Jak inwestować w fotografię? - odpowiada Katarzyna Sagatowska, specjalistka rynku fotografii kolekcjonerskiej
Ile można zarobić na inwestowaniu w fotografię? Czy istnieją jakieś tematy, które są zawsze popularne wśród kolekcjonerów? Którzy polscy twórcy są „pewniakami”? Na co zwracać uwagę kupując odbitki? Czy na tym rynku zdarzają się fałszerstwa, tak jak na rynku malarstwa?
Fotografia pozostaje nieco w cieniu innych sztuk, takich jak malarstwo. Jest tak zarówno na świecie, jak i w Polsce. W naszym kraju to zjawisko jest jednak bardziej nasilone, bo rynek fotografii kolekcjonerskiej ruszył tak naprawdę w 2003 roku. Choć z drugiej strony trudno powiedzieć, że fotografia to totalna nisza rynkowa – niemal wszystkie szanujące się galerie i domy aukcyjne się nią zajmują.
By dowiedzieć się jak należy poruszać się po tym specyficznym rynku i ile można zarobić na inwestowaniu w fotografię kolekcjonerską spotkaliśmy się z jedną z największych specjalistek w tej dziedzinie w Polsce. Katarzyna Sagatowska zajmuje się fotografią – na różne sposoby, najpierw jako artystka, potem kuratorka czy wreszcie właścicielka galerii – od 18 lat.
-------------------------------
Piotr Rosik: Czy żeby dobrze zarobić na fotografii, trzeba być kolekcjonerem, który posiada dużą wiedzę, czy można być tylko inwestorem, w sensie spekulantem, stosującym jakąś prostą strategię inwestycyjną?
Katarzyna Sagatowska: Trzeba mieć wiedzę. Albo własną, albo zewnętrzną, w postaci eksperta. Z moich obserwacji wynika, że wielu inwestorów na początku korzysta z usług specjalistów, a później łapią „bakcyla kolekcjonerskiego” i dokształcają się tak bardzo, że sami stają się ekspertami.
Ile trzeba poświęcić czasu, by zdobyć wiedzę niezbędną do sprawnego poruszania się na rynku fotografii kolekcjonerskiej?
Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Fotografia jako medium różni się na przykład od malarstwa tym, że wymaga także pewnej specyficznej wiedzy technicznej. Oczywiście, wiedzę o technicznych standardach kolekcjonerskich można zdobyć w jeden dzień. Natomiast żeby orientować się w sile nazwisk, w sile prac, trzeba przeczytać sporo książek, w tym o historii fotografii, chodzić na wystawy, rozmawiać z ludźmi ze środowiska. Trzeba uczyć się poprzez oglądanie i bywanie. W konsekwencji wyrabia się też własny gust, własny pogląd na ten rodzaj sztuki.
Wspomniała Pani o standardach technicznych. O czym dokładnie mowa?
Chodzi o kilka kwestii. Pierwsza z nich to sposoby realizowania edycji danej fotografii, czyli o ilość wykonywanych odbitek. Powinniśmy zwracać baczną uwagę na technikę wykonania. Technika powinna być archiwalna. W przypadku fotografii czarno-białej techniką archiwalną są na przykład odbitki żelatynowo-srebrowe. Współczesne techniki archiwalne to między innymi wydruki pigmentowe, czy też odbitki typu lambda. Warto pamiętać, że zdarzają się także wyjątki. Na przykład polaroidy, często wykorzystywane przez artystów choćby jako forma wizualnego notesu, są techniką nietrwałą, a mimo to cieszą się zainteresowaniem kolekcjonerów.
Bardzo ważne jest też datowanie odbitek. Odbitki mogą powstawać przez kilka, a nawet kilkanaście lat po wykonaniu zdjęcia. Te, które są najwcześniejsze, czyli najstarsze, są najbardziej wartościowe. Co ciekawe, jeśli odbitki kupujemy bezpośrednio od artysty, to często za najwcześniejsze zapłacimy mniej, niż za późniejsze. Wtedy często działa zasada, że w miarę wyczerpywania się nakładu rośnie cena.
A na co jeszcze trzeba zwracać uwagę, kupując fotografie i odbitki na rynku wtórnym?
Przede wszystkim na jakość zachowania. Fotografię trzeba umiejętnie przechowywać. Wymaga ona stabilnej temperatury i wilgotności, braku nasłonecznienia i środowiska bezkwasowego.
Ważne jest też to, czy odbitka powstała za życia artysty – była wykonana przez niego lub pod jego nadzorem, czyli czy jest autorska. Najlepiej, by miała jego własnoręczny podpis i opis, ewentualnie pieczęć. Reprinty, czyli odbitki powstałe po śmierci artysty, mają częściej status luksusowych plakatów, a nie dzieł sztuki.
Zobacz także: Jak inwestować w antyki i czy to się opłaca - rozmowa z dr Moniką Bryl z Domu Aukcyjnego Artissima
Czy format odbitek ma jakieś znaczenie? Większe drożeją bardziej, niż mniejsze?
W przypadku fotografii współczesnej rzeczywiście mogą występować różne formaty tego samego zdjęcia. Oczywiście, format ma znaczenie ze względu na koszty wykonania, czyli im większy tym droższy. Nie da się natomiast sformułować jednoznacznej reguły, która wiąże wzrost wartości pracy z formatem. W przypadku starszych fotografii bywa tak, że większy format, tzw. wystawowy, może być droższy ze względu na rzadkość występowania, małą ilość zachowanych odbitek tego typu.
Gdzie kupować odbitki? Tylko na aukcjach? A może i w antykwariatach?
Najlepiej kupować w instytucjach, które zatrudniają ekspertów weryfikujących jakość i autentyczność prac, na przykład w galeriach czy domach aukcyjnych. Albo prosto od artysty.
Jeśli chodzi o antykwariaty, to tam również można trafić na ciekawą fotografię, szczególnie o wartości dokumentalnej. Zdarzają się też pojedyncze interesujące obiekty artystyczne. Wiem, że muzea bardzo uważnie obserwują to, co dzieje się na rynku antykwarycznym.
Czy fotografie bywają fałszowane?
Tak. To nie zdarza się zbyt często, raczej rzadziej niż na rynku malarstwa, głównie ze względu na ceny fotografii. Ale trzeba uważać. Fałszywą pracę można rozpoznać najczęściej po rodzaju papieru, po braku podpisu czy pieczęci autora lub ich niewłaściwej formie.
Czy są tematy, które cieszą się niezmienną popularnością inwestorów i kolekcjonerów? Może akt czy pejzaż?
Wydaje mi się, że nie ma ulubionych tematów. Najważniejszy jest twórca i jego dorobek. Oraz siła samej fotografii.
A tworzenie kolekcji tematycznych to jest dobry pomysł?
Znakomity. Kolekcje profilowane są zazwyczaj ciekawsze i cenniejsze od kolekcji, do których kolekcjoner dokupuje po prostu to, co mu się podoba. Kolekcja tematyczna jest w pewnym sensie autoportretem kolekcjonera. Kolekcjoner staje się niejako jej kuratorem. To wszystko powoduje, że zarówno cała kolekcja, jak i poszczególne prace do niej należące, zyskują na wartości.
Może Pani wskazać „pewniaków” rynkowych? Czyli artystów fotografów, których prace niemal na pewno będą dobrą lokatą kapitału?
Oczywiście są artyści, którzy cieszą się niezmiennym zainteresowaniem kolekcjonerów. Jednym z nich jest Stanisław Ignacy Witkiewicz Witkacy, który jest szanowany i kupowany również przez zagranicznych kolekcjonerów. Witkacy jako fotograf wpisał się w historię światowej fotografii. Innymi są Jan Bułhak, Benedykt Jerzy Dorys, Jerzy Lewczyński, Bronisław Szlabs, Zdzisław Beksiński, Zofia Kulik czy Natalia LL. To jest długa lista. Każda dekada ma twórców ważnych i docenianych przez kolekcjonerów.
Fot. 1. Stanisław Ignacy Witkiewicz Witkacy, „Autoportret wielokrotny w lustrach” (1915–1917)
Co Pani sądzi o pracach Tomasza Gudzowatego, który jest znany szerszej publiczności. Czy to jest dobra inwestycja?
Tomasz Gudzowaty ma znane nazwisko, nie tylko w Polsce. Jest zasłużoną osobą dla polskiego rynku. Przez lata prowadził w Warszawie bardzo ciekawą galerię Yours. Jego fotografia jest atrakcyjna wizualnie. Dostał kilka nagród World Press Photo.
Natomiast wielu kolekcjonerów lubi odkrywać młodych, nieznanych twórców. To jest prawdziwa sztuka: kupić tanio dzieło debiutanta, a sprzedać drogo, gdy odniesie on sukces. Jednym z przykładów jest Weronika Gęsicka, której prace jeszcze niedawno można było kupić na aukcji za 2500 zł, a teraz kosztują od 1500 euro w górę.
Na których młodych fotografów warto zwrócić uwagę?
Współczesna polska fotografia to wiele mocnych nazwisk. Chcę podkreślić, że obecnie wielu twórców sięga po to medium. Są tacy, którzy jedynie posługują się fotografią, jak Bownik czy Szymon Rogiński, ale są i tacy, dla których jest ona jednym z narzędzi. Tu można przywołać Maurycego Gomulickiego, Joannę Piotrowską czy Jana Dziaczkowskiego.
Z pewnością ciekawym twórcą jest Rafał Milach, rocznik 1978. Trafił on właśnie do finału jednego z najbardziej prestiżowych konkursów na świecie – Deutsche Börse Photography Foundation Prize 2018. Nie będę ukrywała, że on współpracuje z moją galerią, więc mam nadzieję, że nie wytnie Pan tego z wywiadu. [śmiech]
Ta lista powinna być znacznie dłuższa. Zachęcam do przyjrzenia się polskiej scenie fotograficznej, bo moim zdaniem przeżywa ona prawdziwy rozkwit.
Czy na rynku fotografii kolekcjonerskiej powstają mody, a więc i bańki spekulacyjne, tak jak na innych rynkach aktywów alternatywnych?
Polski rynek jest dość młody i jeszcze nie doświadczył takiego zjawiska. Na rynku światowym zdarzają się takie sytuacje. Dobrym przykładem jest czeski fotograf Jan Saudek. Był okres, gdy jego prace robiły furorę. Jednak jego późna twórczość wyewoluowała w stronę kiczu, co obniżyło wartość wcześniejszych prac. Był też moment, gdy modna była chińska fotografia, a teraz już tak nie jest.
To ile można zarobić na inwestowaniu w fotografię? Stopy zwrotu są wyższe, niż z inwestycji w malarstwo czy prace na papierze? Są jakieś badania naukowe na ten temat?
Nie znam takich badań. Nikt nie umie precyzyjnie odpowiedzieć na to pytanie. Ale mogę stwierdzić, że na pewno ceny polskiej fotografii są niedoszacowane w stosunku do światowej. To zdecydowanie dobry moment, aby kupować zdjęcia polskich artystów.
O, to ciekawe spostrzeżenie. Dlaczego tak jest?
Rynek fotografii kolekcjonerskiej ruszył w III RP dopiero w 2003 roku, wtedy odbyła się aukcja w domu Polswiss Art. Wówczas status fotografii jako sztuki nie był jeszcze w Polsce oczywisty. W PRL-u nie było rynku fotografii, choć byli bardzo ciekawi i awangardowi artyści. Czyli polski rynek jest dość młody. Do tego jest nieduży. W całym kraju jest tylko kilka galerii, które specjalizują się w fotografii kolekcjonerskiej. Choć pamiętajmy, że w galeriach prezentujących różne media, fotografia jest bardzo silnie reprezentowana, jest obecna w szerszym obiegu.
Jaki jest obecny rekord cenowy na polskich aukcjach?
Padł w 2016 roku na aukcji Fotografii Kolekcjonerskiej. To była fotografia Witkacego powstała we współpracy z Władysławem Janem Grabskim, słynny „Potwór z Düsseldorfu”. Została wylicytowana za 170 tys. zł. Wcześniejszy rekord czekał na pobicie aż 13 lat, od wspomnianej już pierwszej aukcji w domu Polswiss Art.
A światowy rekord?
To fotografia Andreasa Gursky’ego „Rhein II”, przedstawiająca brzeg rzeki Ren w minimalistycznej formie. Kolekcjoner zapłacił za nią w listopadzie 2011 roku ponad 4,3 mln USD.
Fot. 2. Andreas Gursky, „Rhein II” (1999)
W 2012 roku dużym zainteresowaniem zarówno kupujących, jak i mediów, cieszyły się aukcje poświęcone pracom Miltona H. Greene’a z kolekcji FOZZ, których główną bohaterką była Marilyn Monroe. Czy wtedy wylicytowane prace pojawiły się powtórnie na rynku, czy można oszacować stopę zwrotu?
O ile wiem, to żadna z nich się nie pojawiła w powtórnej sprzedaży aukcyjnej. Podczas tamtych licytacji dochodziło do bardzo emocjonalnych zakupów, bo bohaterką była ikoniczna Marylin Monroe, podtekstem fotografii był domniemany romans z Greenem, a w tle było jeszcze pochodzenie obiektów. Fotografie Greene’a osiągnęły ceny wyższe niż na światowych aukcjach. Ludzie często kupowali je, nie zwracając na przykład uwagi na fakt, że niektóre były odbitkami wykonanymi już po śmierci fotografa i były sygnowane przez jego syna.
Czy może Pani polecić jakieś książki czy czasopisma, które pozwolą zainteresowanym zgłębić temat inwestowania w fotografię?
Podstawą jest z pewnością „Collecting Photography” angielskiego krytyka sztuki Gerry’ego Badger’a. Warto też sięgnąć po „Antologię fotografii polskiej” Jerzego Lewczyńskiego. Miłośnikom starszej fotografii polecę dwie prace Zenona Harasyma – „Stare fotografie. Poradnik kolekcjonera” i „Ze starego albumu”. Ciekawą pozycją jest także „Przewodnik kolekcjonera sztuki najnowszej” napisany przez praktyków, Piotra Bazylkę i Krzysztofa Masiewicza.
Nieskromnie pochwalę się, że właśnie piszę poradnik dla kolekcjonerów fotografii. Otrzymałam na ten cel stypendium od Ministra Kultury. Wydanie jest planowane po polsku i angielsku, gdzieś na przełomie 2018 i 2019 roku.
Jeśli chodzi o portale, to z pewnością warto zaglądać na culture.pl, fotopolis.pl i artinfo.pl. Przede wszystkim polecam jednak chodzenie na wystawy, na wernisaże, na których można poznać artystę.
Zobacz także: Jak inwestować w sztukę? Rozmawiamy z prof. Krzysztofem Borowskim z SGH
Czy biorąc pod uwagę dynamiczny rozwój technologii, to za 30 czy 50 lat ktoś będzie chciał od nas odkupić odbitkę fotografii XX-wiecznego artysty, by zawisła na ścianie? Może wtedy będą królowały jakieś holograficzne wyświetlacze i tylko bardzo wąska grupa kolekcjonerów będzie zainteresowana fotografią w starym wydaniu?
Wydaje mi się, że ten dynamiczny rozwój technologii sprawia, że ludzie coraz częściej wracają do źródeł, do podstaw, szukają spokoju i oddechu. Historia pokazuje, że obcowanie ze sztuką jest zawsze fascynujące i że kolejne pokolenia z podziwem i uczuciem podchodzą do dzieł z minionych wieków. W przyszłości ludzie nie będą chcieli mieć pustych ścian. Wisława Szymborska napisała kiedyś krótki wiersz pod tytułem „Vermeer”, który w pewien sposób odpowiada na to pytanie: „Dopóki ta kobieta z Rijksmuseum/ w namalowanej ciszy i skupieniu/ mleko z dzbanka do miski/ dzień po dniu przelewa/ nie zasługuje Świat/ na koniec świata”. Sądzę, że dla tradycyjnej sztuki, jak malarstwo czy fotografia, miejsce w przyszłości się znajdzie, mimo że zapewne pojawią się nowe środki wyrazu.
Ma Pani jakieś hobby, czy fotografia wypełnia całe życie?
Interesuję się szeroko pojmowaną kulturą i sztuką. Uwielbiam architekturę, obawiam się, że to chyba najwspanialsza ze sztuk. [śmiech]
Dziękuję za rozmowę.
Katarzyna Sagatowska – kuratorka, fotograf, wykładowczyni, organizatorka wydarzeń artystycznych od 2000 roku. Specjalistka rynku fotografii kolekcjonerskiej. Absolwentka Instytutu Twórczej Fotografii na Uniwersytecie Śląskim w czeskiej Opawie i Politechniki Warszawskiej. Przez kilka lat koordynowała projekt Fotografia Kolekcjonerska. Obecnie prowadzi galerię Jednostka.