Dragon spada z orbity. Musk kontra Trump, czyli rozpad sojuszu ego o rozmiarze planety
Byli jak zły sen Partii Demokratycznej: Trump i Musk, dwie megagwiazdy populizmu XXI wieku, które łączyło wszystko — nienawiść do podatków, pogarda dla biurokracji, zamiłowanie do wielkich słów i jeszcze większych przelewów. Jeszcze kilka miesięcy temu Elon Musk deklarował, że „kocha Donalda Trumpa tak bardzo, jak heteroseksualny mężczyzna może kochać drugiego”. Dziś to uczucie zamieniło się w coś, co przypomina polityczny rozwód w świetle jupiterów — z alimentami w wysokości 21 miliardów dolarów i wpisami, które przypominają scenariusz do „House of Cards” na LSD.
Elon Musk i Biały Dom: jak przyjaźń miliardera i Donalda Trumpa napędzi spółki jak Tesla i SpaceX
Amerykańska wojna domowa miliarderów
Wszystko zaczęło się jak zwykle — od pieniędzy. A konkretnie: od nowego pakietu budżetowego, który Trump chce przepchnąć przez Kongres. Musk nazwał ustawę „górą politycznego wieprzowiny” i „obrzydliwą abominacją”, a jego X eksplodował serią postów godnych senatora z libertariańskim ADHD. Wśród nich: sugestie, że Trump powinien zostać odsunięty od władzy, i że figuruje w aktach sprawy Epsteina, które rzekomo „dlatego nie ujrzały światła dziennego”.
Trump, jak to Trump, odpowiedział ciosem — i to takim, który może boleć bardziej niż memy: zapowiedział cięcia w rządowych kontraktach dla firm Muska, głównie SpaceX. "Byłem zaskoczony, że Biden tego wcześniej nie zrobił!" — napisał na Truth Social, dokładając: „Elon oszalał, bo zabrałem mu ulgi na elektryki. I jeszcze ten jego kolega z Demokratami, którego chciał wsadzić na szefa NASA? Nie tym razem.”
Dywidendowy bank z GPW, będzie jeszcze bardziej dywidendowy? Transakcja Handlowy i VeloBank
Zerwane więzi i czarne oko
Jeszcze tydzień temu stali razem w Białym Domu. Musk z tajemniczym siniakiem pod okiem (tłumaczył, że „bawił się z synem”), Trump z uśmiechem jak z wiecu w Iowa. Dziś padają słowa, które w relacjach między prezydentem a najważniejszym kontrahentem NASA są raczej niespotykane: „Taki poziom niewdzięczności” — pisze Musk. „Usunąłem go z roli doradcy. Zużył się” — odpowiada Trump. Doszło nawet do tego, że Musk ogłosił, iż rozpoczyna proces wycofywania kapsuły Dragon z misji na ISS. To tak, jakby Airbus zadzwonił do Lufthansy i powiedział: „Sorry, nie latamy już dla was”.
Elon Musk w Waszyngtonie – akcje Tesli na fali wzrostu po wygranej Trumpa
Inwestorzy nie lubią polityki. Szczególnie tej na sterydach
Rynki zareagowały błyskawicznie. Tesla poleciała w dół o ponad 14%, co oznacza, że z giełdowej wyceny firmy wyparowało blisko 200 miliardów dolarów. W trzy dni. Spółka, która jeszcze w grudniu flirtowała z poziomem 1,2 biliona dolarów, dziś ponownie balansuje poniżej psychologicznego progu biliona. Dla porównania: to tak, jakby zniknęła cała kapitalizacja Chevronu albo McDonald’sa.
To nie tylko wojna z Trumpem. To również coraz wyraźniejsze obawy o przyszłość Tesli na rynkach zagranicznych, niejasna sytuacja wokół premiery robota-x, napięte relacje z chińskim rządem i coraz mniejsze zaufanie Wall Street do Muska jako CEO „na pełen etat”. Inwestorzy chcą stabilności, a dostają reality show, w którym główny bohater nie śpi i tweetuje.
Rozpad sojuszu jako symbol czasów
To nie jest tylko kłótnia dwóch miliarderów. To symptom pęknięcia na styku technologii i polityki. Przez lata Musk był dla konserwatystów dowodem, że „technologia może być po naszej stronie” — walczył z cenzurą, śmiał się z ESG, zainstalował Starlinka na Ukrainie, ale nie bez warunków. Teraz okazuje się, że nie da się pogodzić libertariańskiego idealizmu z realpolitik Trumpa 2.0, który w swoim drugim rozdaniu stawia na kontrolę, cięcia i... lojalność absolutną.
Drony, czyli przyszłość wojny i jeden z jej największych beneficjentów
Epilog?
Nie ma w tym nic zaskakującego, że dwaj najpotężniejsi narcyzi Ameryki nie mogli się dogadać wiecznie. Zaskakuje tylko tempo, w jakim ten związek się rozpadł. Jak powiedzieliby inżynierowie z SpaceX: „rapid unscheduled disassembly”.
Choć w czwartek ich konflikt wydawał się nieodwracalny, Donald Trump i Elon Musk jeszcze tego samego wieczoru zaczęli gasić pożar, który sami rozniecili. Publiczne deklaracje o „dobrych relacjach” ze strony prezydenta oraz wycofanie groźby uziemienia Dragona przez Muska to sygnały, że obaj rozumieją, ile mają do stracenia — także nawzajem na sobie. W polityce i biznesie nie takie spory kończyły się telefonem z przeprosinami i wspólnym komunikatem o „wspólnych celach”. Ale nawet jeśli najnowszy odcinek sagi Trump–Musk nie zakończy się trwałym rozstaniem, to świat właśnie zobaczył, jak krucha potrafi być przyjaźń budowana na wzajemnym interesie — i jak szybko może się zmienić w groźną orbitę kolizyjną.
Opcjonalnie: https://zagranica.strefainwestorow.pl/

