Przejdź do treści

udostępnij:

Kategoria:

Piotr Smoleń, założyciel Turbine Analytics: "Polski rynek kapitałowy jest zacofany technologicznie, w stosunku do rynków zachodnich, o dobre 10-15 lat"

Udostępnij

Polskie instytucje rynku kapitałowego są zapóźnione pod względem technologicznym do zachodnich o 10-15 lat – uważa Piotr Smoleń kierujący funduszem VC DataVentures, główny udziałowiec Turbine Analytics. Według niego spółka LiveChat jest niedoceniana, ale na warszawskim parkiecie jest niewiele firm technologicznych wartych zainteresowania.

Technologie odgrywają coraz większą rolę w życiu codziennym i biznesie, a więc także i w świecie inwestowania. Ostatnio temat stał się szczególnie na czasie, w związku z rosnącą popularnością słów „blockchain” i „Bitcoin”. I w związku z zapowiedziami nowego prezesa GPW, który chciałby, aby spółka stała się eksporterem nowatorskich rozwiązań technologicznych.

Na polskim rynku nie brakuje ekspertów z dziedziny informatyki i nowych technologii. My postanowiliśmy spotkać się z takim, który zna też od kuchni biznes inwestycyjny. Wie, jak wyglądają „od zaplecza” fundusze inwestycyjne, domy maklerskie, banki.


Piotr Rosik: Na początek chciałbym porozmawiać o Pańskich dokonaniach, by czytelnicy Strefy Inwestorów bliżej poznali Pańską postać. Jest Pan założycielem i głównym udziałowcem Turbine Analytics – firmy, która dostarcza zaawansowane narzędzia analityczne dla rynku kapitałowego. Skąd pomysł na taki biznes?

Piotr Smoleń: Pierwotnie mój pomysł na Turbine Analytics polegał na tym, by dostarczać algorytmy wyszukujące okazje firmom inwestycyjnym. Udało mi się pozyskać dwóch wspólników do tego projektu. Zbudowaliśmy portfel algorytmów, a na nim oparliśmy strategie inwestycyjne, które miały zarabiać w każdych warunkach. Wraz z Copernicus Capital TFI założyliśmy Copernicus Turbine Adaptive Fund. Niestety biznes nie wypalił.

Dlaczego?

Nie udało nam się zebrać dostatecznej ilości aktywów. By pokryć koszty funkcjonowania funduszu, potrzebowaliśmy co najmniej kilkunastu milionów złotych, a zebraliśmy kilka.

Inwestorzy obawiali się takiego nowatorskiego rozwiązania?

Tak. Inwestowanie algorytmiczne w Polsce kojarzy się z dużym ryzykiem, bo niewielu tak naprawdę je rozumie. Nasza strategia była konserwatywna, miała zarabiać do 8% rocznie. Niestety, inwestorzy oczekują albo ryzykownych produktów obiecujących sowite zyski, albo bezpiecznych produktów gwarantujących nikły procent. Czyli nasz produkt nie pasował do oczekiwań inwestorów.

Zaczęliśmy się zastanawiać, co zrobić z tym fantem. Na użytek naszej strategii stworzyliśmy ciekawy system zarządzania ryzykiem. Akurat zmieniały się regulacje i pojawiła się potrzeba posiadania takich narzędzi w firmach inwestycyjnych. Zmieniliśmy strategię biznesową, zbudowaliśmy rozwiązanie w chmurze do zarządzania ryzykiem, z prostym interfejsem użytkownika. I to był strzał w przysłowiową dziesiątkę, zostaliśmy liderem w zakresie takich rozwiązań w naszym regionie. Mamy klientów nie tylko w Polsce, ale i za granicą. W kraju mamy około 60% rynku. Turbine ma szybkie tempo wzrostu. Chcę, by w perspektywie kilku lat ten biznes był globalny.

Jak Pan ocenia, pod względem technologicznym, polski rynek kapitałowy? A szczególnie – branżę funduszową. Czy polskie TFI mają duży dystans do nadrobienia w stosunku do Zachodu?

Uważam, że polski rynek kapitałowy jest zacofany technologicznie, w stosunku do rynków zachodnich, o dobre 10-15 lat. Nie widać za bardzo perspektywy na poprawę tego stanu rzeczy.

Dlaczego?

Fundusze inwestycyjne nie potrzebują technologii, by rozwijać swój biznes. Koncentrują swoją działalność w Polsce i są w stanie generować dziś satysfakcjonujące marże w podobny sposób, w jaki robiły to 10 lat temu.

Czy to wynika z uzależnienia od kanału bankowego?

Tak, między innymi. Są też inne czynniki. Opłaty za zarządzanie są w polskich funduszach relatywnie wysokie. Poza tym pozostaje kwestia edukacji doradców finansowych i inwestorów. Na Zachodzie coraz mniejsze grono inwestorów płaci za możliwość korzystania z funduszu aktywnie zarządzanego. Wolą płacić o wiele, wiele mniej za inwestowanie poprzez fundusz pasywny, podążający za wybranym indeksem. Bo przecież prawdą jest, że na przykład wśród polskich funduszy akcji na palcach jednej ręki można policzyć fundusze, które w długim terminie biją rynek.

Polskie domy maklerskie chyba również nie grzeszą zaawansowaniem technologicznym... Potwierdzi to chyba pierwszy z brzegu klient, który ma rachunek maklerski...

Oczywiście. Domy maklerskie mają ten problem, że aktualna hossa nie przyciągnęła nowych klientów, w tym tych z młodego pokolenia. Branża maklerska ma po prostu problemy finansowe, nie ma kapitału na inwestycje technologiczne. Tymczasem nie uda się zaangażować młodego pokolenia, jeśli nie zbuduje się nowoczesnej i przyjaznej technologii do inwestowania. To jest impas.

Inny problem jest taki, że produkty brokerów są homogeniczne, podobne do siebie. Na tym rynku ciężko jest zbudować przewagę konkurencyjną. Podobny problem mają również brokerzy zagraniczni i oni go rozwiązują na zasadzie „ucieczki do przodu”. Rozwijają robo-doradztwo, własne innowacyjne fundusze inwestycyjne. Powstają także brokerzy, którzy oferują bezpłatne transakcje, jak Robinhood.

Zobacz także: Czym jest Aplikacja RobinHood, która umożliwia handel na giełdzie bez opłat dla brokerów?

Mam wrażenie, że również na GPW niewiele się dzieje, jeśli chodzi o innowacyjne technologie. Handel HFT się nie rozwija, nowe produkty się nie pojawiają... Tymczasem nowy prezes GPW Marek Dietl zapowiedział, że pomysłem na rozwój spółki GPW jest eksport know-how. Myśli Pan, że mamy co eksportować?

Branża kapitałowa staje się coraz bardziej globalna, coraz bardziej się integruje. Duzi rozwijają się szybko, mali zostają w tyle. GPW będzie miała w długim terminie strategiczny problem, bo nie będzie mogła dostarczać dużych emitentów. Polskie start-upy myślą raczej o Nasdaq, a nie o GPW. Nie zostało już wiele spółek państwowych do sprywatyzowania.

Hmm, jednak kilku dużych graczy by się znalazło. Poczta, PKP, LOT...

Tak, coś by się znalazło, ale nawet wprowadzenie tych gigantów na giełdę nie spowodowałoby, że stalibyśmy się porównywalni na przykład z giełdą niemiecką.

Poza tym inwestorzy szukają obecnie spółek wzrostowych. Największe spółki są defensywne. Spójrzmy co dominuje na GPW: energetyka, banki... Do tego dochodzi ryzyko polityczne.

Nie dziwi trend, że coraz więcej spółek schodzi z warszawskiego parkietu. Po prostu jest coraz mniej argumentów za tym, by właściciele trzymali swoje biznesy na parkiecie.

Czyli GPW trudno przyciągać nowych emitentów, trudno utrzymać nowych. Więc, idąc dalej, nie rosną dynamicznie przychody i zyski GPW, a więc brakuje pieniędzy na inwestycje w nowe technologie.

Prezes GPW twierdzi, że chce mocno rozbudować dział IT i tworzyć rozwiązania, które potem byłyby sprzedawane m.in. rozwijającym się giełdom azjatyckim. Czy to jest realna wizja?

Rozwój technologii nie powinien następować w oderwaniu od potrzeb klientów. Klienci, którzy potrzebują najnowocześniejszych technologii, są już obecni na globalnym rynku.

Należy pamiętać, że GPW nie jest spółką technologiczną. Zwracam uwagę, że GPW kupiła system transakcyjny, a nie go stworzyła. Nie może stać się pośrednikiem w eksporcie technologii. GPW musiałaby przejść całkowitą transformację biznesową, by stać się twórcą technologii. Czy zarząd i właściciel są na to gotowi? Czy rzeczywiście, nawet po przekształceniu, GPW stworzy narzędzia, które będą potrzebne rynkowi? Szczerze mówiąc, ja nie bardzo wierzę w tą strategię...

Które polskie instytucje finansowe są najbardziej zaawansowane technologiczne?

Polskie banki to jest czołówka światowa, to są nasze eksportowe fintechy. Szczególnie wyróżnia się tu mBank, ale państwowe banki gonią te prywatne dość szybko. Na pewno także broker XTB z produktem xStation wniósł powiew świeżości na rynku kapitałowym.

W jednym z wywiadów przyznał Pan, że nie zainwestował w spółkę LiveChat, w momencie, gdy poszukiwała ona inwestora by wydostać się spod „parasola” Gadu-Gadu. Czego nauczyła Pana ta historia? I co sądzi Pan o spółce LiveChat w tej chwili? W tym roku potaniała o 19%, rynek spekuluje, że nie wytrzyma konkurencji ze strony m.in. Facebooka.

Uważam, że LiveChat rozumie rynek, nie traci z nim kontaktu. Facebook jest groźnym graczem, ale nie obsługuje klientów B2B, tylko B2C. Facebook jest brokerem uwagi, który nie rozumie potrzeb klientów biznesowych. Oczywiście, produkt LiveChata jest dość łatwo kopiować, ale jego tajemnica tkwi w tysiącach detali, tam jest przewaga konkurencyjna tej spółki. Sądzę, że biznes LiveChata będzie dalej rósł, i że teraz jest niesprawiedliwe wyceniany przez inwestorów. Obawiam się, że za kilka lat LiveChat może zniknąć z giełdy, bo pojawi się bardzo atrakcyjne wezwanie od gracza z zagranicy.

Czy jakąś inną spółkę technologiczną z GPW by Pan polecił uwadze inwestorów?

Jeżeli polska spółka technologiczna pojawia się na giełdzie, to nie jest to sygnał sukcesu. To oznacza, że uciekły jej inne, bardziej atrakcyjne możliwości pozyskania kapitału. Wejście na giełdę generuje koszty, pojawiają się obowiązki informacyjne. Tymczasem teraz mamy sytuację, w której dostęp do kapitału zagranicznego jest niezwykle łatwy. Najlepsze polskie spółki technologiczne pozyskują kapitał od funduszy venture capital.

Co Pan sądzi o producentach gier obecnych na GPW?

Generalnie produkcja gier to dość ryzykowny biznes, podobny do produkcji filmów. Zazwyczaj wiąże się z koniecznością realizacji kapitałochłonnych projektów o różnym stopniu ryzyka. Uważam, że poza CD PROJEKTEM, w Polsce chyba nie ma producenta, który jest w stanie seryjnie tworzyć dobre gry.

Interesuje się Pan technologią blockchain. Co Pan sądzi o tym, co dzieje się na rynku kryptowalut – czy tam rośnie bańka? Czy kryptowaluty mają szansę na zastąpienie, albo konkurowanie z tradycyjnym, papierowym pieniądzem?

Kryptowalutami interesuję się od wielu lat. Kryptowaluta to sieć wymiany wartości pomiędzy użytkownikami. Tak naprawdę waluty wirtualne działają w bardzo podobny sposób, co tradycyjne waluty. Przecież dolar czy euro to też są sieci wymiany wartości. Wartość sieci zależy od tego, ile osób jej ufa i z niej regularnie korzysta. Do tego dochodzą oczekiwania co do wzrostu wartości. Różnica jest taka, że papierowe waluty opierają się na instytucji banku centralnego, a waluty wirtualne na algorytmach. Uważam, że blockchain to jest bardzo ciekawe rozwiązanie, które zmusi państwa i banki centralne do dostosowania się do paradygmatu zdecentralizowanych sieci.

Czyli banki centralne będą musiały stworzyć własne waluty wirtualne, bazujące na blockchainie?

Być może.

A co sądzi Pan o aktualnej sytuacji na Bitcoinie?

Na pewno na Bitcoinie formuje się bańka spekulacyjna. Natomiast wartość fundamentalna Bitcoina jest bardzo trudna do oceny. Bitcoin ma kilka wad.

Jaka jest największa wada Bitcoina?

W założeniu każdy użytkownik Bitcoina miał być „górnikiem” kopiącym kryptowaluty, by mieć dodatkową korzyść. Jednak w praktyce algorytm Bitcoina jest bardzo złożony i może być obsługiwany tylko przez jeden typ procesorów. Pojawiło się na świecie czterech producentów tych procesorów, którzy ograniczyli ich podaż. W tej chwili 80% procesów w sieci Bitcoina jest zależnych od kilku podmiotów. To powoduje, że jeśli odłączylibyśmy te podmioty od sieci, to zniknęłaby jej użyteczność.

Czy mógłby Pan zdradzić, co ma Pan w prywatnym portfelu inwestycyjnym?

Nie inwestuję na rynku akcji. Rozczarowałem się wielokrotnie jakością zarządzania w polskich spółkach. Wiele z nich nie wykorzystuje szans biznesowych na dynamiczny rozwój.

Zainwestowałem ostatnio w start-up z Doliny Krzemowej z polskimi korzeniami, założony przez byłego menedżera Google. Firma nazywa się Userfeeds i chce wykorzystywać blockchain w branży marketingowej. Chce stworzyć system, który połączy reputację użytkownika z jego interakcjami i będzie to wyceniać. Przecież lajk znanego rapera na Facebooku jest warty o wiele więcej, niż lajk bota stworzonego przez rosyjskiego programistę. [śmiech]

Istotną część mojego portfela stanowią także kryptowaluty. Jestem na tym rynku inwestorem długoterminowym.

Korzystam także z funduszu IPOPEMA m-Indeks. To jest jeden z niewielu pasywnych funduszy na polskim rynku, bardzo ciekawe rozwiązanie dla osób które chcą mieć ekspozycję na indeks mWIG40.

Dziękuję za rozmowę.


Piotr Smoleń jest szefem funduszu venture capital Data Ventures i głównym udziałowcem Turbine Analytics, firmy dostarczającej zaawansowane narzędzia analityczne instytucjom finansowym z rynku kapitałowego. W przeszłości był m.in. analitykiem w NFI Midas. Jest absolwentem Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie i Stanford Graduate School of Business, legitymuje się tytułem CFA.

Udostępnij