Przejdź do treści

udostępnij:

Oto czemu nawet eksperci dają się nabrać na fałszerstwa na rynku sztuki

Udostępnij

Niektórzy fałszerze mają wielki dar do podrabiania dzieł sztuki. Jednak to nie to decyduje o tym, że dają się nabierać nawet eksperci.

Ofiarą oszustwa zostają najczęściej ci, którzy chcą w nie wierzyć – przekonuje Jane Kallir, prezydent Kallir Research Institute, ekspert od twórczości Egona Schiele.

Niektórzy fałszerze mają wielki dar

Kallir twierdzi, że działając aktywnie jako ekspert na rynku sztuki, napotyka falsa średnio raz w tygodniu. „Większość tych podróbek jest tak marnej jakości, że złapać na nie nie dałby się nawet średnio doświadczony marszand czy pracownik domu akcyjnego, o rzeczoznawcy nie wspominając. Jednakże od czas do czasu eksperci nabierają się na fałszywki, a wtedy mamy do czynienia z głośnymi skandalami” – podkreśla Kallir.

Przypomina sprawę Knoedler Gallery, do której trafiały podróbki wykonane przez Chińczyka Pei-Shen Qiana, i wspomina, że istnieją plany nakręcenia filmu fabularnego na podstawie filmu dokumentalnego „Made You Look: A True Story About Fake Art”, w którym główną rolę ma grać Meryl Streep. Przypomina także historię Wolfganga Beltracchiego, niemieckiego fałszerza, który w ciągu 40-letniej działalności sfałszował 300 dzieł 100 znanych artystów (opowiada o nim film „The Art of Forgery”).

Czemu te oszustwa były możliwe, czemu trwały latami, czemu eksperci się nabierali? – pyta Kallir. I dochodzi do wniosku, że odpowiedź nie jest łatwa, a przyczyn jest kilka. Jedną z nich jest oczywiście jakość: flasy były naprawdę dobrze wykonane. Fałszerze mieli dar, mieli iskrę, dobrze odwalali swoją brudną robotę. Jeden z falsów Qiana, który udawał dzieło Marka Rothko, trafił nawet jako oryginał na wystawę do amerykańskiej National Gallery of Art. A podróbki wykonane przez Beltracchiego wisiały na ścianach Metropolitan Museum of Art.

Jednak jest też inna, nie mniej ważna przyczyna…

Zobacz także: „Grzeszne” akcje to zawsze była dobra inwestycja - czy moda na ESG to zmieni?

Ofiary chcą wierzyć w wielkie odkrycia

Kunszt Qiana i Beltracchiego był tak wielki, że dali się nabrać znamienici eksperci z rynku sztuki, pracujący zarówno w prywatnych galeriach, jak i w muzeach – zwraca uwagę Kallir. Jak dokładnie do tego doszło? Falsy były nie tylko doskonale zrobione, ale były też opakowane w historię. Beltracchi przekonywał, że prace pochodzą z kolekcji dziadka jego żony, Wernera Jägersa, i pokazywał sfałszowaną fotografię, upozowaną na historyczną. Glafira Rosales, która dostarczała do Knoedler Gallery falsy Chińczyka, również stworzyła trudną do udowodnienia proweniencję dzieł, tak by mylić tropy i wpuszczać dociekliwych w „królicze nory” czy ślepe uliczki.

Dlaczego to działa? Kallir przypomina teorię Marii Konnikovej z książki „Myśl jak oszust, by nie dać się oszukać”. „Ofiarą oszustwa zostają najczęściej ci, którzy chcą w nie wierzyć. Gdy pojawiają się jakieś fakty, które przeczą wierze, to takie osoby lekceważą te fakty, za to z ochotą akceptują czy przyjmują fakty świadczące o tym, że ich wiara jest słuszna. Oszust wie, jak wykorzystać chciwość i ego ofiary. Kolekcjonerzy i eksperci potrzebują wspaniałych odkryć, oni się tym podniecają, po to żyją” – przekonuje Kallir. „Ba, posiadacze falsów często są nimi zachwyceni, nawet gdy już wiedzą, że to podróbki. Daniel Filipacchi, właściciel podróbki obrazu Maxa Ernsta autorstwa Beltracchi’ego twierdzi, że nigdy nie widział tak doskonałego Ernsta” – dodaje.

Kallir twierdzi, że niedawno, zimową porą, miała przypadek właściciela małej galerii, który zgłosił się do niej twierdząc, że ma sensacyjne odkrycie. Gdzieś na amerykańskiej prowincji miał znaleźć kolekcję szkiców autorstwa znanych europejskich artystów, pochodzącą ze zbiorów nazisty Hermanna Göringa. „Był ten osobnik niezwykle podniecony. Opowiadał, jak jechał autem kilkanaście godzin w śnieżycy, by zobaczyć tę kolekcję i jest przekonany, że to są autentyki, które mają stemple przemawiające za tym, że pochodzą z kolekcji Göringa. Okazało się, że to były podróbki dzieł takich artystów, jak Schiele, Klimt, Kokoschka czy Beckmann, nawet dość marnie wykonane. Jak ten człowiek, mający wiele lat kariery i doświadczenia za sobą, tego nie dostrzegał? Bo chciał w tą historię wierzyć. Potem przez lata by opowiadał, jak jechał godzinami przez śnieżycę i mu się to opłaciło” – mówi Kallir.

Prezydent Kallir Research Institute ostrzega, że fałszerstwa dość trudno wykryć w przypadku rysunków, bo tutaj trudniej zbadać pochodzenie i wiek materiału, z którego wykonane jest dzieło. „Fałszerstwa w przypadku obrazów olejnych są dość łatwo wykrywalne, bo sprawdza się skład chemiczny farb lub pochodzenie drewna lub innego materiału, na którym jest namalowane dzieło” – zaznacza Kallir.

Jest też inna, niepokojąca kwestia, gdy myślimy o fałszerstwach na rynku sztuki. Prawo wielu krajów niejako zachęca do działalności fałszerskiej. „Miałam 25 lat, gdy uczestniczyłam w prowokacji, która miała na celu złapanie fałszerza prac Egona Schiele. Współpracowałam z FBI, miałam na sobie w decydującym dniu podsłuch, byłam okablowana jak na filmach sensacyjnych. Udało się, złapaliśmy go, ale on nie został skazany. Dlaczego? Bo w większości krajów ani tworzenie, ani posiadanie falsów nie jest zakazane. Karalne jest sprzedanie falsa jako oryginału nieświadomej niczego osobie, ale trzeba sprzedającemu to udowodnić, to nie jest proste. Dlatego wspomniany geniusz Beltracchi dostał łagodny wyrok, gdyż przyznał się do wykonania i sprzedaży ledwie 14 dzieł” – zwraca uwagę prezydent Kallir Research Institute.

Zobacz także: Sztuka nowoczesa to hazard i nie dotykam jej – mówi 102-letni kolekcjoner Alex Rosenberg

Udostępnij