Przejdź do treści
Kategorie

Baltic Pipe będzie jesienią zakontraktowany tylko w połowie. Zabraknie gazu?

Udostępnij

Rząd spodziewa się, że nadchodząca jesień w sektorze gazowym będzie niezwykle trudna. Nie tylko w obszarze cenowym, ale również fizycznej dostępności surowca. Nowy zarząd PGNiG podejmuje wysiłki by dokontraktować dodatkowe wolumeny błękitnego paliwa.

Problematyczna kontraktacja Baltic Pipe

Dla Polski i krajowego systemu gazowego kluczową kwestią jest jak najszybsze oddanie do użytku gazociągu Baltic Pipe i jego jak największe zatłoczenie gazem. Uzyskanie dostępu do odpowiedniej ilości surowca z hubu na szelfie norweskim jest kluczem dla bezpieczeństwa gazowego Polski w nadchodzącym sezonie grzewczym.

Zgodnie z czerwcowymi komunikatami prasowymi, spółka PGNiG zakontraktowała 4,5 mld m3 surowca do Baltic Pipe – to mniej niż połowa docelowych mocy magistrali (choć należy zaznaczyć, że pełna przepustowość będzie dostępna od stycznia). Jednak wczoraj premier Mateusz Morawiecki poinformował, że będzie to 5 mld m3.

Najwyraźniej w ostatnim miesiącu udało się dzięki wytężonej pracy zespołu PGNiG pod przewodnictwem prezes Iwony Waksmundzkiej – Olejniczak dokontraktować 0,5 mld m3 surowca. Z jednej strony to dużo biorąc pod uwagę zaostrzającą się konkurencję na szelfie norweskim, z którego gaz w związku z rosyjskim szantażem energetycznym chce czerpać coraz więcej państw, w tym Niemcy.

Jednak z drugiej strony to niewystarczająca ilość, by Polska mogła czuć pełen komfort przed nowym sezonem grzewczym. Należy więc zadać pytanie dlaczego poprzedni prezesi PGNiG tacy jak Piotr Woźniak czy Jerzy Kwieciński nie podpisali wiążących umów na dodatkowe wolumeny gazu z partnerami z Norwegii? Celowo wymieniam akurat te dwa nazwiska, bo jako menadżerowie funkcjonowali oni w realiach pełnego „komfortu geopolitycznego”.

Baltic Pipe bez opóźnień, ale trwa walka o kontraktację gazu na potrzeby gazociągu

Dlaczego opóźniano decyzję o pozyskaniu drugiego terminala LNG dla Polski?

Nie są to jedyne pytania jakie należy postawić tuż przed wybuchem najpoważniejszego kryzysu energetycznego ostatnich dekad. Firmy Deutsche ReGas i Total podpisały 13 lipca br. w Rostocku porozumienie dotyczące instalacji i eksploatacji terminalu LNG w porcie Lubmina. Do końca roku będzie on operacyjny a jego moce wyniosą 4,5 mld m3 surowca rocznie (zostanie wykorzystana lądowa część infrastruktury budowanej pierwotnie na potrzeby projektów Nord Stream). To wszystko ma miejsce w warunkach niezwykłych napięć geoekonomicznych.

W Polsce diagnoza polityki gazowej Federacji Rosyjskiej od lat była klarowna, a szybko rosnąca konsumpcja gazu ziemnego wymuszała inwestycje w dywersyfikację (według prognoz w 2030 r. zapotrzebowanie roczne na błękitne paliwo w Polsce wyniesie 32-34 mld m3 wobec 20 mld m3 w tym roku). Dlaczego zatem Gaz System i koordynujący tę spółkę minister nie podjęli działań by pozyskać pływający terminal? Pytanie to jest jeszcze bardziej zasadne, gdy uświadomimy sobie, że o reeksporcie surowca na kraje ościenne i stworzeniu z Polski hubu gazowego mówi się od co najmniej 2015 r. tj. objęcia rządów przez PiS…

Rząd spodziewa się problemów gazowych

Rząd najwyraźniej spodziewa się perturbacji na rynku gazowym jesienią br. Świadczy o tym nie tylko wypowiedź premiera ws. kontraktacji Baltic Pipe, ale również przyjęcie we wtorek projektu ustawy ws. bezpieczeństwa gazowego.

Nowe przepisy przewidują przedłużenie do końca 2027 r. zatwierdzenia przez prezesa URE taryf na gaz (to narzędzie do walki z niekontrolowanymi podwyżkami), możliwość częściowego bądź całkowitego zawieszenia obligo gazowego (co zasili PGNiG w gotówkę i ograniczy zakupy gazu na giełdzie przez podmioty np. z Niemiec), a także umożliwiają ministrowi klimatu ogłoszenie stanu kryzysowego (to zapewne prosta droga do podzielenia odbiorców gazu na kategorie i określenie, których dotkną pierwsze ograniczenia dostaw). Piszę o tych przepisach w sposób ogólny, bo w chwili przygotowywania tego tekstu projekt nie jest jeszcze na stronie Sejmu dostępny.

Rząd realizuje interwencyjny skup węgla na rynkach międzynarodowych. Tanio nie będzie

Co z tego wynika?

Wypowiedzi przedstawicieli rządu i trwające prace legislacyjne należy jednoznacznie wiązać z przekonaniem oficjeli, że nadchodząca zima w sektorze gazowym będzie bardzo ciężka.

Próby bilansowania systemu będą zapewne podejmowane w zakresie ograniczanie produkcji określonych firm przemysłowych (co widać już w zakładach Grupy Azoty w Puławach), obniżania temperatury ciepła systemowego dostarczanego do gospodarstw domowych (w elektrociepłowniach gazowych) etc.

Zapewne będą również podejmowane dalsze próby pod kątem dodatkowej kontraktacji dostaw gazu z Norwegii i ewentualnie innych kierunków (poprzez interkonektory z Litwą i Słowacją).

Udostępnij