Jakie ryzyko wiąże się z inwestowaniem na rynku sztuki – pokazuje historia firmy inwestycyjnej Fairlight Art Ventures
Zakup obrazu za pośrednictwem szacownego domu aukcyjnego nie eliminuje ryzyka nabycia falsyfikatu.
Firma inwestycyjna Fairlight Art Ventures odwołuje się od orzeczenia sądu nakazującego zwrot 6 mln USD londyńskiemu domowi aukcyjnemu Sotheby’s, po tym, jak sprzedał on w jej imieniu obraz Fransa Halsa, który obecnie uważany jest za fałszywy.
I jak tu ufać słynnym domom aukcyjnym?
Obraz Fransa Halsa „Portret mężczyzny” został zakupiony przez Fairlight Art Ventures oraz londyńskiego marszanda Marka Weissa od francuskiego kolekcjonera Giuliano Ruffiniego w 2010 roku. W rok później firma i Weiss sprzedali go w transakcji prywatnej poprzez dom aukcyjny Sotheby’s amerykańskiemu kolekcjonerowi Richardowi Hedreenowi za 11,75 mln USD.
W 2016 roku wyszło na jaw, że Ruffini upłynniał falsy, i to na dużą skalę, a „Portret mężczyzny” jest jednym z nich. Sotheby’s wystąpiło o zwrot pieniędzy do Weissa i firmy Fairlight Art Ventures. Weiss zapłacił Hedreenowi odszkodowanie w wysokości 4,2 mln USD. Fairlight Art Ventures nie chce tego zrobić. Prawnik firmy James Collins przekonuje, że pomiędzy nią a domem aukcyjnym Sotheby’s nie było żadnego kontraktu. Dom aukcyjny podczas sprzedaży fałszywego obrazu miał status “sub-agenta” (pośrednika towarzyszącego) – tłumaczy Collins. Z kolei prawnik Sotheby’s twierdzi, że „to był projekt, w którym uczestniczyły trzy strony na równych prawach i obowiązkach”.
Nie wiadomo, kto ma w tym sporze rację, bo to zależy od treści umów oraz prawa kraju, na terytorium którego zawarto transakcję. Wszystko jest w gestii sądu brytyjskiego. My jednak chcielibyśmy zwrócić uwagę na to, jak duże ryzyko wiąże się z inwestowaniem na rynku sztuki. Postawmy się w położeniu amerykańskiego kolekcjonera, który kupił tę podróbkę. Kupował on obraz od firmy inwestycyjnej i marszanda, za pośrednictwem szacownego domu aukcyjnego. A i tak się nabrał i nabył falsa. Z kolei firma Fairlight Art Ventures dała się nabrać Ruffiniemu, mimo że korzystała przy zakupie ze wsparcia ekspertów.
Fałszywy obraz Fransa Halsa „Portret mężczyzny”
Źródło: Sotheby’s
Zobacz także: Uwaga, na polskim rynku sztuki nietrudno o zakup sfałszowanego obrazu
Falsyfikat w polskim domu aukcyjnym to nie jest rzadkość
Oczywiście, takich przypadków nie jest wiele, ale jednak się zdarzają. Przypomina się tu m.in. bardzo podobna sprawa do opisywanej, swego czasu bardzo głośna, dotycząca rosyjskiego miliardera Wiktora Wekselberga. W 2010 roku pozwał on znany dom aukcyjny Christie's, ponieważ kupiony przez niego 5 lat wcześniej na aukcji obraz okazał się fałszywy. Płótno „Odalisque” miało być autorstwa rosyjskiego malarza z przełomu wieków Borysa Kustodiewa, ale okazało się falsem, zakupionym za 2,9 mln USD. W lipcu 2013 roku zapadł wyrok korzystny dla Wekselberga i odzyskał on wydaną niefrasobliwie kwotę.
Problem falsów jest szczególnie dotkliwy dla polskich kolekcjonerów. „Polacy tracą miliony. Falsyfikaty to od lat plaga na krajowym rynku sztuki i antyków. Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego wydało w 2019 roku podręcznik pt. Praktyczne aspekty zwalczania przestępczości przeciwko dziedzictwu kulturowemu. Jeden z rozdziałów dotyczy falsyfikatów na rynku sztuki i antyków. Problem w tym, że nie pokazuje skali zagrożenia i skutecznych rozwiązań prawnych. […] Niedługo w każdym domu zawiśnie falsyfikat!” – ostrzegał na łamach „Rzeczpospolitej” znany dziennikarz Janusz Miliszkiewicz w tekście pt. „Falsyfikat w każdym domu. Polacy tracą miliony. To patologia”.
Miliszkiewicz podkreślił, że bardzo często domy aukcyjne sprzedają falsyfikaty zasłaniając się tzw. ekspertyzami historyków sztuki. „Zamówienie tzw. ekspertyzy jest w Polsce gwarantem bezkarności handlarzy. Ekspertyzy często są bezwartościowe. Od lat na rynku grasują historycy sztuki, którzy o oczywistych falsyfikatach piszą, że to autentyki. Robią to w poczuciu bezkarności” – alarmuje Miliszkiewicz.
Jak widać, nawet kupowanie obrazów poprzez renomowane domy aukcyjne nie chroni inwestorów i kolekcjonerów przed ryzykiem nabycia podróbki. Najlepiej, by kolekcjoner sam był ekspertem, który potrafi ocenić autentyczność dzieła. Nie może bowiem ufać nikomu.