Chiński "green washing" niszczy gospodarkę UE. Ich koszt emisji CO2 to 20 proc. europejskiego
Znacznie niższe koszty emisji, brak wiążących zobowiązań do osiągnięcia neutralności klimatycznej przed 2060 rokiem oraz opóźnienia we wprowadzeniu unijnego "cła węglowego" sprawiają, że chińskie przedsiębiorstwa mogą produkować taniej i skutecznie wypierać europejskie firmy z rynków globalnych. Czy europejski przemysł jest skazany na porażkę?
Chiny, największy emitent gazów cieplarnianych na świecie, zapowiadają rozszerzenie swojego systemu handlu emisjami na nowe sektory gospodarki (ETS). Zgodnie z zapowiedzią premiera Li Qianga, do końca 2025 roku system obejmie także przemysł stalowy, aluminiowy i cementowy. Choć może się to wydawać krokiem w stronę ograniczenia emisji, kluczowe różnice między "chińskim ETS" a europejskim systemem EU ETS sprawiają, że chińska gospodarka nadal czerpie korzyści z niższych kosztów klimatycznych.
Czytaj także: Chiny próbują przestraszyć Brukselę i rozpoczynają dochodzenie antydumpingowe uderzające w europejskie firmyCena emisji CO2: Europa kontra Chiny
Obecnie cena tony CO2 w europejskim ETS wynosi 68 euro, czyli niemal 73 dolary. Tymczasem w chińskim ETS cena nie przekracza 15 dolarów za tonę – niemal pięciokrotnie mniej. Tak znacząca różnica oznacza, że europejskie przedsiębiorstwa ponoszą znacznie wyższe koszty związane z emisjami, co przekłada się na ich konkurencyjność na rynkach globalnych.
Niska cena uprawnień do emisji w Chinach nie jest przypadkowa. Władze w Pekinie celowo utrzymują ceny na poziomie, który nie zmusza największych emitentów do radykalnych działań redukcyjnych, zapewniając tym samym konkurencyjność rodzimych firm. To fundamentalna różnica względem UE, gdzie coraz bardziej restrykcyjna polityka klimatyczna prowadzi do wzrostu kosztów produkcji w sektorach energochłonnych.
Neutralność klimatyczna – kluczowa dekada przewagi Chin
Europa wyznaczyła sobie ambitny cel osiągnięcia neutralności klimatycznej do 2050 roku, natomiast Chiny deklarują ten sam cel o dekadę później – do 2060 roku. Różnica dziesięciu lat ma ogromne znaczenie dla międzynarodowej konkurencyjności. Podczas gdy unijne firmy już dziś muszą podejmować kosztowne inwestycje w zielone technologie, chińskie przedsiębiorstwa mają więcej czasu na dostosowanie się do przyszłych regulacji, co pozwala im na utrzymanie niższych kosztów operacyjnych i dalszą ekspansję na rynki zagraniczne.
Opóźnienia CBAM – zagrożenie dla europejskiego przemysłu
Kluczowym narzędziem, które mogłoby ograniczyć ryzyko utraty konkurencyjności przez europejski biznes, jest mechanizm CBAM (Carbon Border Adjustment Mechanism), czyli tzw. cło węglowe. Ma ono na celu wyrównanie szans europejskich producentów z importerami spoza UE, którzy nie ponoszą takich samych kosztów emisji (tzw. ryzyko ucieczki emisji).
Jednak ostatnie decyzje Komisji Europejskiej przesuwają obowiązek zakupu certyfikatów CBAM z 2026 na 2027 rok, co daje dodatkowy czas importerom na dostosowanie swoich strategii. Dla europejskiego przemysłu oznacza to jeszcze dłuższy okres konkurowania na nierównych zasadach z chińskimi produktami, które nadal mogą być tańsze dzięki niższym kosztom emisji.
Co z tego wynika?
Podczas gdy Chiny deklarują ekspansję swojego systemu handlu emisjami, realne koszty emisji w Państwie Środka pozostają wielokrotnie niższe niż w Europie. Dodatkowo, opóźnienie CBAM sprawia, że europejskie firmy przez kolejne lata będą wystawione na konkurencję ze strony tańszych, ale bardziej emisyjnych produktów spoza UE.
W kontekście tych wyzwań kluczowe będzie to, czy Europa zdecyduje się na bardziej zdecydowane działania w zakresie ochrony swojego przemysłu, czy też będzie kontynuować ambitną politykę klimatyczną, narażając swoje firmy na dalsze osłabienie konkurencyjności wobec chińskich przedsiębiorstw. Tzw. Clean Industrial Deal to działania dalece niewystarczające, by Stary Kontynent mógł odzyskać swoją konkurencyjność. Tym bardziej, że również Stany Zjednoczone nie zamierzają "grać" według europejskich zasad.