Przejdź do treści

udostępnij:

Fundusze inwestycyjne lokujące pieniądze w dzieła sztuki - sprawdzamy czy to zły czy dobry pomysł

Udostępnij

Wyniki funduszy inwestycyjnych lokujących pieniądze w dziełach sztuki nie zachwycają. Poza tym ta forma lokowania kapitału jest pozbawiona wielkiej zalety kupowania obrazów w formie fizycznej: nie można nic powiesić na ścianie, nie można rozkoszować się widokiem.

Inwestowanie w sztukę ma historię sięgającą wielu stuleci. Od 1904 roku można inwestować w sztukę zbiorowo, poprzez fundusze inwestycyjne.

Jednym z najświeższych przykładów udanego funduszu inwestującego w sztukę jest Artemundi Global Fund, który działał w latach 2010-15. Podmiot zebrał od inwestorów 211 mln USD. Był funduszem zamkniętej daty, czyli miał określoną długość życia. Jego inwestycje były dopasowane do horyzontu 5-letniego i przyniosły 17% średniorocznego zysku.

Jakie fundusze inwestycyjne działają na rynku sztuki

Obecnie na rynku sztuki prężnie działa m.in. Tiroche DeLeon Collection Art Vantage Fund zarejestrowany na Gibraltarze. „W klasycznym portfelu inwestycyjnym sztuka powinna stanowić między 3% a 10% aktywów. Nasz fundusz umożliwia inwestorom z całego świata dywersyfikację portfela, a przy tym jest jedynym w pełni prywatnym funduszem bazującym na decyzjach jednego prywatnego kolekcjonera” – reklamuje się fundusz. By w niego zainwestować (gdy otwierały się subskrypcyjne okna) trzeba było mieć minimum 500 000 USD. Fundusz pobiera 2% opłaty za zarządzanie i 20% od zysku. W swoim portfelu ma dzieła takich artystów, jak Ai Wei Wei, Marina Abramović czy Ronald Ventura.

Na razie podmiot z Gibraltaru nie zachwyca swoimi wynikami. Zarobił 0,23% od uruchomienia. Tylko w jednym roku swojej działalności miał lepszą stopę zwrotu niż złoto i globalne akcje (patrz tabelka). Fundusz ma jednak działać do 2027 roku (10 lat od zamknięcia wpłat), więc za wcześnie na podsumowania.

Tab. 1. Stopy zwrotu funduszu Tiroche DeLeon Collection na tle wybranych aktywów (proc.)

  fundusz złoto (USD) MSCI World
1Q2019 1,7 0,8 4
2018 -16 -2,1 -8,7
2017 0,8 13,6 22,4
2016 -3,7 9,1 7,5
2015 -7,8 -10,4 -0,9
2014 5 -1,5 4,9
2013 9,4 -28,3 26,7
2012 4,3 7 15,8

Źródło: Tiroche DeLeon Collection, MSCI

Kilka funduszy inwestujących w sztukę prowadzi firma The Fine Art Group. Innymi działającymi funduszami tego typu są szwajcarski Fine Art Invest Fund, niemiecki Artfonds 21 czy południowoafrykański The Scheryn Art Collectors’ Fund.

Zobacz także: Rozkwita sztuka inspirowana kryptowalutami. Wiele wskazuje, że może być lepszą inwestycją niż Bitcoin

Wpadki funduszy rynku sztuki

Nie da się jednak ukryć, że spora część funduszy inwestujących w sztukę zwiodła inwestorów. Śladów w Internecie jest aż nadto, a my wspomnimy choćby przypadki Brazil Golden Art Fund, Day Star Fund I czy funduszu Banque Nationale de Paris, który zakończył działalność w niesławie w 1999 roku. Nic więc dziwnego, że w ostatnich latach rynek funduszy inwestujących w sztukę skurczył się znacznie. Jego szczyt przypadł na rok 2012: wtedy około 90 tego rodzaju podmiotów miało pod zarządzaniem około 2,1 mld USD. Tymczasem już w 2017 roku było ich mniej niż 60 i dysponowały ledwie około 830 mln USD aktywów – podaje firma doradcza Deloitte.

Według ekspertów Deloitte, rozwój rynku hamują różne czynniki. Po pierwsze, by zainwestować w fundusz lokujący środki w sztukę, trzeba mieć zazwyczaj co najmniej kilkadziesiąt tysięcy USD, niektóre fundusze wymagają nawet 500 000 USD pierwszej wpłaty. Po drugie, tego rodzaju fundusze często działają w próżni prawnej i nie są objęte nadzorem finansowym krajowych regulatorów. To powoduje, że cieszą się ograniczonym zaufaniem.

W Polsce idea funduszy inwestujących w sztukę została kilka lat temu zbrukana przez historię Abbey Art Fund – podmiotu stworzonego przez Dom Aukcyjny Abbey House. Była to galeria, która miała swoją „stajnię” młodych artystów i próbowała sprzedawać ich obrazy po sztucznie zawyżonych cenach. W te właśnie dzieła inwestował wspomniany fundusz. W 2014 roku doszło do przeszacowania wartości dzieł sztuki posiadanych przez Abbey Art Fund aż o 80%. To był koniec jego kariery na polskim rynku.

Zobacz także: Uwaga, na polskim rynku sztuki nietrudno o zakup sfałszowanego obrazu

Na rynku inwestowania w sztukę sporo się dzieje

Mimo że liczba funduszy inwestujących w sztukę zmniejszyła się w ostatnich latach, to nie oznacza to, że na tym rynku nic ciekawego się nie dzieje. Pojawiają się firmy, które oferują usługę zbiorowego inwestowania w dzieła sztuki na drodze crowdfundingu. Jedną z nich jest m.in. L’Art Capital. A firma Athena Art Finance, udzielająca pożyczek pod zastaw dzieł sztuki - założona przez Olivier’a Sarkozy’ego, brata byłego prezydenta Francji Nicolas’a – została kupiona przez firmę YieldStreet, kontrolowaną przez George Sorosa, za 170 mln USD. Innowacje na rynku sztuki obserwuje firma ArtVenture, która regularnie publikuje raporty.

crowd

Pierwszą instytucją zbiorowego inwestowania w sztukę był syndykat La Peau de l’Ours założony w Paryżu w 1904 roku przez André Levela, kolekcjonera książkowych białych kruków. Zakupił on za 27 500 franków zebranych od inwestorów 145 dzieł, m.in. Vincenta Van Gogha, Paula Gauguina, Henri Matisse’a, Pabla Picasso. Wszystkie malowidła zostały sprzedane na aukcji w 1914 roku, osiągając sumaryczną cenę 116 545 franków. To oznacza 89 045 franków zysku, czyli 324%, a więc 15,54% średniorocznie. (Źródło: Brian L. Frye, „New Art For the People: Art Funds & Financial Technology”, 2018.)

Decydując się na inwestycję w fundusz sztuki trzeba koniecznie zapoznać się z jego polityką inwestycyjną, czyli sprawdzić w jakiego rodzaju dzieła on inwestuje, jakich artystów ma „na celowniku”. Należy bowiem pamiętać, że generalnie ceny dzieł sztuki (np. impresjonistów) nie są skorelowane z rynkiem akcji, ale bywają wyjątki od tej reguły (np. sztuka powojenna i nowoczesna).

Zobacz także: E-commerce zaczyna wkraczać na rynek sztuki. Millenialsi zaczynają kupować obrazy online i napędzają ceny dzieł sztuki

Udostępnij