Jak inwestować w antyki i czy to się opłaca - rozmowa z dr Moniką Bryl z Domu Aukcyjnego Artissima
Jak inwestować w antyki z zyskiem? Czy trzeba je kolekcjonować, a może wystarczy kupić kilka unikalnych przedmiotów? Jak uniknąć zakupu falsyfikatu? Jak sprawdzić, czy przedmiot odziedziczony ma wartość? By znaleźć odpowiedzi na te pytania spotkaliśmy się z jedną z najlepszych ekspertek rynku sztuki w Polsce.
Wielu inwestorów dochodzi z czasem do wniosku, że chciałoby jeszcze bardziej niż dotychczas zdywersyfikować swój portfel inwestycyjny. Wpadają na pomysł, że zaczną kupować wartościowe przedmioty. Wchodzą więc na rynek inwestycji alternatywnych, najczęściej na rynek sztuki.
Większość z nich zaczyna się interesować malarstwem. Ono stanowi około 90% rynku sztuki. Jednak jest niezwykle ciekawa nisza, w której też można zarabiać. Chodzi o antyki.
Czy da się znaleźć okazje inwestycyjne w antykwariatach i na pchlich targach? Ile można zarobić na antykach? Czy na rynku antyków pojawiają się mody, tak jak na rynku malarstwa? Czy zabytkowe przedmioty użytkowe bywają fałszowane i jak uniknąć zakupienia podróbki?
By znaleźć odpowiedzi na te pytania spotkaliśmy się z dr Moniką Bryl z Domu Aukcyjnego Artissima. Jest ona historykiem sztuki, antykwariuszką, autorką nagrodzonej książki „Rynek sztuki w Polsce. Poradnik dla kolekcjonerów i inwestorów”.
----------------
Piotr Rosik: Może zacznijmy od tego, co to jest antyk?
Dr Monika Bryl: To słowo oznacza obiekt wartościowy, mający co najmniej 50 lat. Antyki to zarówno malarstwo, jak i rzemiosło artystyczne: porcelana, srebra, szkło, brązy, meble, tkaniny, zegary itp. Rozumiem, że my będziemy rozmawiać nie o obrazach, a właśnie o rzemiośle, czyli sztuce użytkowej?
Tak. Proszę powiedzieć: czy w antyki można inwestować, czy trzeba je kolekcjonować? Czyli czy kupując je z myślą o odsprzedaży z zyskiem w przyszłości, trzeba się stać specjalistą z danej dziedziny, tak jak przy inwestowaniu w malarstwo?
Z rzemiosłem jest dokładnie tak samo, jak z malarstwem. Gra na rynku sztuki polega na umiejętności rozpoznania przedmiotu o wartości kolekcjonerskiej i nabyciu go w dobrej cenie. Stąd inwestor powinien znać mechanizmy działania rynku, a także umieć ocenić i wycenić dzieło sztuki. Problem w tym, iż wiedza ta ma charakter ekspercki, nie wyczytamy jej w książkach, zdobywamy ją jedynie w praktyce. Największe sukcesy finansowe odnoszą kolekcjonerzy wyspecjalizowani w danej dziedzinie, którzy nota bene potrafią nierzadko swoimi kompetencjami zaskoczyć niejednego historyka sztuki.
Z drugiej jednak strony rynek sztuki to przestrzeń dynamiczna, zaś ilość miejsc i obiektów w obiegu jest nieogarniona. Nawet początkujący kolekcjoner - będący osobą inteligentną, dociekliwą, zaś przede wszystkim z pasją – potrafi znaleźć tu obiekt, który wzbudzi szczerą zazdrość doświadczonego antykwariusza.
Czy człowiek chcący ulokować kapitał w antykach powinien słuchać się doradców z rynku sztuki, z antykwariatów czy domów aukcyjnych?
Warto słuchać rad ekspertów. Dotarcie do kompetentnych ekspertów nie jest łatwe, bo to nie jest zawód licencjonowany. Jeśli nie chcemy ponosić kosztów związanych z doradztwem, to możemy słuchać rad sprzedawców i je weryfikować. Trzeba chodzić, pytać, zbierać opinie, sprawdzać, czyli gromadzić wiedzę praktyczną ile się da. Nie ma innej drogi do efektywnego działania na rynku sztuki.
Zobacz także: Jak inwestować w sztukę? Rozmawiamy z prof. Krzysztofem Borowskim z SGH
Ile trzeba mieć pieniędzy, żeby zacząć inwestować w antyki? Jaki powinien być horyzont inwestycyjny?
Dzieło sztuki można kupić za każde pieniądze. Już za kilkadziesiąt złotych można nabyć okazyjnie jakąś ceramikę z PRL-u. Ile by obiekt nie kosztował, należy pamiętać, że powinien on być unikalny. Może być ciekawego pochodzenia, może mieć ciekawą historię.
Do niedawna mówiło się, że to powinna być perspektywa co najmniej 5-letnia, najlepiej 10-letnia. Teraz coraz częściej wskazuje się na horyzont emerytalny. Oczywiście, osoba która ma dużą wiedzę może wyławiać z rynku okazje i starać się działać spekulacyjnie. Rynek antyków jest pełen okazji, można kupić coś za kilkaset złotych i sprzedać za kilka tysięcy.
Czy na rynku antyków zdarzają się mody? Czy na nich można zarobić, jak na giełdowym trendzie?
Oczywiście, pojawiają się mody. Była moda na secesję, biedermeier, art deco. Obecnie jest już na fali dizajn powojenny. Moda oznacza oczywiście górkę cenową. Gdy moda mija, zazwyczaj przychodzi korekta. Teraz ludzie, którzy jakieś 20 czy 30 lat temu nabyli piękny, zabytkowy zestaw mebli Ludwik Filip, mają problem ze znalezieniem kupca...
Co w tej chwili jest cenione na rynku?
Na pewno rzemiosło dawne, sprzed XIX wieku. Czyli z wieku XVIII i XVII, bo z wieku XVI w Polsce przedmiotów praktycznie nie ma. W cenie jest np. XVIII-wieczna porcelana z Miśni, czyli pierwszej europejskiej manufaktury porcelany. Poszukiwane są polskie srebra, fajanse i porcelana, zegary, gdyż zawsze na danym rynku cenione najbardziej są przedmioty rodzime.
Trzeba tu jednak zaznaczyć, że na rynku polskim - który jest rynkiem lokalnym, słabo zintegrowanym z rynkiem światowym - ta zasada w większej mierze dotyczy malarstwa, niż rzemiosła. Podczas gdy malarstwo obce jest w większości mało znane oraz dość trudne w sprzedaży, wyroby europejskich manufaktur są bardziej rozpoznawalne, cieszą się zatem większą popularnością.
Wspomniała Pani o porcelanie z Miśni. A co z porcelanowymi serwisami i figurkami z Ćmielowa? One były i mogą być dobrą inwestycją?
Stary Ćmielów cieszy się uznaniem, ale musi być dobrze zachowany. W przypadku porcelany sporo zależy od wzorów, jedne są bardziej popularne, inne mniej. Dobrym przykładem są serwisy Płaski czy Kula, bardzo poszukiwane.
Trudno się spodziewać, aby współczesny Ćmielów nabrał wielkiej wartości kolekcjonerskiej, bo on bazuje w dużej mierze na powtarzaniu starych wzorów. To tak jak z Miśnią: wzory z XVIII wieku były powtarzane w wieku XIX, ale o wyroby XIX-wieczne nikt się dziś nie zabija.
Źródło: as.cmielow.com.pl
Ćmielów tworzy również nowe wzory, nowe figurki. Ma w ofercie na przykład figurkę byka walczącego z niedźwiedziem, nazywa się ona „Bessa-Hossa”. Czy taka dość oryginalna figurka może z czasem nabrać wartości?
Nie ma gwarancji, że tak się stanie. Warto sprawdzić, jaka jest jej cena. Być może za te same pieniądze można nabyć zabytkową figurkę, która już stała się nośnikiem wartości.
W jaki sposób wyszukiwać unikalne przedmioty użytkowe? Na co zwracać uwagę?
Kryteria wyceny są analogiczne do malarstwa. Ma tu znaczenie proweniencja czyli pochodzenie i historia obiektu, nazwisko projektanta, nazwa wytwórni, okres powstania, wartość artystyczna, technika. A także materiał, bo na przykład cyzelowany brąz będzie droższy, niż ta sama kompozycja odlana w cynku. Oczywiście rolę odgrywa również czas powstania. A także funkcja obiektu, bo np. filiżanki są ciekawsze, niż talerze.
Bardzo ważny przy tym jest stan zachowania. Przedmiot użytkowy, jak sama nazwa wskazuje, był w przeszłości używany. To nie obraz, który wisiał przez całe lata na ścianie. W związku z tym sporo antyków ma uszkodzenia. Im większe uszkodzenia, tym wartość niższa.
Trzeba też tu wspomnieć o patynie. Jest ona bardzo ceniona przez kolekcjonerów zarówno ze względów estetycznych, jak i dlatego, iż świadczy o autentyczności obiektu.
Kiedy już znajdziemy drogocenny antyk trzeba się upewnić, że nie ma go w rejestrze obiektów zaginionych. Jeśli wejdziemy w posiadanie takiego obiektu, to potem państwo może się domagać jego zwrotu.
Zobacz także: Czy warto inwestować w samochody klasyczne i jak to robić z głową? - rozmowa z Patrykiem Mikiciukiem, ekspertem motoryzacyjnym
Można wywalczyć rabat, jeśli znajduje się uszkodzenie na przedmiocie?
Bywa z tym ciężko, bo polscy kolekcjonerzy mają dużą tolerancję dla uszkodzeń. Na ziemiach polskich było sporo wojen. Obiekty, które przez zachodnich kolekcjonerów byłyby uważane za destrukty, w Polsce uchodzą za antyki w całkiem niezłym stanie. Kolekcjonerzy cieszą się, że w ogóle istnieją, a to że są uszkodzone schodzi na plan dalszy. Ale podpowiem, że zawsze warto podjąć próbę negocjacji ceny.
Czy warto chodzić na tzw. pchle targi? Czy targ na warszawskim Kole czy w Broniszach to są miejsca, gdzie pojawiają się okazje, czy raczej podróbki albo nic nie warte starocie?
Ja czasami tam chodzę. Ostatnio kupiłam serwis porcelanowy firmy Karolina z PRL-u, dekorowany kołami olimpijskimi, który zapewne powstał na igrzyska w Monachium. Zapłaciłam za niego… 35 zł. Myślę, że w antykwariacie miałby metkę z ceną co najmniej kilkuset złotych.
Jednak należy być bardzo ostrożnym. Po pierwsze, tam trudno znaleźć obiekty o wartości artystycznej. Raczej napotkamy – mówiąc branżowym żargonem – stosy szrotu. Nietrudno natomiast na takim targu o zakup falsyfikatu. Zdecydowanie o wiele bezpieczniejsze są zakupy w cieszącym się renomą antykwariacie czy w domu aukcyjnym, gdzie wszystkie obiekty są oceniane przez ekspertów.
W jaki sposób ocenić, czy coś co się posiada po dziadkach czy pradziadkach, może być coś warte?
Najpierw można poszukać podobnych obiektów na aukcjach internetowych i zerknąć na ich ceny. Jednak żeby uzyskać rzetelną informację, należałoby się udać do rzeczoznawcy.
Czy ekspertyzy są drogie?
Konsultacje ustne zaczynają się od 100 zł. Uzyskanie opinii pisemnej to wydatek w granicach kilkuset złotych. Koszt ekspertyzy nierzadko może jednak przekroczyć i 1000 zł. Przy drogich obiektach jej koszt stanowi około 3% wartości obiektu.
Jakie są koszty transakcyjne zakupu antyków? Jakie są koszty transportu i ubezpieczenia, jeśli przedmiot jest duży i kosztowny?
Prowizje sprzedawców to około 20-40%. Osobom, które nie znają rynku. zapewne wydadzą się one wysokie, ale trzeba pamiętać, że antykom zdecydowanie bliżej do dóbr luksusowych niż szybkozbywalnych. Również czas zaangażowania gotówki jest zdecydowanie dłuższy, niż przy typowym obrocie handlowym.
Kupując antyk trzeba również liczyć się z kosztami transportu, które leżą po stronie nabywcy. W przypadku dużych obiektów, np. mebli, trzeba zawsze skorzystać z firmy transportowej. Najlepiej wybrać przewoźnika, którego poleca antykwariusz, by mieć pewność, że umie obchodzić się z antykami. W przypadku mniejszych obiektów osobiście zalecam jednak odbiór osobisty zakupionego przedmiotu, ze względu na jego bezpieczeństwo.
Rozumiem, że przy zakupie antyków w domu aukcyjnym czy antykwariacie uzyskuje się certyfikat potwierdzający autentyczność. A co jeśli po kilku latach, przy próbie sprzedaży, jakiś ekspert stwierdza, że obiekt nie jest jednak autentyczny?
Wtedy wymagane są dwie kontr-ekspertyzy do tej jednej ekspertyzy. Większość sprzedawców stara się polubownie rozwiązywać takie kwestie. By mieć pewność, że jako kupujący jesteśmy zabezpieczeni, najlepiej zrobić ekspertyzę przed zakupem.
Antyki są fałszowane?
Tak. Gdy tylko pojawia się rynek na jakieś aktywa, fałszerze zaczynają działać. Podrabiane jest wszystko, nie tylko te najdroższe obiekty. Na przykład szkło art deco, brązy, broń, porcelana. Podrabiane są także certyfikaty i ekspertyzy. Zakup falsyfikatu to niestety największe ryzyko inwestycyjne na tym rynku. Zatem raz jeszcze powtórzę: kupujmy w renomowanych antykwariatach, korzystajmy z usług cieszących się dobrą opinią ekspertów.
Czy są jakieś indeksy antyków, pokazujące jak ten rodzaj aktywa zachowuje się na tle innych aktywów alternatywnych, takich jak samochody kolekcjonerskie czy wino?
Niestety, nie ma takich indeksów. Ludzie zainteresowani tym rynkiem muszą po prostu obserwować ceny transakcyjne. Dość ciekawe raporty o rynku sztuki tworzy portal Artinfo.pl i tam można znaleźć informacje o cenach rzemiosła.
Czy są jakieś zbiorowe formy inwestowania w antyki?
Nie spotkałam się z informacjami o funduszach inwestujących w antyki. Rynek antyków jest jeszcze mniej płynny, niż rynek malarstwa. Nic więc dziwnego, że takich podmiotów nie ma.
Gdzie szukać wiedzy o inwestowaniu w antyki? Czy istnieją jakieś czasopisma, portale specjalistyczne, które obiektywnie i fachowo zajmują się antykami? Proszę wskazać polskie i zagraniczne. Jakie książki z tej dziedziny Pani poleca?
Na pewno warto zaglądać na portale aukcyjne Artinfo.pl i OneBid.pl. Na tym pierwszym pojawiają się czasami także wartościowe analizy. Natomiast prasy branżowej praktycznie nie ma. Kiedyś była „Gazeta Antykwaryczna”, był magazyn „Art&Business”, ale te czasopisma już się nie ukazują. Warto natomiast czytać teksty Janusza Miliszkiewicza publikowane na łamach „Rzeczpospolitej” i „Parkietu”, oraz Weroniki Kosmali z „Pulsu Biznesu”. Niestety, brakuje w Polsce dziennikarzy wyspecjalizowanych w tej tematyce. Nieco lepiej wygląda sytuacja na rynku wydawniczym. Dobrą serię poradników dla kolekcjonerów wydają Arkady.
Czy są jacyś znani kolekcjonerzy antyków?
Nie znam żadnych osób publicznych, które kolekcjonowałyby antyki, a ich nazwiska można wymienić. Nie wszyscy bowiem kolekcjonerzy chcą się ujawniać ze swoją pasją. Czasami jakaś celebrytka pochwali się publicznie, że kupuje stare meble i je odnawia, ale to nie jest prawdziwe kolekcjonerstwo. [śmiech]
A ilu jest w naszym kraju kolekcjonerów antyków?
Sama jestem tego ciekawa. Chodzą słuchy, że takich poważnych jest około 30. Ale na to pytanie nie sposób odpowiedzieć. Pamiętajmy, że informacje na temat klientów, to najpilniej strzeżony przez marszandów kapitał.
Czy jeśli chodzi o Polskę, to czy szczególnie warto zainteresować się jakimiś wybranymi rodzajami antyków? Co rokuje dobrze?
Prawo historii sztuki mówi o tym, że style się starzeją. Ale po jakimś czasie powracają. W latach 60-tych XX wieku był popyt na secesję, która wcześniej lądowała na śmietnikach. Później przyszła moda na art deco, która utrzymywała się dość długo. Teraz w cenie jest PRL-owski dizajn. Czyli żeby wyprzedzić trend, może powinniśmy zerkać na lata 80-te i 90-te?
Ale wtedy nie było zbyt atrakcyjnego wzornictwa…
[śmiech] Ale to się tylko tak wydaje. A potem okazuje się, że jednak było. Daje się znaleźć ładne rzeczy w każdej epoce, w każdym stylu. Ja bym jednak postawiła na dobrej klasy przedmioty bez względu na to, czy są na topie, czy też nie. Moda ma bowiem tę właściwość, że przemija.
Na zakończenie jeszcze jedna uwaga. Być może nie każdy ma środki, miejsce, aby kolekcjonować antyki, czy też po prostu – nie chce mieszkać w muzeum. Warto jednak pomyśleć o jednym czy kilku takich obiektach. Pamiętajmy, że lampa w stylu art deco, stylowy mebel, srebrna czy platerowana cukiernica, secesyjne naczynie dekoracyjne – to przedmioty użytkowe, które można efektownie zakomponować w nowoczesnym wnętrzu. Nierzadko ich cena nie przewyższa kwoty, jaką zapłacić trzeba za współcześnie wykonany luksusowy przedmiot, który z czasem będzie się brzydko starzał. Antyki natomiast, to dzieła sztuki wykonane przez świetnych rzemieślników, z solidnych, przyjaznych środowisku materiałów, posiadające wymierną wartość materialną, przede wszystkim zaś artystyczną. Czy nie warto zatem zainwestować we własny komfort?
Dziękuję za rozmowę.
Dr Monika Bryl – z wykształcenia historyk sztuki i socjolog, z zawodu antykwariuszka. Autorka licznych tekstów publicystycznych na temat oceny, wyceny i inwestowania w dzieła sztuki. W roku 2016, nakładem Wydawnictwa PWN, ukazała się jej książka „Rynek sztuki w Polsce. Poradnik dla kolekcjonerów i inwestorów”, za którą otrzymała I nagrodę w kategorii najlepszy poradnik ekonomiczny w konkursie Economicus 2017.