Przejdź do treści

Kategoria:

Do Polski trafia mniej gazu z Niemiec. Tą drogą uzupełnialiśmy niedobory po wstrzymaniu dostaw z Rosji

Udostępnij

Po przerwie remontowej gazociąg Nord Stream 1 ponownie tłoczy gaz do Niemiec. Jednak przesył odbywa się na poziomie 40 proc. mocy magistrali. W efekcie mniej surowca trafia również do Polski, która pozostaje odcięta od dostaw błękitnego paliwa z Rosji od kwietnia br.

Gra Gazpromu na kryzys gazowy w Europie

Gazprom już od jesieni ubiegłego roku rozpoczął działania destabilizujące dostawy gazu ziemnego do Unii Europejskiej, przy czym pozostawał wtedy największym dostawcą tego paliwa na Stary Kontynent (wynosiły one około 150 mld m3 surowca rocznie).

Rosyjski potentat od wielu miesięcy ograniczał sprzedaż gazu na giełdy, realizował minima kontraktowe, a wiosną br. przeszedł do fazy aktywnego łamania obowiązujących kontraktów odcinając od gazu Polskę, Bułgarię, Finlandię.

Odcięcie niektórych państw UE od gazu przez Gazprom miało jeden cel – przestraszyć Niemcy, najważniejszego partnera gospodarczego Rosji na Starym Kontynencie. To udało się tylko częściowo i tłumaczy umiarkowane wsparcie jakiego rząd w Berlinie udziela walczącej Ukrainie.

Rosjanie kontynuują swoje działania by wymusić koncesje polityczne na rządzie Olafa Scholza. Stąd ograniczenie przesyłu gazu magistralą Nord Stream 1 do 40 proc. jej mocy w czerwcu br., a później sugestie, że z powodu awarii turbiny wznowienie tłoczenia tym gazociągiem może być niemożliwe.

Rosyjska gra w ciuciubabkę. Niemiecka polityka ustępstw nie gwarantuje dostaw gazu od Gazpromu

Nord Stream 1 jednak wznawia tłoczenie

W czwartek 21 lipca po 10 dniach przerwy technicznej gazociąg Nord Stream 1 znów rozpoczął działalność operacyjną. Jednak poziom tłoczenia podobnie jak w czerwcu wynosi jedynie około 40 proc. mocy magistrali.

To duży problem dla Niemców, ale również klientów rosyjskiego Gazpromu w innych państwach. Coraz więcej ekspertów podkreśla, że zgromadzenie zapasów gazu w europejskich magazynach na poziomie 80 proc. przed sezonem grzewczym może być trudne.

Komisja Europejska w reakcji na politykę Gazpromu zaproponowała państwom członkowskim by od 1 sierpnia do 31 marca ograniczyły swoje zużycie gazu o 15 proc. Miałoby to pomóc gospodarkom unijnym przetrwać kryzys gazowy z jakim będą się mierzyć jesienią br. Jednak część państw UE odrzuciło tę propozycję. Zdaniem części komentatorów to odwet na Niemcach związany z ich polityką fiskalną wobec wysoce zadłużonych gospodarek południa UE.

Co z tego wynika?

Obecna polityka Gazpromu będzie poważnym problemem dla gospodarki Niemiec, ale pośrednio także innych państw UE, w tym Polski. Od kwietnia nasz kraj nie odbiera dostaw z Gazpromu i bilansuje system gazowy de facto poprzez Nord Stream 1, który po 10-dniowym postoju tłoczy surowiec jedynie na poziomie 40 proc. swoich mocy.

Tymczasem niemiecki operator sieci gazowej, spółka Gascade, poinformowała, że w ramach rewersu na gazociągu Jamał-Europa zmniejszyła tłoczenie zakontraktowanego gazu. W czwartek przesył wynosił 2,65 mln Kwh wobec 3,91 mln kWh. Nie wiadomo czy to trwała tendencja, ale należy zakładać, że odpowiedź na to pytanie jest twierdzące ze względu na coraz trudniejszą sytuację Niemiec.

Może to oznaczać, że Polska nie będzie miała pełnego komfortu w okresie jesiennym i konieczne okażą się ograniczenia w dostawach gazu ziemnego do części odbiorców przemysłowych. Klientów indywidualnych zabezpiecza wydobycie krajowe.

Pewną nadzieją pozostaje kwestia możliwego dokontraktowania gazociągu Baltic Pipe przez PGNiG przed sezonem grzewczym. Obecny zarząd spółki aktywnie pracuje nad pozyskaniem dodatkowych wolumenów błękitnego paliwa.

Baltic Pipe będzie jesienią zakontraktowany tylko w połowie. Zabraknie gazu?

Udostępnij