Przeciętny człowiek musiałby żyć 550 lat, żeby wemitować tyle CO2 co przeciętny miliarder. Powstał ranking największych emitentów CO2 listy najbogatszych Forbesa
Świadomość społeczna w kwestii pogłębiających się zmian klimatycznych i konieczności działania w tym zakresie jest coraz wyższa. Ludzie przykładają większa uwagę do wprowadzania zmian we własnym otoczeniu, jednak czy ma to jakiś realny wpływ na środowisko skoro za większość emisji, a zwłaszcza ich wzrost, odpowiadają najbogatsi?
,, Chcesz zmienić świat, zacznij od siebie”, ale czy zawsze?
Coraz więcej ludzi podejmuje działania w zakresie ochrony środowiska. Obejmują one drobne gesty jak rezygnacja z plastikowych słomek, czy korzystanie z komunikacji miejskiej, ale także te wymagające większych wyrzeczeń, jak przejście na wegetarianizm. I oczywiście to wszystko ma pozytywny wpływ na naszą planetę, jednak często odwraca uwagę od działań, które niosą ze sobą realne zmiany. Mowa tu o wpływie środowiskowym koncernów naftowych i gazowych, a także najbogatszej populacji.
Naukowcy szacują, że ponad połowa emisji wygenerowanych od początku istnienia człowieka została wyemitowana od 1990 roku. W ciągu tych 30 lat CO2 wytworzone przez 50% najbiedniejszej ludności praktycznie nie uległo zmianie – w 1990 roku stanowiło one 7% globalnej emisji i do dziś nie wzrosło nawet o 1%. Rażąco kontrastują z tym dane dotyczące najzamożniejszej populacji. Najbogatszy 10% ludności odpowiada za 52% emisji CO2 do atmosfery, natomiast 1% za 15%, o czym niedawno pisaliśmy w naszym artykule. Międzynarodowa organizacja humanitarna Oxfam zdefiniowała ten światowy 1% jako 60 milionów ludzi zarabiających ponad 109 000 dolarów rocznie, a 10% jako 770 milionów ludzi zarabiających powyżej 38 tysięcy dolarów w skali roku.
Co to w praktyce oznacza? Najzamożniejsze 60 milionów ludzi wytwarza około 2 razy więcej gazów cieplarnianych niż połowa naszej populacji. Średni ślad węglowy światowej elity jest ponad 75 razy większy niż najuboższych.
Ślady węglowe bohaterów Forbesa
Przeciętna roczna emisja klasy średniej to 5 ton metrycznych CO2 na osobę. To i tak więcej niż średnia w Polsce, Francji, czy Hiszpanii. A jak wyniki prezentują się w ,,wyższych kręgach”?
Richard Wilk i Beatriz Barros z Uniwersytetu Indiany przeanalizowali wpływ środowiskowy miliarderów listy Forbesa z 2020 roku. W badaniu nie uwzględniono CO2 wyemitowanego w łańcuchu dostaw podczas wytwarzania danych produktów, ani emisji przedsiębiorstw Elona Muska.
Niechlubne pierwsze miejsce w rankingu zajął Roman Abramowicz. Rosyjski biznesmen w 2018 roku wemitował do atmosfery co najmniej 33859 ton metrycznych CO2. 2/3 z nich, to efekty podróży swoim superjachtem Eclipse. Miliarder nie odmawia sobie także lotów prywatnym Boeingiem 767, odrzutowcem Gulfstream G650, helikopterami, czy nawet wycieczek łodzią podwodną.
Słynny superjacht Abramowicza - Eclipse
W zestawieniu znalazł się także Bill Gates, z wynikiem 7493 ton metrycznych CO2. Tu podobnie jak u Abramowicza największą część emisji stanowiły podróże, w tym przypadku loty.
Drugi w rankingu najbogatszych ludzi na świecie – Elon Musk wygenerował w 2018 ,,jedynie” 2084 ton metrycznych CO2. Miliarder nie odmawia sobie luksusu prywatnych odrzutowców. Zostało mu nawet poświęcone specjalne konto na Twitterze - ElonJet, gdzie śledzone są jego podróże. Okazuje się, że lider Tesli odbywa loty na dystans nawet 80 km. Po ujawnieniu informacji, zachowanie miliardera, uważanego dotychczas za zwolennika walki z ociepleniem klimatu okrzyknięto hipokryzją.
Kontrast jest potężny. Aby dorównać emisji przeciętnego miliardera musielibyśmy żyć około 550 lat. Według Bloomberg News osoby posiadające minimum 129,2 mln dolarów majątku mogą mieć wpływ środowiskowy na poziomie działań gospodarki państwa.
Co z tego wynika?
Aby realnie przeciwstawić się zmianom klimatycznym konieczne będzie skierowanie uwagi na indywidualny ślad węglowy najbogatszych. Narzucanie zmian przeciętnym ludziom w sensie globalnym jest niesprawiedliwe i wywołuje negatywny odbiór ruchów klimatycznych, nie przynosząc pożądanych efektów. Dużej części społeczeństwa nie stać na inwestycje w panele słoneczne, samochody elektryczne czy wymiany pieców na pompy ciepła. Ciężar wprowadzania tych zmian spoczywa na światowych decydentach. Bez regulacji prawnych raczej nie powinniśmy się spodziewać przełomowych zmian w zachowaniu elit, a cierpieć będą w pierwszej kolejności najbiedniejsi.
Najbardziej zamożny 1 proc. światowej populacji odpowiada za 15 proc. emisji CO2