 5%, a średnia liczba dni o dużej zmienności aż 38.
 

T1

*liczba sesji w roku, podczas których S&P500 urósł lub spadł o więcej niż 1%

Źródło: Charles Schwab

Zobacz także: David Einhorn z Greenlight Capital: Władze i regulatorzy nie odrobili lekcji. Dlatego kryzys taki jak w roku 2008 może się powtórzyć

W przeszłości spokój i optymizm przechodził na WIG, ale...

Znane przysłowie mówi, że jak Wall Street ma katar, to GPW choruje na zapalenie płuc. Pojawia się więc pytanie: co działo się na warszawskim parkiecie po nadzwyczaj spokojnych latach za oceanem? Zerknęliśmy na to, jak zachowywał się WIG:

W 1996 roku WIG poszedł w górę o 90% (S&P500: +20%).

W 1994 roku WIG spadł o 39,9% (S&P500: -2%).

W 1992 urósł o 13,2% (S&P500: +4%).

W 2014 poszedł w górę o 0,3% (S&P500: +11%).

Średnia: +15,9% (S&P500: +8,25%)

Można by z tego wyciągnąć wniosek, że nie było źle. Problem w tym, że ta próbka obejmuje głównie wczesne lata GPW, które nie mogą być do końca miarodajne. No i jest ona mocno zawężona czasowo – przecież przed 1991 rokiem nie było GPW.

Bogle: S&P500 może zostać ściągnięte w dół przez prawo powrotu do średniej

W tym miejscu warto przytoczyć ostrzeżenie, jakie padło niedawno z ust Jacka Bogle’a, słynnego założyciela firmy inwestycyjnej Vanguard:

- Inwestowanie w akcje spółek z S&P500 jest świetnym pomysłem, bo to od razu automatycznie zapewnia dywersyfikację geograficzną. W końcu około 40% przychodów tych firm pochodzi spoza USA. Problem w tym, że od 1993 roku amerykańskie akcje podrożały o około 800%, podczas gdy walory z innych rynków średnio o około 250%. Jeśli wierzymy w prawo powrotu do średniej, to powinniśmy teraz zmniejszać udział akcji amerykańskich w portfelu, na rzecz innych rynków – stwierdził Bogle w wywiadzie dla portalu Advisor Perspectives.

Wygląda więc na to, że historia i zazwyczaj działające prawidła giełdowe (jak prawo powrotu do średniej) coraz wyraźniej wskazują na to, że inwestorzy powinni stać się niezwykle ostrożni. Spokój i optymizm bijące od strony Wall Street stają się niepokojące...

Zobacz także: W długim terminie akcje są dobrą inwestycją, ale mają godnego rywala... nieruchomości!

Udostępnij