Korea i Chiny zakazują ICO. Amerykanie zaczynają się poważnie przyglądać
Korea Południowa zakazała krajowym podmiotom brania udziału w ICO (Initial Coin Offering), czyli pozyskiwaniu kapitału na drodze emisji wirtualnych tokenów. Stało się to miesiąc po tym, jak podobną decyzję podjął regulator chiński. Czy nadchodzą ciężkie czasy dla kryptowalut i technologii blockchain?
Przypomnijmy, że ICO polega na emitowaniu przez poszukującego kapitału tokenów, dla których podstawą jest technologia blockchain (rozproszonych rejestrów). Nabywcy tokenów stają się jakby udziałowcami nowego przedsięwzięcia.
Pisaliśmy już o tym, czym jest ICO:
Czym jest ICO - Initial Coin Offering i czy może być w przyszłości alternatywą dla IPO?
W 2017 roku globalny rynek ICO urósł gigantycznie. Dane portalu CoinSchedule mówią, że w 2016 roku na drodze ICO pozyskano 96,4 mln USD kapitału. W 2017 roku (do 7 września) aż 2,34 mld USD.
Wykres 1. Wartość ICO w poszczególnych miesiącach 2017 roku (w USD)
Źródło: coinschedule.com
Macro Games z NewConnect już w 2018 r. chce przeprowadzić ICO i pozyskać 3 mln dolarów:
Czy udane ICO Macro Games stanie się precedensem na polskim rynku kapitałowym?
Korea Południowa idzie w ślady Chin
Problem jednak w tym, że coraz więcej krajów banuje ICO. I nie chodzi tu bynajmniej o Vanuatu czy Andorrę. 4 września zrobiły to Chiny, druga gospodarka świata. A konkretniej: regulator chiński do spółki z Ludowym Bankiem Chin. Zareagował na to kurs Bitcoina, najpopularniejszej waluty wirtualnej świata. Oczywiście, zareagował negatywnie.
Wykres 2. Kurs BTC/USD – 1 miesiąc
Źródło: CoinBase
Kilka dni temu w ślady Chińczyków poszli Koreańczycy. Ci z południa. Ci, którzy uchodzą za jedną z najinteligentniejszych i najbardziej pracowitych nacji na Ziemi. Koreański regulator w uzasadnieniu do decyzji napisał, że ICO to narzędzie „wysoce spekulacyjne”, które „stanowi pogwałcenie zdrowych praw rządzących rynkiem kapitałowym”. Jednocześnie koreański nadzór finansowy zapowiedział dogłębne kontrole firm kryptowalutowych – mają one wykryć nieprawidłowości, jakie pojawiały się podczas ICO, które prowadziły do utraty środków przez inwestorów.
Amerykański regulator też bierze ICO na celownik...
Czy postępowanie regulatorów ma jakiekolwiek uzasadnienie? No cóż, na globalnym rynku ICO pojawia się sporo nieprawidłowości. Niestety, jak w każdej branży, także w kryptowalutach robią i uczciwi, i nieuczciwi. Więc dochodzi choćby do takich sytuacji, że emitent tokenów nagle znika...
Rynek ICO pełny jest także oszustów, którzy próbują dokonywać manipulacji typu pump-and-dump, polegającej na sztucznym podciąganiu ceny aktywa, by sprzedać go „głupiemu” kapitałowi z ponadnormatywnym zyskiem – ostrzegł pod koniec września Jay Clayton, szef amerykańskiej komisji papierów wartościowych i giełd SEC (U.S. Securities and Exchange Commission).
W ubiegły piątek SEC zapowiedziała, że podejmie kroki prawne zmierzające do ukarania Maksima Zaslavskiego, który uruchomił dwa ICO. REcoin miało być oparte na nieruchomościach, a DRC (Diamond Reserve Club) na diamentach.
Oczywiście, obywatele i firmy z krajów, w których banuje się ICO, mogą i tak brać w nich udział. Po prostu mogą połączyć się z siecą TOR i zrobić to za jej pośrednictwem. Powinni jednak się dwa razy zastanawiać, zanim powierzą swoje pieniądze organizatorom ICO – bo ten rynek nie jest w żaden sposób regulowany, więc nie sposób ocenić wiarygodności oferentów.
Wydaje się nam, że w najbliższych miesiącach będzie słychać coraz więcej o banowaniu ICO. A także o oszustwach na tym rynku. Państwa banując ICO zapewne nie zatrzymają rozwoju tego rynku. Mogą jednak spowolnić jego wzrost, a także wpłynąć pośrednio, negatywnie, na wyceny kryptowalut. To, czy zgadzamy się z takim konserwatywnym (niektórzy powiedzieliby: etatystycznym, opiekuńczym) podejściem do kwestii ICO to już temat na zupełnie inny artykuł.