Przejdź do treści

udostępnij:

Kategorie

Piotr Krupa wywiad: „Kruk jest trzecią co do wielkości firmą w tej branży, notowaną na giełdzie, na całym świecie”

Udostępnij

Z Piotrem Krupą spotkaliśmy się we Włoszech. Wykorzystaliśmy okazję, aby dłużej porozmawiać z prezesem i zarazem głównym akcjonariuszem Kruka. W ten sposób powstał wywiad rzeka w którym udało nam się uchwycić coś więcej niż ostatnie cyferki z raportów finansowych spółki. Piotr Krupa opowiedział nam o tym jaki ma długoterminowy plan odnośnie spółki, gdzie widzi potencjał do dalszej ekspansji i czy kiedyś Kruk wejdzie na rynek amerykański. Zapraszamy do lektury z niezwykle ciekawą osobą, jedną z barwniejszych postaci polskiego rynku kapitałowego, którego wielką pasją jest polska sztuka nowoczesna i ma z nią związane wielkie plany.

Paweł Biedrzycki: Jak Pan był dzieckiem to kim Pan chciał zostać Policjantem czy Strażakiem?

Piotr Krupa: [Śmiech] Policjantem na pewno nie, ponieważ ja się urodziłem w latach 70-tych to policjanci, a w zasadzie milicjanci, niezbyt mi imponowali. Natomiast jak najbardziej chciałem zostać strażakiem.

Podobno pierwszy Pana biznes to pisanie ekspertyz prawniczych?

Tak zaraz po studiach dostałem się na aplikacje sądową. W związku z tym 2 dni w tygodniu musiałem na to poświęcać. Pozostałe 3 dni miałem na naukę i pracę. Pod koniec lat 90-tych bardzo trudno było znaleźć pracę na 3 dni w tygodniu. Podjąłem więc decyzję, żeby założyć działalność gospodarczą z kolegą, znajdującym się w podobnej sytuacji. Byłem świeżo po ślubie także miałem trochę wolnych środków – dokładnie 1600 zł. Biznes nazywał się „Kuźnicki i Krupa spółka cywilna” i polegał na tym, że chodziliśmy od kancelarii prawnej do kancelarii i prosiliśmy o pracę naszych kolegów po fachu. Przygotowywaliśmy dla nich wzory czy projekty pism procesowych, a oni na tej bazie robili swój materiał, który następnie sprzedawali klientom.

Nie do końca udany?

Wprost przeciwnie, to był na tyle udany biznes, że dzięki niemu utrzymaliśmy się przez 1 rok – mieliśmy za co żyć. Później założyłem, jak się później okazało projekt swojego życia, czyli wydawnictwo Kruk. Bo początkowo Kruk był wydawnictwem. Nazwa miała nawiązywać do białych kruków jako bestsellerów. Można powiedzieć, że w ten właśnie sposób zarobiłem ze wspólnikiem swój pierwszy przysłowiowy milion. Sprzedawaliśmy tysiące książek, które sami pisaliśmy. Kluczowe w naszym biznesie było to, że co kilka miesięcy zmieniało się prawo. Dlatego trzeba było cały czas pisać nową książkę lub poruszać nowy aspekt prawny [Śmiech]. Później szybko się zorientowaliśmy, że jest spore zainteresowanie w tej dziedzinie szkoleniami, za które mogliśmy otrzymać wynagrodzenie rzędu 500-600 zł, a nie 40 zł w przypadku jednej książki. Zatem zaczęliśmy robić jednodniowe szkolenia.

Jak Pan trafił na pomysł zarządzania wierzytelnościami?

Zaczęło się od szkoleń, a potem od consultingu, który zaczęliśmy robić. W ten sposób mieliśmy dostęp do wielu polskich przedsiębiorców,z którymi się spotykaliśmy, rozmawialiśmy. Jeden z nich zainteresował nas tematem windykacji wierzytelności. Prowadził całkiem dobrze prosperujący biznes polegający na sprzedaży ratalnej sprzętu AGD. Niestety część nabywców nie płaciła za zakupiony sprzęt i to zrodziło pomysł prowadzenia windykacji wierzytelności. Ostatecznie się z nim nie dogadaliśmy, ale zaczęliśmy działać w tej branży. Wysłaliśmy oferty do firm i jedna z takich ofert trafiła do ówczesnej Ery GSM, która była naszym pierwszym klientem. Pamiętam, że dostaliśmy od nich kilkaset spraw i to zlecenie było początkiem tego biznesu.

Jaki był model biznesowy tej działalności?

Byliśmy typową agencją windykacyjną – Colection Agency. Nie kupowaliśmy wierzytelności tylko je serwisowaliśmy, zwykle od 3 do 5 miesięcy. Następnie oddawaliśmy Erze wierzytelności, które się nie spłaciły. Jednak większość wierzytelności została spłacona i biznes eksplodował. Po 3 miesiącach Era zapytała nas co robimy, że mamy taką wysoką skuteczność. [ŚMIECH]

My po prostu wysyłaliśmy do osób zadłużonych dość formalne pisma – wezwania do zapłaty. W ten sposób dłużnicy zaczęli spłacać swoje zobowiązania. Era zapytała nas, czy jesteśmy gotowi przyjąć więcej spraw. Oczywiście odpowiedzieliśmy, że tak i otrzymaliśmy kilkanaście tysięcy spraw. Dwa lata później firma zatrudniała już około 200 pracowników i przynosiła kilkumilionowe zyski. Zaraz po tym pozyskaliśmy jako klienta telefonie Dialog, Netię, a potem ING Bank Ślaski, CityBank, KredytBank. Okazało się, że kolejne banki także potrzebują serwisowania wierzytelności.

Podobno na początku KRUK działał jak cała branża, czyli bardzo naciskał na swoich dłużników. Dlaczego zmieniliście podejście na polubowną windykację?

Dlatego, że w początkowym okresie czyli w latach 2001, 2002, 2003 profil osób zadłużonych, który trafiał do windykacji był inny niż teraz. Rynek nie był jeszcze spenetrowany przez duże firmy telefonii komórkowej. Karty kredytowe były w początkowym okresie popularności. Duża część osób zadłużonych była wtedy, można powiedzieć, trochę takimi „cwaniakami”, którzy nie chcieli płacić i testowali system. Dlatego jedynym rozwiązaniem była strategia nazwijmy to twardej windykacji, czyli proces sądowy, który zmuszał te osoby do działania.

Rynek się później powiększył – powstały telewizje kablowe, satelitarne, banki zaczęły oferować pożyczki gotówkowe i kredyty ratalne. Coraz częściej dochodziło do windykacji wierzytelności osób zadłużonych, którzy wcale nie mieli zamiaru nie płacić swojego zadłużenia w chwili zawierania umowy. Wręcz przeciwnie, nawet do głowy im to nie przyszło. Jednak na skutek zdarzeń losowych i rodzinnych stanęli z takim problemem jakim jest niewypłacalności. Wtedy zrozumieliśmy, że nie jest to profil zwykłego cwaniaka tylko normalnej osoby, która bardzo chce rozwiązać problem swojego zadłużenia, ale najzwyczajniej w świecie nie ma pieniędzy. Zrobiliśmy również badania z firmą Millward Brown, które wykazały, że zadłużone osoby są uczciwe i wstydzą się swoich kłopotów finansowych. Natomiast powodem niepłacenia długu jest brak pieniędzy, a nie brak chęci spłaty. Dlatego stwierdziłem, że muszę rozłożyć tym osobom dług na raty, bo są uczciwi tylko nie mają pieniędzy. To się w międzyczasie nałożyło na problem kryzysu związany z upadkiem Lehman Brothers. Wtedy na bazie tego wydarzenia zmieniliśmy strategię na pro ugodową i to był strzał w dziesiątkę.

Dzisiaj to się wydaje oczywiste, że to dobry kierunek, dlaczego przed wami nikt się nie zdecydował na taki krok?

Trudno powiedzieć, na początku nasi konkurenci patrzyli na nas dość sceptycznie. Natomiast ja pamiętam jak podjąłem tę decyzję – podczas biegania, gdzie na długim prostym odcinku byłem już bardzo zmęczony i wtedy poczułem, że nie ma co kombinować. Trzeba zmienić strategię na pro ugodową, bo to jest jedyny sposób na te czasy. Na drugi dzień zrobiłem zebranie z całym zespołem. Wyjaśniłem, że obieramy taki kierunek i zdaję sobie sprawę ze związanego z tym ryzyka. Menadżerowie, którzy nie mogli się dostosować do zmiany, po prostu musieli odejść z firmy. Potem z całą konsekwencją zaczęliśmy wprowadzać tę strategię w życie. Z każdym rokiem byliśmy coraz lepsi.

Co było kluczowe w początkowej fazie budowy biznesu KRUKa?

Myślę, że kluczowa była chęć rozwoju i pasja. Moja historia rozpoczęła się na dobre od propozycji kupna wierzytelności od naszych partnerów biznesowych zamiast windykacji na zlecenie. Nie mieliśmy pieniędzy na zakup tych wierzytelności, dlatego chcieliśmy wziąć kredyt w banku, zabezpieczeniem którego byłyby zakupione wierzytelności. Niestety szybko zrozumieliśmy, że rynek jest tutaj dla nas zamknięty i nie mamy szans na taki kredyt. Przełomem było pozyskanie funduszu Enterprise Investors, który wniósł kapitał do spółki i to nam dało odwagę, żeby podjąć ryzyko związane z zakupem pierwszych wierzytelności.

Kurs akcji Kruk SA od debiutu na GPW w 2011 roku
Kurs akcji Kruk SA od debiutu na GPW w 2011 roku

Zobacz także: Wykres, wyniki finansowe, wskaźniki finansowe i dywidendy spółki Kruk

Co dało Krukowi wejście na giełdę – dlaczego wszyscy kluczowi gracze są na niej obecni?

Wszystkie spółki zarządzania wierzytelnościami wchodzą na giełdę z dwóch powodów. Po pierwsze, struktura finansowania. Nasz biznes polegający na kupnie wierzytelności, wymaga większego zapotrzebowania na gotówkę. Spółce giełdowej łatwiej jest uplasować obligacje i wziąć kredyt bankowy ponieważ jest dużo bardziej transparentna i przez to mniej ryzykowna dla instytucji bankowych. No i samo wejście na giełdę wiąże się z pozyskaniem kapitału z emisji nowych akcji i to również miało znaczenie dla wielu spółek z naszej branży.

Co powoduje, że jedne firmy windykacyjne rozwijają się szybciej a inne wolniej?

Składa się na to kilka elementów. Pierwszy element to jest takie DNA, czyli geny biznesowe spółki. Taka firma jak nasza – Kruk – jest zorientowana na biznes i działa z pasją. Stąd jesteśmy trochę bardziej uparci, zdeterminowani, dążymy konsekwentnie do celu. Drugim elementem jest skala. Jeżeli w odpowiednim momencie rozwoju tego rynku jakaś firma nie zbudowała właściwej skali działalności to zaczęła tracić z tym związane korzyści na rzecz firmy, która taką skalę posiada i de facto jej konkurencyjność zaczyna spadać.

Często pan powtarza, że Wasz biznes to jest maraton, a nie sprint, co to oznacza?

To oznacza, że Kruk jako organizacja, w tym ja i cały zarząd, jesteśmy zaprogramowani na długi termin. Dla mnie Kruk to projekt mojego życia. Pracuje tutaj 20 lat i chciałbym pracować jeszcze kolejne 20, w zasadzie do emerytury. Ta firma nie powstała z myślą, żeby ją sprzedać tak jak większość dzisiejszych start-upów. Myśl przewodnia skupia się na budowaniu firmy i dostarczaniu naszym partnerom biznesowym i klientom wartościowych usług, a inwestorom zysków. Mój horyzont zawsze jest wieloletni, do tej pory tak było i będzie dalej. Nie mam zamiaru oddać firmy w inne ręce, wręcz przeciwnie, chętnie zainwestuję w inne podmioty.

Czy prawdą jest opinia, że w tej branży najlepiej kupować portfele w kryzysie, a skupiać się na odzyskach jak gospodarka powraca do wzrostu?

Co do zasady jest to prawda. W związku z tym, że Kruk działa prawie 20 lat to przechodziliśmy zarówno przez fazę kryzysu jak i boomu gospodarczego. Prawdą jest, że w kryzysie gospodarczym, kiedy sektor bankowy ma kłopoty, to podaż wierzytelności bankowych rośnie. Widzieliśmy to w Rumunii swego czasu i w Polsce na początku XXI wieku. Teraz widzimy to we Włoszech. Zawsze kiedy podaż jest duża to można kupić dane aktywa po atrakcyjnej cenie. Jest tylko jeden warunek, że faktycznie kupuje się w kryzysie, a nie łapie się spadający nóż w połowie lotu. Na przykład w Hiszpanii wielu inwestorów kupowało portfele w kryzysie, ale później okazywało się, że nóż dalej spada - kryzys dalej się powiększał. W efekcie kupowali drogo ponieważ do końca kryzysu było jeszcze daleko.

Z tego punktu widzenia wasze wejście do Włoch w czasie kryzysu bankowego w UE wydaje się być dobrym ruchem?

Faktycznie we Włoszech jest bardzo duża podaż portfeli. Sytuacja makro się stabilizuje, co jest dla nas optymistyczną i dobrą wiadomością. W tym roku PKB Włoch ma być dodatnie i ma nastąpić spadek bezrobocia. Ewidentnie kryzys sektora bankowego, w rozumieniu problemów z kapitałami własnymi i wysoki poziom kredytów zagrożonych, powoduje, że występuje bardzo duża podaż. Wierzymy, że we Włoszech będzie dużo biznesu, który pozwoli nam zarabiać pieniądze i jednocześnie być efektywnym.

Jesteście pionierami nie tylko w windykacji polubownej, ale też ekspansji zagranicznej polskiej branży zarządzania wierzytelności. Czym się różni wasza działalność zagranicą?

Naszą filozofia prowadzenia działalności zagranicą jest to, że chcemy budować zawsze drugiego Kruka, nie włoskiego, niemieckiego czy hiszpańskiego tylko drugą firmę pod nadzorem firmy Kruk – firmy matki, gdzie określone procesy, procedury są zachowywane. Nazywamy to trochę takim McKrukiem. [Śmiech] Nie chodzi o to, żeby w każdym innym kraju był inny hamburger tylko taki sam. Oczywiście trzeba dostosować niuanse do przepisów lokalnych, chociaż na poziomie generalnym te przepisy nie różnią się w istotny sposób. Cały nasza strategia polega na tym, żeby przenieść te modele, które odniosły sukces na rynku polskim, czeskim, rumuńskim także na rynki zachodnie i z całą konsekwencją wdrożyć te procesy biznesowe. Jesteśmy przekonani, że przyniesie to oczekiwane efekty.

Za wami idą też inne polskie spółki – czy zarządzanie wierzytelnościami może być naszą branżą eksportową?

Wygląda na to, że zarządzanie wierzytelnościami rzeczywiście zaczyna być naszą branżą eksportową. Trzeba pamiętać, że mamy do czynienia ze specyficznym rodzajem usług, gdzie liczy się tak naprawdę wiedza i doświadczenie oraz historia. Natomiast wartością dodaną jest to jak efektywnie pracują umysły ludzkie, a nie taśmy fabryk. W tym znaczeniu porównałbym branżę zarządzania wierzytelnościami do branży IT, bo tam również liczy się umysł, know-how oraz kompetencje, a nie tania siła robocza. To jest bardzo ciekawy aspekt i faktycznie widać, że parę polskich firm zaczyna wchodzić na rynki Europy Środkowej.

Obiegowa opinia mówi, że polski rynek jest bardzo trudny i specyficzny więc jak polskie spółki wychodzą zagranicę to jest im łatwiej, czy to prawda?

W tej konkretnej branży uważam, że to prawda, ponieważ polski rynek jest bardzo rozwinięty jeśli chodzi o system procesów windykacyjnych. Występuje duża konkurencja, co w efekcie powoduje, że zagranicą faktycznie zaczynamy odnosić sukcesy i jednocześnie nasza wiedza i know-how przynoszą efekty.

Otwarcie centrum operacyjnego Kruk SA we Włoszech
Otwarcie centrum operacyjnego Kruk SA we Włoszech

Zobacz także: Kruk Włochy: wzięliśmy udział w oficjalnym otwarciu centrum operacyjnego w La Spezia [Zdjęcia]

Dzisiaj zwiedzamy siedzibę waszej firmy we Włoszech, dlaczego tutaj zdecydowaliście się zaprosić media i analityków. Czy to ważne miejsce dla Kruka?

Włochy to dzisiaj największy rynek wierzytelności w Europie, na którym Kruk już jest i prowadzi inwestycje według swojego modelu. Dla nas to duży sukces. Jest to również rynek Europy Zachodniej, na który polskie firmy rzadko się decydują wejść. Jednocześnie cała branża zarządzania wierzytelnościami we Włoszech jest na tyle młoda, że nasze doświadczenie i procesy decydują o przewadze nad lokalnymi graczami. To jest pierwszy powód. Po drugie, jesteśmy już tutaj dwa lata. Kupiliśmy pół roku temu niedużą organizację w relatywnie małym mieście. Za nami pierwsze w naszej historii połączenie, co prawda to była mała organizacja, ale wcześniej nigdy tego nie robiliśmy. Uważamy, że cała operacja przebiegła sprawnie. W tej chwili zatrudniamy na miejscu 150 pracowników i bardzo szybko się rozwijamy. Chcieliśmy również pokazać rynkowi, że to o czym mówimy, rzeczywiście ma miejsce i zaczyna wyglądać coraz lepiej.

Wspomniał Pan, że do tej pory nie przejmowaliście innych spółek tylko budowaliście biznes od początku. Dlaczego teraz zdecydowaliście się na przejęcie?

W przypadku Włoch to było trochę działanie time to market. Po pierwsze, spotkaliśmy spółkę, która była dla nas interesująca, fajni ludzie, nieduży zespół około 30 osób, współpracujący ze sobą 30 lat, mający spore doświadczenie i dużą wiedzę. Kupując tę spółkę, przejęliśmy tych ludzi wraz z ich wiedzą, znajomością rynku i relacjami biznesowymi. To był właśnie główny powód.

Jak przyjęto start waszej działalności tutaj na miejscu?

Bardzo dobrze. Nie mamy tu żadnych kompleksów i nigdy ich nie poczuliśmy. Kruk, ze swoją wielkością i skalą jest partnerem dla największych włoskich instytucji finansowych. UniCredit i inne włoskie banki szybko nam zaufały jako wiarygodnemu partnerowi, nie tylko dając nam do wyceny portfele, ale robiąc z nami duże transakcje. Oczywiście szła za nami historia Kruka z innych krajów. UniCredit będący naszym partnerem w Polsce i Rumunii nigdy się na nas nie zawiódł. Wieloletnia współpraca pokazywała, że jesteśmy solidnym partnerem – to nam pomogło. Podobnie nasze portfolio przekonało inne banki do współpracy. Zaufali nam Erste, Citibank, Raiffeisen, Comerzbank i wiele innych instytucji.

No, ale to nie koniec, w którym kierunku możemy się dalej spodziewać ekspansji?

Oglądamy rynki, na których możemy zbudować odpowiedni poziom skali biznesu. Dzisiaj przyglądamy się kilku rynkom, ale nie sądzę, żebyśmy weszli w tym roku na któryś z nich. Chcemy je na razie lepiej zrozumieć. Obserwujemy rynek holenderski, francuski, portugalski. W najbliższym czasie zapadnie decyzja, który konkretnie z tych trzech chcemy bardziej przeanalizować. Myślę, że najszybciej w 2018-2019 roku podejmiemy jakieś kroki. Mamy jeszcze dużo pracy na naszych aktualnych rynkach, bo jesteśmy w okresie ogromnego wzrostu biznesu i to na rynku rumuńskim, czeskim, słowackim, hiszpańskim, a nawet polskim, mimo że jest to dość konkurencyjny rynek.

Kruk rozpoczyna działalność w Stanach Zjednoczonych, czy kiedyś doczekamy się takiego nagłówka w gazetach?

Dwa czy trzy lata temu spotkałem się z największą firmą z naszej branży w Stanach Zjednoczonych. Powiedzieliśmy, że jesteśmy giełdową spółką tak jak oni. Zażartowali, że jeszcze kiedyś ich kupimy. My odpowiedzieliśmy, żeby się nie wygłupiali. Byli od nas 5 razy więksi. Jednak dzisiaj są już od nas więksi tylko o 10% [Śmiech].

Przyjdzie taki moment, że będziemy patrzeć na takie rynki jak Stany Zjednoczone czy Wielką Brytanię. To są dwa największe rynki na świecie, na których niespłacone kredyty są sprzedawane, ponieważ banki skupiają się na swoim podstawowym biznesie, a nie windykacji. Natomiast są one również bardzo mocno uregulowane przez prawo. Mam nadzieję, że się zobaczymy kiedyś na rynku amerykańskim i oczywiście gdzieś z tyłu głowy mam też rynek chiński. Miałem już okazję być w Chinach i spotkać się z kilkoma tamtejszymi instytucjami finansowymi, w tym bankami posiadającymi karty kredytowe. Skala, z którą tam się możemy spotkać jest oszałamiająco wielka. Raczej musielibyśmy mieć jednak lokalnego partnera, bo tak się tam robi biznes.

Zauważyłem, że ostatnio zaczynacie sporo inwestować w edukację finansową. Powstała gra „Debt Busters”, przygotowujecie różnego rodzaju raporty i analizy, wasi eksperci pojawiają się w telewizji. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że sobie szkodzicie, ale domyślam się, że jest inaczej i to element strategii?

Często zadają mi to pytanie nie tylko dziennikarze, ale także ludzie z branży. Ja odpowiem na to pytanie w ten sposób: dlaczego dentyści reklamują pastę do zębów? Przecież na pierwszy rzut oka wydaje się, że nie powinni tego robić, bo jak nie będą używać pasty to będą mieli chore zęby i pójdą do dentysty. [Śmiech] Prawda jest taka, że nam jest łatwiej pracować ze świadomym klientem, który wie jakie ma prawa, obowiązki i nie zadłuża się ponad miarę. W innym przypadku taka osoba zostaje wykluczona z sektora finansowego również z windykacji. Jeżeli ktoś się zadłuży ponad miarę to nie jest w stanie absolutnie spłacić długu i my wtedy od niego też nic nie odzyskamy pieniędzy bo po prostu nie ma pieniędzy. W naszym interesie jest, żeby konsumenci umieli zarządzać swoim własnym portfelem finansowym. Tak długo jak będą istniały banki, tak długo będą osoby, które i tak będą miały problemy ze spłacaniem kredytów.

Coraz więcej rzeczy jest sprzedawanych w abonamentach. Samochody, różnego rodzaju programy, postępuje też softweryzacją usług. Wiadomo, że nie ze wszystkich umów klienci będą się wywiązywać, czy z tego powodu zarządzanie wierzytelnościami to branża przyszłości?

Myślę, że dużo jest w tym prawdy. Jest to branża, która będzie cały czas się rozwijać ze względu na świadczenie usług, gdzie sprzedaje się model biznesowy w oparciu o abonament. Wiele start-upów, firm dąży do takiego modelu. Zależy im na modelu biznesowym, gdzie klient stale dostarcza gotówkę poprzez abonament. Dlatego to ryzyko będzie się materializować. To jest tylko magia cyfr, ile procent z tych osób nie wywiąże się ze swoich zobowiązań. Pytanie, w jaki sposób firma będzie się odnosiła do takich osób – czy przysłowiowo będzie machała ręką, czy zdecyduje się na windykację. Moim zdaniem raczej to drugie, bo duże firmy muszą pilnować tego, żeby ich klienci im płacili. Bo najpierw będzie to jeden procent niepłacących, za chwilę drugi, potem 10 %, a następnie 20%. Dla zasady muszą pilnować moralności płatniczej konsumenta. Leży to w ich interesie. Uważam, że nasz biznes będzie się mocno przesuwał w stronę e-commerce. Będzie mocno powiązany z fintechami, bo dużo ludzi zacznie kupować produkty online z odroczonym terminem płatności, co będzie dobre dla nich jak i dla sprzedawców.

Czy w Polsce i na Świecie będzie postępować konsolidacja w branży?

Uważam, że tak. Jak popatrzymy na ostatnie pięć lat to ewidentnie widać duży ruch konsolidacyjny. Ostatnio połączyły się dwie duże firmy Lindorff i Intrum. Teraz mówię bardziej o świecie niż o Polsce. Ogólnie mówiąc o branży, już zawsze będziemy się odnosić do świata. Kruk jest trzecią co do wielkości firmą w tej branży, notowaną na giełdzie, na całym świecie. To jest dla nas duży sukces. Od nas więksi są tylko wspomniane Intrum i Lindorff i amerykański PRA. W praktyce rywalizujemy z tymi właśnie firmami.

Czyli kultura korporacyjna firmy jest ważna?

Tak, w naszych żyłach płynie krew takiego przedsiębiorcy wizjonera w większym stopniu niż w firmach konkurencyjnych i dlatego możemy być od nich sprytniejsi i szybciej podejmować decyzje. Na pewno patrzymy na wszystko w dłuższym terminie. Nie robiłem takiej analizy, ale stawiam taką tezę: jakby zobaczyć 10 największych firm z naszej branży na świecie i ich zarządy to pewnie okaże się, że zarząd Kruka jest najdłużej funkcjonującym zarządem z wszystkich firm na świecie. [Śmiech]

Czy jest miejsce na specjalizację i znalezienie niszy dla mniejszych firm?

Myślę, że jest. Dzisiaj gdybym miał małą firmę, a chciałbym zaistnieć w naszej branży to postawiłbym na e-commerce. Zdobyłbym namiary na wszystkie duże sklepy w Polsce, posiadające pewne ryzyko kredytowe, które może się zmaterializować. Wtedy sprzedałbym usługę nie tylko w postaci windykacji wierzytelności, ale również ograniczenia tego ryzyka – jedno i drugie. Doradziłbym jak weryfikować klientów, a także jak zarządzać kiedy nastąpi niespłacenie.

Czy trzeba mieć jakieś predyspozycje do tej pracy?

Wydaje mi się, że nie ma czegoś takiego jak predyspozycje do tego biznesu. Ta praca de facto nie jest jakaś specyficzna. Jest to branża usługowa: sprzedaje się osobom zadłużonym rozwiązanie wyjścia z długów, przynajmniej tak jest w naszej firmie. Jeśli taka osoba nie chce spłacić takiego zobowiązania, to nie pozostawia dużego wyboru. Wtedy trzeba założyć sprawę sadową. Tak jak w każdej korporacji, liczy się postawa i zrozumienie danego biznesu.

Co jest dla Pana w tym biznesie najciekawsze?

Jak ktoś mnie spyta, co jest takiego sexy w tym biznesie, to ja opowiadam zawsze taką historię. Będąc młodym tatą, poszedłem na spacer z moim synem i bawiliśmy się w piaskownicy łopatką. W pewnym momencie przyszedł inny chłopczyk i zabrał tę naszą łopatkę. Co robią wtedy rodzice? Mówią: synku nie martw się, zaraz chłopczyk odda Ci tę łopatkę. Po pewnym czasie chcieliśmy iść do domu. Wtedy musiałem pochylić się nad tym chłopczykiem i powiedzieć: jesteśmy już zmęczeni, chcemy iść do domu, czy mógłbyś oddać tę łopatkę? I co się okazuje, co ja wtedy zrobiłem? Przeprowadziłem pierwszy w życiu na oczach tego dziecka proces windykacyjny. Windykacja nie jest niczym złym, to jest norma społeczna. Później ta łopatka się zmienia w abonament, kartę kredytową, kredyt ratalny. Zmienia się łopatka, ale mechanizm jest taki sam. Nie robimy nic złego, stoimy na straży pewnej normy społecznej, której uczyli nas rodzice, a my uczymy nasze dzieci. Oczywiście reakcje ludzi są różne, nie zawsze chcą oddać łopatkę.

Wierzę, że trzeba to zrobić z szacunkiem, a nie z pozycji siły. W większości przypadków użycie siły nie zadziała. Jak się ładnie poprosi, z szacunkiem to wtedy jest szansa, że ta łopatka będzie zwrócona.

Podobno inwestuje Pan w sztukę. Z czego to wynika, tylko ze względów biznesowych czy to głębsza potrzeba?

W ogóle nie inwestuje w sztukę ze względów biznesowych. Mam taki prywatny plan. Chciałbym zrobić we Wrocławiu miejsce, gdzie będę mógł promować i wspomagać młodych, zdolnych artystów. Wszystkich takich zapraszam do współpracy. Jeśli ktoś zajmuje się sztuką, czuje, że jest dobry, ale nie może się przebić to właśnie tam tworzymy miejsce, gdzie chcemy promować polską młodą sztukę. Wyobrażam sobie, że za parę lat ta galeria będzie w Mediolanie, w Berlinie, w Madrycie wszędzie tam gdzie jest obecny Kruk. W showroom’ach będzie można kupić polską młodą sztukę: obrazy, rzeźby, polski design. Wierzę, że na świecie będzie na to zapotrzebowanie i wierzę w sukces polskich artystów. Za czasów komuny, za żelazną kurtyną oni nie mogli się przebić i tylko dlatego jest mało polskiej sztuki na świecie, a nie dlatego że brakuje nam talentu. Z czasem to minie i Polacy zobaczą jakich mają wspaniałych artystów. Mam nadzieję, że za około półtora roku otworzymy wspomniane centrum, które będzie miejscem spotkań. Wtedy będę mógł się spotkać z młodymi artystami i jeśli mnie przekonają do siebie to chętnie kupię od nich parę prac, żeby dalej mogli skupić się na swojej twórczości.

Podobno Pan sporo biega, jakie jeszcze ma Pan hobby?

Ostatnio nie biegam, ale chce wrócić do tego sportu. Potrzebuje tego dla siebie, nie tylko dla zdrowia. W ten sposób ludzie sobie udowadniają, że cały czas mają siłę.

Czyli bieganie hartuje również w biznesie?

Myślę, że tak. Jak nałożymy okres mojego biegania na mapę rozwoju Kruka to analityk znalazłby bardzo prostą korelację. [Śmiech] Już to mówiłem, że najważniejsza decyzję strategiczną podjąłem w czasie biegu. Ci co biegają, a pracują w stresogennym środowisku, na pewno wiedzą jak znakomitym katharsis jest taki wysiłek. Po ostrym, godzinnym biegu wszystkie czynniki stresogenne tracą ostrość. To jest największą wartością dodana biegania: możliwość rozładowania stresu i pozbycia się złych myśli. Jeżeli chodzi o innego sporty to niestety nie mam na nie czasu. Dzisiaj głównie czas mam dla Kruka i jest jeszcze ta sztuka, która być może mnie zawiedzie na nowe tereny i obszary. Bardzo chciałbym być producentem filmów dokumentalnych na temat polskich artystów. Wielu artystów jest już w takim wieku, że nie pozostaje dużo czasu na rozmowę z nimi. Bardzo chciałbym nagrać, co mają do powiedzenia i zostawić ten przekaz dla pokoleń.

Dziękuję za rozmowę

Udostępnij