Ważna informacja dla inwestujących w energetykę. Są szanse na przedłużenie rynku mocy
Komisarz UE ds. energii, Kadri Simson, poinformowała, że „nie sprzeciwia się w sposób zdecydowany mechanizmom mocowym dla węgla. Jednak takie odstępstwo powinno pozostać wyjątkowe”. To pokazuje, że po stronie Brukseli istnieje pewna elastyczność i polski rząd z pewnością „coś ugra” w kwestii rynku mocy.
Mechanizm rynku mocy
W obecnych realiach regulacyjnych będących efektem obecności polski w Unii Europejskiej funkcjonowanie elektrowni węglowych jest coraz trudniejsze. Wynika to z jednej strony z rosnących cen uprawnień do emisji CO2, co podnosi koszty operacyjne takich jednostek, a z drugiej strony zasady merit order. Mówi ona o tym, że gdy pojawia się zapotrzebowanie na energię w pierwszej kolejności do systemu trafia energia wyprodukowana przez źródła niskoemisyjne. Taka sytuacja w normalnych okolicznościach prowadziłaby często do sytuacji, w której elektrownie węglowe w ogóle nie sprzedawałyby energii i stawały się nierentowne.
Rozwiązanie, które w związku z tym wypracowano wspólnie z Komisją Europejską to tzw. rynek mocy. Ponieważ zielona rewolucja dopiero się rozpędza, a stabilne funkcjonowanie systemu energetycznego jest konieczne w kontekście bezpieczeństwa, Bruksela zgodziła się na dopłaty z budżetu państwa do elektrowni węglowych, aby na wypadek sytuacji kryzysowych znajdowały się w tzw. rezerwie. Szkopuł w tym, że datą graniczną takiego rozwiązania jest 2025 r., co dla producentów energii uzależnionych od paliw kopalnych jest bardzo problematyczne.
Dyskusje o przedłużeniu rynku mocy
Już pod koniec 2022 r. Ministerstwo Klimatu i Środowiska zapowiedziało, że będzie rozmawiać z Komisją Europejską o przedłużeniu funkcjonowania rynku mocy. Oczywiście Polska akcentuje tu mocno kontekst kryzysu energetycznego związanego z wojną na Ukrainie.
W obiegu medialnym pojawiły się opinie, że rząd w Warszawie chciałby przedłużenia wsparcia dla elektrowni węglowych aż do 2035 r. Przy czym miałoby tu chodzić przede wszystkim o poddane renowacji „dwusetki” (bloki 200 MW). Ponadto takie jednostki nie mogłyby na rynku mocy zarabiać.
„Na papierze” wygląda to dobrze, ale w rzeczywistości problemem nie musi być nastawienie unijnych urzędników, ale wiek krajowych siłowni. Obecnie wynosi on średnio na jeden blok aż 48 lat (zgodnie z wyliczeniami Polskiego Instytutu Ekonomicznego). Poza tym rosnące koszty operacyjne takich jednostek, brak możliwości ich zarabiania na mechanizmie rynku mocy i ograniczony dostęp do kapitału – to gotowa recepta na duże kłopoty.
Panaceum na te problemy miałaby być Narodowa Agencja Bezpieczeństwa Energetycznego (NABE), której powstanie cyklicznie zapowiada wicepremier Jacek Sasin. NABE odpowiadałaby za wydzielenie aktywów związanych z wytwarzaniem energii elektrycznej w konwencjonalnych jednostkach węglowych z grup kapitałowych spółek energetycznych, które posiadają udziały skarbu państwa. Zdaniem Sasina „nie naruszałoby to zasad pomocy publicznej”. Czy tak jest w istocie? To pokaże efekt rozmów z Komisją Europejską.
Co z tego wynika?
Komisarz UE ds. energii, Kadri Simson, poinformowała właśnie, że „nie sprzeciwia się w sposób zdecydowany mechanizmom mocowym dla węgla. Jednak takie odstępstwo powinno pozostać wyjątkowe”. To pokazuje, że po stronie Brukseli istnieje pewna elastyczność i polski rząd z pewnością „coś ugra” w kwestii rynku mocy.
Czy będzie to jednak aż tak daleki horyzont czasowy jak akcentują media? Wypowiedź Simson wskazuje na 2028 r.
Z perspektywy inwestorów przedłużenie rynku mocy byłoby dobrą informacją dla spółek skarbu państwa takich jak PGE, Tauron czy Enea. Jeszcze lepszą powinno być powstanie NABE. Jednak przedwyborczy czas nie sprzyja takim decyzjom.