Przejdź do treści

udostępnij:

Kategorie

Wywiad z okazji 25-lecia GPW z Witoldem Szymańskim, pracownikiem z najdłuższym stażem na GPW

Udostępnij

Dzisiaj, 16 kwietnia, przypada 25. rocznica pierwszej sesji giełdowej. Z tej okazji postanowiliśmy porozmawiać o historii giełdy z najstarszym stażem pracownikiem Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie, Witoldem Szymańskim, który opowiedział nam o trudnych początkach, zabawnych wydarzeniach i punktach zwrotnych w historii naszego rynku kapitałowego.

Paweł Biedrzycki: Od jak dawna pracuje Pan na giełdzie?

Witold Szymański: Pracę na GPW rozpocząłem 2 lutego 1992 r., czyli już po pierwszej sesji. Gdy zaczynałem, sesje odbywały się dwa razy w tygodniu

PB: Ile osób, które zaczęły pracę na GPW na początku jej działania, wciąż jeszcze pracuje?

WS: Poza mną na GPW przez tak długi czas pracuje jeszcze kilka osób. Należy pamiętać, że na początku funkcjonowania GPW pracowało o wiele mniej osób niż obecnie.

PB: Chodził Pan w czerwonych szelkach?

Nie, bo w czerwonych szelkach chodzili jedynie maklerzy Centralnego Domu Maklerskiego. Prawdopodobnie był to prezent od pewnego biura zagranicznego. Inni maklerzy nie nosili czerwonych szelek.

PB: Jak wtedy przebiegała sesja? Czy maklerzy byli na parkiecie?

WS: Tak, maklerzy byli obecni na parkiecie do momentu uruchomienia systemu notowań WARSET w listopadzie 2000 r. Przez pierwszy rok swojej działalności giełda nie miała systemu notującego. Notowania były przeprowadzane za pomocą komputerów PC.

PB: Podobno pożyczonych.

WS: Na pierwszej sesji komputery były pożyczone, ale potem giełda dorobiła się własnych. W którym momencie przestały być pożyczone – tego nie wiem. W tamtych czasach każda spółka miała swoje biuro maklerskie i maklera specjalistę, który odpowiadał za notowania danego papieru i był stroną transakcji. Maklerzy byli zawsze na parkiecie. To się zmieniło dopiero w 2000 roku.

PB: A notowania?

Wtedy, kiedy na parkiecie było jeszcze mało spółek, pracownik Działu Notowań odczytywał notowania na antenie Programu Pierwszego Polskiego Radia.

WS: Internetu jeszcze nie było. Wyniki sesji publikowane były w formie papierowej w Cedule, a także za pośrednictwem telegazety i tak zwanej automatycznej sekretarki podającej wyniki sesji. Wtedy, kiedy na parkiecie było jeszcze mało spółek, pracownik Działu Notowań odczytywał notowania na antenie Programu Pierwszego Polskiego Radia. Czasu było bardzo mało, a spółek przybywało i trzeba było czytać szybko. Czasem zdarzały się pomyłki, a wtedy na giełdę zaraz dzwonili zainteresowani i prosili o wyjaśnienie.

PB: Pan też czytał notowania?

WS: Tak, czytałem między innymi i ja. Kiedyś pojechałem na wakacje do rodziny pod Sandomierz i okazało się, że odczytanie wyników sesji było rytuałem. Wszyscy zbierali się o tej godzinie u znajomych i słuchali notowań. (śmiech)

PB: Lubi Pan swoją pracę?

WS: Bardzo lubię. Nie ma lepszej sytuacji w życiu niż taka, gdy praca, którą się wykonuje, jest pasją, Tak jest w moim przypadku.

PB: Czyli jednym słowem Pan nie pracuje?

WS: Można tak powiedzieć. Jeśli lubi się swoją pracę, staje się ona czystą przyjemnością.

PB: Co Pan najbardziej zapamiętał z początków istnienia giełdy?

WS: Na początku było zdecydowanie mniej pracowników. Wszyscy się znaliśmy i praktycznie cały czas spędzaliśmy razem. Członek zarządu – bardzo często sam prezes zarządu – przebywał w Sali Notowań w zasadzie przez cały dzień.

PB: Czy spodziewaliście się na początku, że giełda tak się rozwinie?

WS: Nie, nie spodziewaliśmy się. Zaczynaliśmy od pięciu spółek, później było ich coraz więcej i więcej, a dzisiaj, włączając NewConnect, mamy ponad 900 emitentów. To dla nas sukces.

PB: W którym momencie Pan poczuł, że zmierzają Państwo w stronę sukcesu?

WS: Po raz pierwszy w momencie notowania setnej spółki, później dwusetnej, a potem trzechsetnej. Za przełomowy moment można uznać rok 2000, w którym wprowadzono system notowań WARSET, dzięki czemu technologicznie zbliżyliśmy się do zachodnich giełd.

PB: Który debiut Pan najbardziej pamięta? Banku Śląskiego?

Najbardziej zapamiętałem rocznicę debiutu Browaru Okocim. Na parkiecie giełdowym, jeszcze w budynku KC, postawiono bar piwny z baryłkami specjalnie przygotowanego na tę okazję piwa.

WS: Nie, debiut Banku Śląskiego był zwyczajny. Najbardziej zapamiętałem rocznicę debiutu Browaru Okocim. Na parkiecie giełdowym, jeszcze w budynku KC, postawiono bar piwny z baryłkami specjalnie przygotowanego na tę okazję piwa. Po sesji, kiedy już skończyliśmy pracę, zaczęło się świętowanie. Po tej imprezie pan prezes powiedział, że już nigdy więcej nie będzie celebrowania debiutów w ten sposób. Następnego dnia, kiedy przyszliśmy do pracy, zapach panujący w pomieszczeniu przypominał bardziej knajpę niż parkiet giełdowy. (śmiech)

PB: A inne zabawne historie?

WS: Kiedyś, jeszcze w starym budynku, gdzieś około 1995 roku, przyszedł pan w średnim wieku, skromnie ubrany, z reklamówką. W reklamówce miał kilkanaście milionów, licząc już po denominacji. Powiedział, że chce kupić akcje. Wtedy każde biuro maklerskie miało swoją siedzibę w budynku KC, dlatego też został tam od razu skierowany i obsłużony.

PB: A kryzysowe wydarzenia?

WS: Zdecydowanie należy do nich pierwsza większa korekta na indeksie WIG w 1994 roku. Wtedy wszyscy uczyli się rynku kapitałowego i ludzie w dotkliwy sposób przekonali się, że na giełdzie można nie tylko zarobić, ale też stracić.

PB: To wtedy były najgorsze czasy dla giełdy?

WS: Chyba tak. Odbieraliśmy telefony z całej Polski, a rozmówcy wymieniali różne epitety pod naszym adresem. To nie było przyjemne, napięcie było duże. Potem już było lepiej. Kolejny raz nastroje popsuły się dopiero po ataku na WTC – wszyscy z niepokojem patrzyliśmy na spadki indeksów.

PB: A kiedy były najlepsze nastroje?

WS: Łatwo to wywnioskować z obserwacji indeksów. Kiedy popatrzymy na górki indeksów, to łatwo sobie dopasować.

PB: Jeżeli ktoś z Pana znajomych pyta, po co jest giełda, to co mu Pan odpowiada?

WS: Odpowiadam bardzo ogólnie. Giełda to jest sklep, tylko zamiast towarów i usług możemy kupić majątek.

PB: Czy giełda w Polsce ma już najlepsze czasy za sobą?

WS: Nie ująłbym tego w ten sposób. Wszystko będzie zależało od otoczenia poza giełdą, od otoczenia rynkowego – od tego, jak inwestorzy wycenią nasze szanse na rozwój i wzrost jako całego rynku. Rozwój giełdy w pewnej mierze jest uzależniony od wyników finansowych notowanych na niej spółek, a ich wyniki od stanu całej gospodarki.

PB: A czym dla Pana jest giełda?

WS: Miejsce pracy, ale nie tylko. Mogę powiedzieć, że to sens mojego życia.

PB: Czym właściwie Pan się zajmuje w swojej pracy?

WS: Jednym z moich głównych obowiązków jest obsługa ofert publicznych akcji, czyli zajmuję się rynkiem pierwotnym.

PB: Zawsze pracował Pan na tym stanowisku czy to się zmieniało?

WS: Moje stanowiska się zmieniały, ale w Dziale Notowań jestem od samego początku. Oczywiście ten dział ewoluował wraz z rozwojem giełdy. W miarę jej rozwoju Dział Notowań przejął obowiązki obsługi sesji giełdowej. Przez długi czas byłem przewodniczącym sesji. Pracowałem również przy wprowadzeniu wszystkich systemów notujących: AS 400, WARSET i oczywiście UTP [nowy system notowań, który został wprowadzony na GPW – przyp. red.]. Obecnie odpowiadam między innymi za szkolenie maklerów nadzorujących i przeprowadzanie egzaminów.

PB: Inwestuje Pan?

WS: Pracownicy giełdy mogą inwestować, jednak pod warunkiem zgłoszenia wszystkich transakcji do działu kontroli wewnętrznej. Mamy określony przedział czasowy, jaki może mieć miejsce pomiędzy kupnem a sprzedażą danego instrumentu. Możliwe jest tylko inwestowanie długoterminowe.

PB: W jaki sposób giełda pojawiła się w Pana życiu?

Widząc ogłoszenie w gazecie o naborze do GPW, zgłosiłem się bez chwili namysłu.

WS: Sprawy związane z giełdą nie były mi obce jeszcze przed przemianami ustrojowymi. Na studiach interesowałem się tematem giełd, a potem pracowałem w centrali handlu zagranicznego Impexmetal, która wykorzystywała mechanizm giełdy towarowej do wyliczania ceny sprzedawanego towaru. Widząc ogłoszenie w gazecie o naborze do GPW, zgłosiłem się bez chwili namysłu.

PB: Często trzeba zostawać po godzinach i w weekendy?

WS: W momencie implementacji WARSETU, a później także UTP praca po godzinach była standardem. W miarę jak systemy zaczynały działać w pełni sprawnie, pracy po godzinach było dużo mniej.

PB: Czego powinniśmy życzyć giełdzie z okazji #25latGPW?

WS: Następnych dwudziestu pięciu lat i tego, żeby liczba notowanych spółek wzrosła z 900 do liczby czterocyfrowej, i to jak największej.

PB: Umawiamy się już na wywiad przy okazji 30 lat GPW?

WS: Teoretycznie będę już wtedy emerytem, ale czemu nie!

PB: Wszystkiego Najlepszego dla Pana i całego zespołu giełdy z okazji 25 lat!

Zobacz także film w technologii 360 stopni z GPW. Odwiedź Giełdę Papierów Wartościowych [WIDEO 360 stopni w jakości 4K]

Udostępnij