Janusz inwestowania - kim jest i jakie błędy popełnia?
Janusz inwestowania to odwrotność profesjonalnego inwestora. Nie edukuje się, niemal niczym się nie interesuje. Tnie zyski, puszcza straty. Nie zwraca uwagi na koszty inwestowania. Masakruje się dźwignią na forex. Trzyma pieniądze na lokatach, mimo że na tym traci.
Janusz – to z pozoru niewinne imię męskie robi w Polsce w ostatnich latach zawrotną karierę. Problem w tym, że jest to kariera specyficzna, jedyna w swoim rodzaju. Jednym z jej skutków jest to, że niemal wszyscy mężczyźni noszący imię Janusz zaczynają się przedstawiać jako... Jan.
Cóż takiego wstydliwego jest w imieniu Janusz? No cóż, stało się ono symbolem obciachu. Wedle „ulicy”, Janusz jest uosobieniem przeciętnego polskiego faceta, w którym w dodatku nagromadziły się najgorsze narodowe cechy.
O definicję Janusza pokusili się nawet eksperci z PWN. Według nich Janusz to „mężczyzna w średnim wieku, z wąsem, ubrany w biały podkoszulek, czarną, skórzaną kurtkę oraz koniecznie białe skarpetki i sandały, trzymający reklamówkę z dyskontu”. Dla nas ważniejsze są jednak cechy charakteru Janusza, te najgorsze: ignorancja, święte przekonanie o nieomylności.
Chyba nie trzeba tłumaczyć, że wystarczy być ignorantem i mieć przekonanie o nieomylności powyżej średniej, by nie być w stanie efektywnie inwestować.
Janusz inwestowania nie(wiele) czyta, a więc nie(wiele) wie
Zajmijmy się najpierw ignorancją. Słowo „ignorant” pochodzi od łacińskiego „ignorans” – niewiedzący. Ignorant niewiele czyta, więc niewiele wie. Nie jest w stanie reagować na napływające informacje. Nie przyswaja sobie klasycznych idei związanych z inwestowaniem. Nie wdraża się w nowinki technologiczne, ale i strategiczne. Świat nie stoi w miejscu, idzie cały czas do przodu. Janusz – ignorant tego nie rozumie. Albo rozumie, ale mu się nie chce gonić tego uciekającego świata.
Janusz ignoruje więc wszelkie zestawienia „lektur obowiązkowych”, jakie pojawiają się w specjalistycznej prasie czy na portalach zajmujących się inwestowaniem. „Przecież nie będę marnował życia na czytanie. To na pewno są same bzdury” – mówi sobie. Niektórzy bardziej ambitni przeczytają jedną, dwie pozycje i już myślą, że wiedzą o inwestowaniu wszystko.
Janusz nie zwraca uwagi na koszty inwestowania
To, że Janusz inwestowania niewiele czyta, ma daleko idące konsekwencje. Nie zna wielu podstawowych prawideł rządzących inwestowaniem. Na przykład nie bierze pod uwagę kosztów inwestowania – jedynej pewnej rzeczy, jaka istnieje w inwestycyjnym świecie.
Janusz daje się łatwo naciągnąć na promocje przy zakładaniu rachunku maklerskiego. Co z tego, że ma możliwość zawierania tanich transakcji na kontraktach terminowych, skoro i tak z niej nie skorzysta, bo zakupi akcje lub jednostki funduszy inwestycyjnych?
Janusz daje się łatwo skusić w okienku bankowym na promocję typu „do końca grudnia brak opłaty manipulacyjnej przy zakupie jednostek funduszy firmy X”. Problem w tym, że istnieje kilka platform sprzedających fundusze, które i tak nie pobierają opłaty manipulacyjnej, a mają bardzo szeroką ofertę – o wiele szerszą bank.
Janusz przykłada zbyt dużą wagę do wyników z przeszłości
Janusz jest pewien, że zawsze ma rację i zawsze postępuje właściwie. Poświęca więc czas na znalezienie funduszy, które miały w ostatnim czasie najlepsze wyniki. „To musi być dobry fundusz akcji, w trakcie ostatnich 36 miesięcy zarobił 40%, podczas gdy inne podobne po 20%. Kupuję!”
Problem w tym, że wszelkie badania – w tym te przeprowadzone przez tegorocznego noblistę, Richarda Thalera – dowodzą, że fundusze które w trakcie ostatnich 36 miesięcy miały wyniki plasujące je w czołówce, w kolejnych 36 miesiącach zazwyczaj nie zachowują się już tak dobrze…
Janusz nie chce przyswoić sobie klasycznej rynkowej mantry, że dobre wyniki inwestycyjne w przeszłości nie gwarantują dobrych wyników inwestycyjnych w przyszłości.
Janusz lubi spółki, które zna, nawet tylko z plotek
Janusz lubi inwestować w spółki, które zna. Najlepiej, by to była spółka, w której pracuje on albo ktoś z rodziny. Wtedy czuje, że ma tę spółkę pod kontrolą, że dużo o niej wie. Że będzie miał dostęp do insiderskich informacji o niej.
Jeśli jego pracodawca nie jest na giełdzie, Janusz inwestowania lubi pogadać przy piwie z kolegami na temat tego, które firmy mogą być dobrym typem inwestycyjnym. Pilnie słucha, wyławia wszystkie ploteczki. I często słucha się kolegów.
Co prawda w każdej plotce, podobno, jest ziarno prawdy, ale... Historia pokazuje, że bazowanie na plotkach, albo na poleceniach kolegów, to nie jest dobra strategia inwestycyjna.
Janusz tnie zyski...
Jeśli Januszowi się powiedzie, i po wielu godzinach ślęczenia z gazetą i szkłem powiększającym wyselekcjonuje do portfela kilka spółek, które znajdują się w mocnym trendzie wzrostowym, to... zaraz się ich pozbywa. Co dwa, trzy dni sprawdza nerwowo rachunek, patrząc na rosnące procenty.
Gdy po miesiącu ma wynik +15% na całym portfelu nie wytrzymuje. Sprzedaje. „Ale zarobiłem, o wiele więcej niż w rok na lokacie” – cieszy się Janusz.
Janusz oczywiście popełnia błąd. Powinien pozwolić rosnąć wygrywającym pozycjom, czekając na wyraźne odwrócenie się sytuacji na wybranych walorach.
Przy okazji, posiadając akcje, Janusz powinien wybrać się raz czy dwa na walne zgromadzenia akcjonariuszy, zadać trudne pytania zarządowi spółki. Powinien, ale tego oczywiście nie robi, „bo i po co?” (tak myśli Janusz). W ten sposób dokłada swoją małą cegiełkę do budowania niskiej kultury inwestycyjnej polskiego rynku kapitałowego...
... i puszcza straty, a jakże
Pewność siebie Janusza prowadzi go wielokrotnie na manowce. Gdy kupione przez niego akcje tanieją, mówi sobie: „To nic, to tylko głupi rynek. Ja mam rację, że one będą droższe. Poczekam, aż odbiją”.
Problem w tym, że jego akcje wciąż tanieją. „Co jest? To przecież jest świetna spółka... Nie pozbędę się jej, jeszcze dokupię akcji. To nie ja się mylę, to rynek się myli” – wmawia sobie Janusz.
Akcje potaniały jeszcze bardziej. Odkąd Janusz je kupił, spadły już o 50%. Profesjonalny inwestor już dawno uciąłby stratę. Janusz jednak nie chce przyznać się do błędu. Często dokupuje akcje, łapiąc spadający nóż.
Po roku okazuje się, że akcje potaniały o 90%. Czyli są akcjami, które najpierw w pół roku potaniały o 50%, a potem w 6 miesięcy o 80%. „Chyba je sprzedam, nic z tego już nie będzie” – przyznaje Janusz.
Janusz daje się zmasakrować dźwignią na forex
„Nie powiodło mi się na giełdzie, spróbuję na forex” – myśli Janusz, zachęcony reklamą „Można zarobić 4,500 USD w dwie godziny na rynku walutowym”.
Najpierw uruchamia konto demo. Pierwsze próby wypadają udanie. Janusz nabiera pewności siebie, a nawet jak mu się nie udało to uznaje, że to przypadek i na żywo będzie mu szło lepiej. Już wie, jak zawierać transakcje. Wie, że umie sobie poradzić ze stresem. Jest oczarowany migającą na czerwono i zielono platformą inwestycyjną, liczbą dostępnych wskaźników. Co prawda większości z nich i tak nie rozumie, i nie nadąża czytać informacji wpadających do działu z newsami, ale co tam.
Janusz przenosi się na realne konto. Wpłaca depozyt. Dochodzi do prawdziwej walutowej masakry dźwignią finansową. Po pierwszych nieudanych transakcjach Janusz zwiększa dźwignię i chce za wszelką cenę odrobić straty. To mu się nie udaje. Zeruje konto. Trafia do grona 70-80% graczy, którzy tracą na forex.
Janusz traci na lokatach bankowych, by spać spokojnie
Janusz, zmęczony inwestowaniem, wraca do starych dobrych lokat bankowych. To nic, że zakłada lokatę na 12 miesięcy, oprocentowaną w skali roku na 0,5%, podczas gdy stopa inflacji wynosi 1%. Straci na tym w skali roku 0,5 pkt. proc., ale się tym nie przejmuje. Nie przejmuje się, bo albo tego nie rozumie, albo ma już tak bardzo dosyć inwestowania, że woli stracić 0,5% niż 90% na giełdzie, albo 100% na forex...
Śpij, Januszu, śpij spokojnie - w końcu tracisz tylko 0,5% w skali roku na lokatach. Nic nie czytaj, niczym się nie interesuj. Wierz „doradcom” w okienkach bankowych. Puszczaj straty, tnij zyski. Nie odkładaj na emeryturę, broń Boże nie w formie akcji, które w bardzo długim terminie (niemal) zawsze dają zarobić.