Przejdź do treści

udostępnij:

Kategorie

Czego inwestorzy mogą się nauczyć od ludzi uzależnionych od loterii

Udostępnij

Czy inwestorzy mogą się czegoś nauczyć od ludzi uzależnionych od wypełniania losów loteryjnych? Znany amerykański dziennikarz ekonomiczny Jason Zweig przekonuje, że tak.

 Niedawno jakiś szczęśliwiec wygrał 1,54 mld USD na loterii Mega Millions. To oznacza, że mógł odebrać 904 mln USD w gotówce, po potrąceniu podatków. Była to najwyższa wygrana w historii amerykańskich gier losowych.

W USA loterie cieszą się wielką i nieustającą popularnością. W roku 2016 Amerykanie wydali 80 mld USD na losy. Jeszcze raz, to nie pomyłka: wydali osiemdziesiąt miliardów dolarów na losy.
 

1

Wygram na loterii, będę wielkim inwestorem

Zresztą, loterie są popularne nie tylko w USA. W Polsce około 67% obywateli uczestniczy w różnego rodzaju grach hazardowych. 84% Polaków przynajmniej raz w roku gra w Lotto. 30% Polaków na losy wydaje miesięcznie co najmniej 10 zł. Mówiły tak wyniki badania przeprowadzonego w II połowie 2017 roku przez IQS na zlecenie firmy Totolotek.

Działa tu oczywiście mechanizm polegający na wierze w to, że "to właśnie ja będę tym szczęśliwcem, który zainkasuje tak kosmicznie dużą sumę pieniędzy". W jednej z ankiet, 22% badanych Brytyjczyków stwierdziło, że w ciągu swojego życia wygra główną nagrodę na loterii. Chyba nawet nie trzeba dodawać, że to jest niemożliwe.

Psychologiczne aspekty udziału w loteriach są wdzięcznym przedmiotem badań, pokazują różnego rodzaju mechanizmy rządzące ludzką psychiką. Okazuje się na przykład, że ludzie lubią kupować losy na kilka dni przed losowaniem, aby... dłużej mieć nadzieję na wygraną.

Zobacz także: Prawdopodobieństwo wygranej w EuroJackpot jest dużo mniejsze niż w inwestowaniu na ślepo na giełdzie

Inwestor nie powinien wierzyć w swoje szczęście

Czy inwestorzy mogą się czegoś nauczyć od hazardzistów? Znany amerykański dziennikarz ekonomiczny Jason Zweig przekonuje, że tak. Opublikował niedawno niezwykle ciekawy tekst na ten temat na łamach The Wall Street Journal.

Zweig zwraca uwagę, że inwestorzy są tylko ludźmi, tak jak miłośnicy loterii. I popełniają bardzo podobne błędy. Na przykład wierzą w swoje szczęście. Liczą, że będą uzyskiwali wyniki inwestycyjne grubo powyżej średniej i dzięki temu będą kręcili niebotyczne stopy zwrotu.

Wierzą też w jakiś rodzaj „osobistej magii”. To dlatego hazardziści są skłonni zapłacić czterokrotnie więcej za los, byle tylko mieć możliwość wytypowania własnych, szczęśliwych numerków. To dlatego inwestorzy wolą kupić akcje, które już kiedyś dały im zarobić – bo wierzą, że znów okażą się szczęśliwe. Oczywiście, to bardzo duży błąd, bo sytuacja fundamentalna spółki (albo branży, w której działa) mogła się zmienić, odkąd poprzednio kupowali jej papiery.

ETF-y jak gra na chybił trafił

Tymczasem, jak podkreśla Zweig, czasami zarówno inwestorzy, jak i hazardziści, powinni nieco wyluzować. I zaufać bardziej prawom wielkich liczb. Zweig wskazuje, że Charles Clotfelter - ekonomista z Duke University, który poświęcił wiele lat badaniom różnych problemów związanych z loteriami – namawia do typowania numerków „na chybił trafił”.

- Pozwól, by maszyna wybrała numerki za ciebie. Twoja szansa na wygraną jest taka sama, jak gdybyś wytypował swoje ulubione numerki. Ale masz mniejszą szansę na to, że będziesz musiał podzielić się z kimś nagrodą. Tak mówi matematyka, tak mówi prawo wielkich liczb – tłumaczy Clotfelter.

Według Zweiga, podobnie powinna zachować się większość inwestorów. Nie powinna liczyć na to, że będzie następcami Warrena Buffetta. Ba, zarabianie więcej niż 10% rocznie jest poza zasięgiem większości inwestorów. Prawda jest brutalna: przeciętny inwestor powinien inwestować w niskokosztowe fundusze ETF, które dają mu zarobić średnią rynkową. W długim terminie to mu się opłaci bardziej, niż poświęcanie czasu i nerwów na aktywne zarządzanie portfelem.

Zobacz także: Amerykańskie spółki są już tak drogie, jak na szczycie bańki internetowej sprzed kilkunastu lat

Udostępnij