Co premiera Call of Duty Black Ops 4 mówi o przyszłości branży gier
W miniony weekend swoją premierę miała jedna z najbardziej wyczekiwanych gier 2018 roku, czyli Red Dead Redemption 2 od Take Two. Dokładnie dwa tygodnie wcześniej, odbyła się natomiast premiera gra Call of Duty Black Ops 4, czyli najważniejsza produkcja 2018 roku dla największej na świecie spółki produkującej gry, czyli Activision Blizzard. Ta druga premiera jest o tyle interesująca, że pokazuje, w którym kierunku zmierza światowy gaming najwyższego formatu, który w ostatnim czasie na giełdzie znajduje się pod presją, zarówno w Polsce jak i USA.
Rekord sprzedaży gry w dniu premiery to za mało
Oczekiwania inwestorów względem przyszłych wyników sprzedażowych producentów gier są bardzo wysokie. W tej chwili spółka Activision Blizzard jest wyceniana na 54 mld USD, co oznacza, że inwestorzy wyznaczyli jej wartość na 46 krotność generowanych przez ostatni rok zysków. Nie trzeba być wielkim specjalistą od wyceny aby widzieć, że zyski muszą rosnąć aby spełnić te oczekiwania. Tymczasem od szczytu notowań z 1 października kurs akcji producenta Call of Duty spadł o 20%.
Notowania Activision Blizzard rok 2018
Akcje Activision Blizzard spadły pomimo tego, że 12 października 2018 premierę miała jedna z najważniejszych produkcja spółki czyli Call of Duty Black Ops 4. W stosunku do zeszłorocznej premiery tej produkcji oczekiwania wzrosły o około 20%, bo tyle wyżej znajdował się 12 października kurs akcji w stosunku do dnia premiery poprzedniej edycji Call of Duty WW3.
Pomimo, że premiera nowej edycji zakończyła się pełnym sukcesem i gra wygenerowała ponad 500 mln USD przychodu w pierwsze trzy dni od premiery, bijąc przy tym rekord sprzedaży na pierwszym dniu otwarcia Playstation i Xbox to kurs akcji Activision Blizzard zanurkował. Obecnie znajduje się około 13% poniżej dnia premiery.
To nie koniec bo Activision ma za sobą najlepsze pół roku pod względem finansowym w historii i mimo udanej premiery Call of Duty inwestorzy czują się rozczarowani. To może skłaniać producentów gier to poszukiwania bardziej stabilnych przepływów finansowych z gier niż tylko jednorazowego zakupu. Pierwsze próby tego podejścia widać już w premierze Call of Duty Black Ops 4.
Zobacz także: Akcje CD PROJEKT mocno w dół. Kurs już poniżej notowań sprzed premiery trailera Cyberpunk 2077
Zaangażowanie, czyli tryb multiplayer wszędzie
Jak wynika z informacji jakie pojawiły się przy okazji premiery najnowszej produkcji Activision Blizzard, tryb Single Player w grze Call of Duty Black Ops 3 przechodzi w całości niewielki procent graczy, dlatego w nowej produkcji już go nie ma. Podstawa to tryb multiplayer, który buduje zaangażowanie. I choć nie jest to nic nowego to nowa gra Activision została wzbogacona o bijący obecnie rekordy popularności tryb Battle Royall.
Dodatkowo choć produkcja opiera swoją fabułę na obecnie toczącym się konflikcie zbrojnym to istnieje w niej wiele kampanii, które są rozgrywane w trybie Zombie. Zaangażować graczy to podstawa. To słowo, które najczęściej pada podczas konferencji wynikowej zarządu spółki. Ludzie muszą grać w grę jak najdłużej.
W 2 kwartale 2018 roku w sumie we wszystkie gry Activision Blizzard przynajmniej raz w miesiącu zagrało 352 miliony ludzi. Aby osiągnąć takie liczby niezbędna jest rywalizacja pomiędzy graczami, a to można osiągnąć na taką skalę tylko implementując do wszystkich gier tryby multiplayer co daje szansę również w przyszłości na rozwój eSportu.
Przychody z premiery gry to za mało
Wśród graczy budzi to duży opór, ale zakup gry AAA za stosunkowo duże pieniądze coraz częściej już nie oznacza końca monetyzacji gry. Nie inaczej jest w przypadku Call of Duty Black Ops 4. Zakup gry daje oprócz normalnej rozgrywki karnet sezonowy na 4 dodatkowe epizody trybu zombie, 12 map wieloosobowych , 4 wyjątkowe postacie w trybie Blackout.
Oprócz tego każdy nabywca otrzymuje 2400 punktów Call of Duty, które są warte około 20 Euro. Można je bowiem dokupić. Mikropłatności to przyszłość branży, nawet w największych produkcjach AAA. Firmy będą potrzebowały coraz stabilniejszych i dłużej trwających przychodów ze swoich gier aby utrzymać wzrosty i monetyzować zaangażowanie jakie udało im się zbudować.
Zobacz także: Maciej Popowicz na okładce Forbes to sygnał, że akcje producentów gier są już naprawdę wysoko
Steam będzie powoli tracić na znaczeniu
Coraz więcej największych producentów gier na świecie zaczyna świadomie rezygnować z premier swoich produkcji na platformie steam. Gry Call of Duty Black Ops 4 też nie kupimy na niej. Aby móc w nią zagrać musimy zarejestrować się na platformie Blizzard.net. To ona obsługuje całą mechanikę gry w trybie multiplyer, podobnie jak wielu poprzednich produkcji tej spółki.
Activision chwali się zwłaszcza wynikami sprzedaży z tej platformy na które złożyła się ponad dwa razy większa liczba zarejestrowanych graczy w stosunku do zeszłego roku. Wydaje się, że najwięksi producenci gier będą coraz częściej omijać szerokim łukiem platformę Steam, przynajmniej w okresach premierowych gry. Docelowo ich gry mogą nawet zniknąć całkowicie ze Steama. To z czasem będzie powodowało, że Steam zacznie coraz bardziej tracić na znaczeniu, bo w przeciwieństwie do PlayStation i Xbox, jest tylko pośrednikiem, którego można ominąć. To może spowodować, że właściciel Steama, który też wydaje gry czyli Valve Corporation w jakiś sposób zacznie modyfikować model biznesowy platformy.
Kto i kiedy zostanie Netflixem branży gamingowej?
Patrząc na presję jaka jest wywierana w ostatnim czasie na producentów gier spółki z tej branży będą musiały walczyć o coraz stabilniejsze przepływy pieniężne z perspektywą na ich równomierny wzrost. Celem będzie też minimalizacja ryzyka porażki pojedynczej premiery i poszukiwania nowych gier które warto rozwijać. Przy odpowiednio dużym portfolio produkcji jedynie kwestią czasu wydaje się moment w którym jeden z największych producentów gier zaoferuje abonament na swoje produkcje.
Podobnie jak Netflix zrobił to z własną telewizją. To się wydaje nieuniknione w sytuacji gdy cała własność intelektualna należy do nich. Nacisk na zaangażowanie graczy i budowę swoich platform sugeruje, że to może być właśnie przyszłość branży gamingowej. Stabilne przepływy będące pochodną liczby płacących abonament będą stanowić dużo lepszą prognozę dla zysków i kosztów spółki niż cykliczne strzały podczas premier.
Przy czym branżą gamingowa w stosunku do telewizyjnej ma jedną przewagę, która może sprzyjać takiemu rozwiązaniu. Wcale nie musi rezygnować z mikropłatności co będzie stanowić jej dodatkowe źródło przychodu. Dlatego patrząc po tym co robią najwięksi producenci gier na świecie i jaki opór budzą mikropłatności w największych produkcjach typu AAA to trzy słowa są przyszłością branży gier: masowy multiplayer i związany z tym esport, mikropłatności i … najprawdopodobniej jeden abonament na wszystkie gry.