Przejdź do treści

udostępnij:

Kategorie

Ludwik Sobolewski: „Najlepsze lata dla polskiej giełdy były wtedy, kiedy giełda była liderem zmian, a politycy się nią nie interesowali”

Udostępnij

Pod koniec stycznia pojawiły się informacje, że były prezes GPW Ludwik Sobolewski uruchamia własną agencję relacji inwestorskich. Dosłownie kilka dni później dowiedzieliśmy się, że oprócz agencji, otwiera też kancelarię prawną wyspecjalizowaną w obsłudze rynku kapitałowego i inwestorów. Tym samym Ludwik Sobolewski, z wielokrotnego prezesa giełdy w Polsce i Rumunii, stał się wielokrotnym przedsiębiorcą. Postanowiliśmy się spotkać z byłym prezesem GPW i porozmawiać o sytuacji rynkowej, wyzwaniach jakie stoją przed giełdą i planach na przyszłość.

Jak Pan ocenia to co się dzieje na polskiej giełdzie?

Zacznę ostro [uśmiech] - uważam, że jest całkiem dobrze…Bo są efekty tego, co wypracowywaliśmy przez lata. Dzisiaj „giełda” to różne kompetencje, instytucje, wielość strategii i praktyk rynkowych. To także, nieco symbolicznie mówiąc, portal, dla którego czytelników dziś rozmawiamy. O to nam chodziło, kiedy chcieliśmy być regionalnym centrum obrotu kapitałowego. I wprawdzie GPW abdykowała z regionalnej roli kilka lat temu, ale przecież ogromnie ważna była niedawna decyzja FTSE Russel zaliczająca Polskę do grona rynków rozwiniętych, począwszy od tego roku. Kiedy jeszcze to samo zrobi MSCI, będziemy mogli powiedzieć, ze gramy w najwyższej lidze światowej jako rynek kapitałowy. I tu się nasuwa refleksja: w ilu jeszcze dziedzinach życia gospodarczego, nauki czy kultury Polska gra w najwyższej lidze światowej? To jest wielka rzecz, efekt dwudziestu paru lat pracy i pasji. Oczywiście jest jeszcze wiele przestrzeni dla wzrostu o wysokiej dynamice. Kryteria FTSE czy MSCI są oparte głównie na płynności rynku akcji, a parę innych obszarów jest nadal w Polsce mało rozwiniętych. Tak więc do oceny, że jesteśmy rynkiem w pełni wykształconym, jeszcze trochę brakuje.

Zobacz także: „Jak wyeliminuje się całkowicie ryzyko, to zabija się rynek kapitałowy” rozmowa z Ludwikiem Sobolewskim prezesem giełdy w Bukareszcie

A co z eksplozją wzrostów na spółkach Skarbu Państwa?

Myślę, że to jest kwestia stawiania na duże podmioty i doinwestowania spółek, które są duże pod względem wartości kapitalizacji, a ponadto uważa się, że są pod parasolem rządu i nic bardzo złego nie może im się stać. Czy to jest takie dziwne? Nie sądzę. Raczej nudne.

Czy taki sam proces widzi Pan na giełdzie w Bukareszcie? Czy tam duże spółki również cieszyły się większym zainteresowaniem?

Tak. Chociaż niekoniecznie państwowe. Przykładowo, najbardziej płynną spółką na giełdzie w Bukareszcie jest obecnie prywatny bank – Banca Transylwania.

Myśli Pan, że dobra atmosfera rynkowa się utrzyma jeszcze długo?

Nigdy nie przeceniałem wartości dobrej czy złej atmosfery, bo w każdych warunkach, czy się jest menedżerem, czy właścicielem, czy inwestorem, można sobie poradzić. I wielokrotnie przekonałem się na własnej skórze, w różnego rodzaju okolicznościach, że o sukcesie decyduje nie to, czy zakładane prognozy się sprawdzą, lecz coś innego: zdolność do adaptacji, szybkość tej adaptacji i jakość podejmowanych wówczas decyzji. Zresztą, jest to w duchu bardzo prawdziwego powiedzenia, ze jedyną pewną rzeczą w życiu jest zmiana.

W Planie Morawieckiego nie pojawiło się ani jedno słowo o rynku kapitałowym. Już ponad rok czekamy na strategię dla rynku kapitałowego. Czy politycy całkowicie zapomnieli o rynku kapitałowym?

Chyba to nie jest tak, że w tamtym dokumencie nie ma słowa o rynku kapitałowym, ale to i tak naprawdę nie ma znaczenia. Znaczenie ma to, co politycy robią. Jeśli nie wyrządzają szkód, to już jest dużo. Najlepsze lata dla polskiej giełdy były wtedy, kiedy giełda była liderem zmian a politycy się nią nie interesowali. Wracając do znaczenia czynów: bardzo ważne dla przyszłości rynku kapitałowego będzie to co, jak ostatecznie zostanie określona przyszłość zdewastowanego kilka lat temu drugiego filaru zabezpieczenia społecznego, czyli OFE. Jesteśmy ciągle krajem z niskim poziomem kapitału krajowego. Dewastatorzy byli na to ślepi i głusi. Mnie się wydaje, ze jest duża szansa na to, że z OFE, które dla systemu emerytalnego i tak nie pełnią dzisiaj praktycznie żadnej istotnej roli, powstanie coś sensownego dla akumulacji kapitału, a więc coś sensownego dla inwestorów i przedsiębiorców.

A czekanie na strategię…to jest w ogóle niepoważne podejście, a nawet powiedziałbym, jako człowiek mający coś wspólnego z Krakowem, że galicyjskie. Strategię powinni opracowywać i wdrażać ludzie, którym się między innymi za to płaci, a jeśli zamiast tego czekają na jakieś oświecenie płynące od najjaśniejszego pana, to coś tu jest zasadniczo nie tak, i po stronie tych ludzi, i po stronie najjaśniejszego pana.

W zeszłym roku, pod względem kapitalizacji, z giełdy zeszło więcej spółek niż zadebiutowało. W tym roku również zapowiada się całkiem dużo wezwań. Z czego to wynika?

Po pierwsze, to jest reakcja spółek związana z przesadnym regulowaniem rynku, w tym emitentów. Na same spółki, na członków zarządów i rad nadzorczych nałożono bardzo wiele obowiązków informacyjnych, a także różnych innych ograniczeń. Włos się jeży na głowie, kiedy się czyta artykuły Rozporządzenia MAR poświęcone karom i sankcjom.

Po drugie, to jest naturalna kolej rzeczy, występująca na rynku kapitałowym. Na rynkach rozwiniętych występuje ruch dwukierunkowy. Są debiuty, a także delistingi. Do pewnego stopnia to jest normalne, że część spółek schodzi z giełdy. Trzeba się tylko zastanowić, dlaczego te spółki rezygnują z bycia uczestnikiem rynku kapitałowego. Jeśli spółka faktycznie osiągnęła swoje specyficzne cele, z powodu których pojawiła się na giełdzie, to takie wytłumaczenie mogę przyjąć z pełnym zrozumieniem, jako takie które nie wskazuje na strukturalne słabości infrastruktury instytucjonalnej czy regulacyjnej.

Usłyszałem także od jednego z właścicieli spółki, że spodziewał się on ze strony giełdy, jako rynku, większego partnerstwa i wsparcia w jego projektach biznesowych. Liczył na aktywnych akcjonariuszy, którzy będą chcieli z nim rozmawiać, motywować do zmian oraz dalszego rozwoju, dzielić się doświadczeniem i przekazywać informację zwrotną dotyczącą podjętych przez spółkę działań. A on się spotkał z akcjonariuszami, którzy mieli głównie postawę roszczeniową. Z aktywistycznymi, a nie aktywnymi. Jednak, z drugiej strony, koncepcja nowoczesnych relacji inwestorskich była temu kontrolującemu spółkę akcjonariuszowi raczej obca. To jest bardzo często ta druga strona medalu czy też inna wersja rzeczywistości.

Dlaczego na naszym rynku nie wykształciła się jeszcze ta anglosaska kultura informacji zwrotnej i nie ma kooperacji oraz wymiany myśli na polskim rynku kapitałowym?

Właśnie chodzi o tworzenie tej wartościowej więzi między spółką a akcjonariuszami czy potencjalnymi akcjonariuszami. Chodzi o to, żeby wdrażać produktywny i pozytywny model relacji inwestorskich. Takie działania powinny skutkować lepszą płynnością i wyższą wyceną spółek. Trzeba dobrze raportować informacje finansowe i posiadać sprawne instrumenty komunikacji elektronicznej, czyli np. aplikacje mobilne. Do tego ważne są także roadshows i spotkania z inwestorami. A to wszystko musi spajać cecha jakościowa tej relacji, czyli musi być ona permanentna. Najistotniejszy jest corporate access – dziś to pojęcie jest często używane - a nie poprzestawanie na publikowaniu wyników finansowych, od czasu do czasu. To, o czym teraz rozmawiamy, to są te mniej poddające się kwantyfikacji, ale zasadnicze cechy rynku finansowego, który jest rozwinięty i jako taki generuje ciągłe zainteresowanie inwestycyjne, także w globalnych sytuacjach kryzysowych.

Ale to chyba spółkom powinno zależeć na poszukiwaniu inwestorów?

Myślę, że teraz spółki bardziej skupią na relacjach inwestorskich i będą musiały poprawić komunikację z rynkiem. Same będą sporządzać analizy inwestycyjne i udostępniać je inwestorom. Wzrośnie też rola niezależnych agencji analitycznych. Już to się dzieje, bo firmy inwestycyjne mają coraz mniej analityków. A będą mieć jeszcze mniej, bo zgodnie z MiFID muszą informować o opłacie za analizy, oddzielając to od opłaty za obrót, a z kolei inwestorzy funduszowi muszą płacić za analizy a nawet za spotkania ze spółką, z pewnymi wyjątkami.

Te procesy spowodują, ze wartościowe usługi w zakresie relacji inwestorskich, i sprawność spółek w tym zakresie, będą w coraz większym stopniu postrzegane jako cenotwórcze, to znaczy mające wpływ na kursy i wycenę. W związku z tym standardy w tej dziedzinie będą wdrażane również przez małe spółki. I to jest dobra tendencja, bo wiemy przecież jaki jest największy problem, z punktu widzenia inwestora i samej spółki, należącej do segmentu firm średnich i małych, na polskiej, i nie tylko polskiej, giełdzie – niska, często wręcz znikoma płynność.
 

Czym będzie się wyróżniać Pana agencja relacji inwestorskich? Będzie ona działać nie tylko w Polsce, ale także w Rumunii...

Moim zdaniem firmom, które są związane z danym rynkiem, należy oferować też możliwości obecności na innych rynkach. Tam, gdzie mogą być partnerzy biznesowi i nowi inwestorzy. Jest wiele polskich biznesów, które już funkcjonują w Rumunii.

Budowanie relacji, rozpoznawalności, czytelności dla inwestorów jest ważne. Oferujemy zaawansowane i pogłębione działania w sferze relacji inwestorskich. Dla spółek liczy się dopływ kapitału i dofinansowanie oraz lepsza wycena. Stawiamy na działanie pan-regionalne, a więc nie tylko w Polsce i Rumunii, ale także m.in. w Bułgarii, Chorwacji czy na Węgrzech.

Czym nasza firma się wyróżnia? Widzimy, gdzie znajdują się związki między zachowaniem się spółki jako podmiotu rynku publicznego, a jej wartością rynkową, i wdrażamy to, co widzimy. Dodanie do tego pewnych rozwiązań technicznych dynamizujących i ułatwiających przekaz jest wobec tego służebne, a nie pierwszorzędne. I z pewnością nie jesteśmy firmą doradczą, to znaczy nie ograniczamy swej roli do tego. Jesteśmy firmą wdrażającą rozwiązania i przeprowadzającą konkretne działania na zlecenie klienta.

Czy przewiduje Pan jakąś specjalizację w dziedzinie relacji inwestorskich. Jakie spółki chciałby Pan zobaczyć w gronie swoich klientów?

Dzisiaj, po miesiącu od oficjalnego rozpoczęcia działalności, mamy w gronie klientów między innymi dom maklerski, fundusz inwestycyjny, spółkę notowaną na giełdzie, spółkę zamierzającą zadebiutować na giełdzie, i rozmawiamy o podjęciu obsługi z bankiem. Rynek finansowy i biznes w ogóle to jest wiele naczyń połączonych. Zamknięcie się obrębie jakichś specjalizacji byłoby poważnym błędem, niekorzystnie wpływającym na jakość naszej pracy. Na szczęście to jest, że tak powiem, organicznie niemożliwe, bo ja mam i będę miał w zespole wyłącznie ludzi z rynku finansowego, którzy go mają we krwi, nawet jeśli ta krew jest, zdarza się, bardzo młoda.

Długo Pana nie było w Polsce myśli Pan, że się odnajdzie w tej nowej rzeczywistości?

Panie Redaktorze, w tym momencie, jeśli mam w tej rozmowie nadal mówić to, co myślę, to muszę powiedzieć, że w ogóle nie rozumiem Pańskiego pytania [uśmiech].

Czy przygotowuje Pan jeszcze jakieś inne inicjatywy?

Przygotowuję wraz z moim zespołem oraz z partnerami w regionie CEE pewien projekt europejski, który będzie docierał do spółek wzrostowych w Europie Wschodniej. Już niedługo ogłosimy, z Brukseli i z Warszawy, na czym ten projekt będzie polegał. Będzie on cykliczny, a jego pierwsza edycja zakończy się w grudniu tego roku. Poza tym w Rumunii uczestniczymy w przełomowym przedsięwzięciu z obszaru – lubię to określenie, jest głębokie i lepsze niż „gaming” – techkultury, to znaczy powiedziałbym, że w narodzinach tej branży w Rumunii jako funkcjonującej na rynku publicznym. Właśnie identyfikujemy najlepszą drogę upublicznienia dla podmiotu działającego w tym techkulturowym obszarze. No i ponadto niemalże każdy dzień przynosi coś nowego.

Dziękuję za rozmowę.

Zobacz także: Ludwik Sobolewski uruchamia własny biznes w Polsce: Cornerstone Communications agencję relacji inwestorskich

Udostępnij