To co dziś się dzieje z prywatnymi TFI to powtórka z historii OFE - Wojciech Iwaniuk prezes InnerValue
Wojciech Iwaniuk, założyciel i prezes jednej z największej agencji relacji inwestorskich InnerValue, opowiada o sytuacji rynkowej i nastrojach. Perspektywie w której znalazły się niezależne TFI oraz o modnym ostatnio temacie jakim są spółki gamingowe. Iwaniuk z optymizmem patrzy w 2019 rok i nie boi się postępującej nacjonalizacji polskiego rynku kapitałowego. Przypomina też, że już kiedyś zniknął z giełdy ważny uczestnik rynku, jakim były OFE, a mimo to rynek kapitałowy przetrwał.
Paweł Biedrzycki: W tym roku obchodzisz dziesięciolecie założenia firmy. Czy widzisz zmiany po zeszłorocznym kryzysie zaufania, który dotknął niezależne towarzystwa funduszy inwestycyjnych?
Wojciech Iwaniuk: Zmiany są radykalne. Przez wiele lat byliśmy jednym z liderów giełdowych pod względem debiutów na rynku, które napędzały małe i średnie spółki. Ostatnie lata to spadek zainteresowania inwestorów tym segmentem rynku. Dzisiaj małe czy średnie spółki nie są premiowane w odpowiedni sposób. Same w związku z tym wyciągają rękę w kierunku inwestorów, aby przypomnieć o swoim istnieniu i pokazać swój ciągły rozwój. Często znajdują ich poza warszawskim parkietem.
Z czego wynika początkowy wzrost zainteresowania inwestorów małymi i średnimi spółkami, a następnie jego spadek?
Z prostej przyczyny – nie ma kapitału dla tego typu projektów. Kiedyś naturalną przewagą naszej giełdy były Otwarte Fundusze Emerytalne, które musiały kupować akcje z GPW. Wraz z reformą OFE napływy do nich zostały jednak zdecydowanie ograniczone, w wyniku czego ich zainteresowanie zdecydowanie przechyliło się w kierunku największych spółek.. TFI natomiast odnotowywały wielokrotne umorzenia w zakresie funduszy akcyjnych, co w ostatnich latach wywiera presję na małe i średnie spółki. Pod koniec 2018 roku sentyment do tych spółek osiągnął dno.
Zobacz także: Rynek jest gotowy do odbicia, tylko nastąpi ono w bólach i bez przytupu - Adam Kalkusiński z CC Group
W takim razie jaką lekcję powinny wyciągnąć spółki oraz inwestorzy z tego co się ostatnio wydarzyło?
Najważniejsza lekcja jest zawsze taka sama. Nie można patrzeć w kierunku tylko jednej grupy inwestorów i zawsze należy dywersyfikować źródła kapitału. Zawsze trzeba myśleć do przodu, zakładając, że może się wydarzyć coś, co dziś wydaje się zupełną abstrakcją. Tylko przypomnę, że to co dzisiaj przeżywamy z niezależnymi funduszami akcji już kiedyś było. To jest powtórka z sytuacji, która miała miejsce w przypadku OFE kilka lat temu. Za sprawą reformy emerytalnej OFE zostało praktycznie wyłączone jako strona popytowa na warszawskiej giełdzie w segmencie firm, o których rozmawiamy.
Uważasz, że inwestorzy indywidualni powrócą do łask?
Myślę, że to, że dzisiaj cokolwiek się jeszcze dzieje na giełdzie, to głównie zasługa indywidualnych inwestorów. W mojej ocenie są oni stroną popytową rynku.
Ale nie masz wrażenia, że społeczeństwo przestało się interesować giełdą?
Giełda nie jest w dzisiejszych czasach modna. Już kilka lat temu mówiliśmy, że GPW potrzebuje swojej Ewy Chodakowskiej. Tymczasem nic takiego się nie wydarzyło, a zainteresowanie młodych ludzi poszło w innym kierunku. Żyjemy w pewnym paradoksie, bo z jednej strony mamy szereg uregulowań prawnych liberalizujących możliwość inwestycji niewielkich kwot (tzw. crowdfunding), a z drugiej strony widzimy ciągle dokręcającą się śrubę w kierunku podmiotów regulowanych, takich jak domy maklerskie. Mówiąc szczerze, dzisiaj brokerzy nie koncentrują się na wynikach i rozwoju biznesu, tylko skupiają się głównie na przestrzeganiu zgodności z regulacjami, dzięki czemu mogą się uchronić od ponoszenia kar finansowych. Powoduje to sytuację, w której domy maklerskie wręcz boją się prowadzić swój podstawowy biznes.
Będzie Ci brakować prywatnych TFI, bo wygląda na to, że ich przyszłość to albo przejęcie albo powolna agonia?
Mieliśmy cykl bardzo dynamicznego rozwoju tego typu funduszy, jednak obecnie jesteśmy w okresie, gdzie ich rola jest mniejsza. Wciąż jestem jednak przekonany, że TFI powrócą do łask. Rynek nie lubi pustki.
A co z PPK, to nadzieja dla GPW?
Znajdujemy się w fazie, gdzie spadki dla małych i średnich spółek zostały zatrzymane, nie ma już dużej presji podażowej. Świeży pieniądz, który pojawia się na giełdzie może spowodować pozytywny efekt. PPK w połączeniu z lekkim odreagowaniem na rynku TFI może się przyczynić do wzrostu wycen wielu firm.
Nie boisz się pełzającej nacjonalizacji rynku kapitałowego?
Na pewno nie jest dobrze, kiedy podmioty rynku kapitałowego są kumulowane w jednej, określonej grupie, czy wręcz u jednego inwestora. Ale z drugiej strony to nic nowego w przypadku polskiej giełdy. Inwestorzy zagraniczni od lat zarzucają polskiej giełdzie upaństwowienie i to, że WIG20 jest wypełniony spółkami z większościowym udziałem Skarbu Państwa. Patrząc na historię, myślę, że jeszcze przyjdzie cykl dokładnie odwrotny do tego, który obserwujemy.
Wygląda na to, że 2019 rok będzie trzecim z kolei, w którym z GPW zejdzie więcej spółek niż na niej zadebiutuje. Z czego to wynika?
Giełda, szczególnie w zakresie tradycyjnych firm, nie daje atrakcyjnych wycen i to jest główny powód. Mamy do czynienia z sytuacją, w której właściciele firm nie widzą korzyści z posiadania spółki na giełdzie, ponieważ brakuje kapitału, który chce inwestować w takie firmy. Koszty i obowiązki związane z byciem spółką publiczną rosną. Dodatkowo, spółki nie są nagradzane za swoje sukcesy, a każda porażka wywołuje lawinę spadków.
Modna ostatnio branża gamingowa też złapała niedawno zadyszkę. To przejściowe turbulencje czy początek końca dobrych czasów?
Gaming w ostatnich latach był najciekawszym segmentem, szczególnie z punktu widzenia inwestora indywidualnego. Nie widzę pozarynkowych zagrożeń dla tego rodzaju spółek, ale spadki, które mają miejsce na zagranicznych giełdach, również odbijają się na naszym rynku. Potencjalnie zaufanie mogłoby odbudować wprowadzenie na giełdę znaczącej, gigantycznej spółki.
Banki boją się finansować innowacyjne przedsięwzięcia, ale przez ostatnie zawirowania na rynku kapitałowym inwestorzy wręcz panicznie boją się emisji. To koniec rynku kapitałowego?
To prawda, że inwestorzy dzisiaj bardziej akceptują kwestię sprzedaży akcji przez właścicieli niż ich emisje. W przypadku innowacyjnych firm brakuje jeszcze zrozumienia przez inwestorów, że emisja akcji często wpływa korzystnie na spółkę. Wynika to z tego, że jeżeli spółka nie generuje przychodów lub przychody nie pokrywają kosztów inwestycji, to jej jedynym kapitałem są akcje. W Polsce wciąż słowa „emisja akcji” wywołują negatywne skojarzenia i często prowadzą do dramatycznych załamań notowań spółki.
To w takim razie kto ma finansować innowacyjne przedsięwzięcia?
Myślę, że w Polsce nie ma większego problemu z pozyskiwaniem mniejszych kwot, ze względu na sporą liczbę prywatnych inwestorów. Jeżeli projekt przedsięwzięcia we wczesnej fazie jest ciekawy i ma perspektywy, to może liczyć na pozyskanie pierwszych funduszy. Problem jest z kolejną rundą finansowania, którą dawała giełda. Największe transakcje na polskim rynku venture capital to kwoty rzędu kilkunastu milionów złotych, a to za mało by skutecznie rywalizować na globalnym rynku.
Zobacz także: "Zainwestowałem ponad pół dekady pracy 7 dni w tygodniu i wszystkie swoje pieniądze w naszą firmę" - rozmowa z Pawłem Wieczyńskim CEO DataWalk
Z drugiej strony mamy wysyp publicznego finansowania dla innowacji. Czy to nie jest jakiś paradoks?
Finansowanie dotacyjne ma swoje plusy i minusy. Znam firmy, które po pozyskaniu takich dotacji po prostu zbankrutowały. Wynika to z tego, że wymagany wkład własny przerósł ich możliwości. Problem polega na tym, że realizując inwestycje w oparciu o dużą dotację, często projekty są przeskalowane.
Mówisz, że rynek nie lubi próżni. Myślisz, że jesteśmy w przededniu rozwoju rynku prywatnego w Polsce?
Uważam, że ten rynek już się przeniósł do transakcji prywatnych. Sam współpracuję ze spółkami, które tworzą duże działy innowacji czy przeprowadzają akwizycję startupów. Obecnie modele biznesowe spółek zmieniają się bardzo szybko, dlatego warto uwzględniać trendy, które mogą nastąpić za kilka lat. Pozwoli to ochronić się przed ewentualnym spadkiem przychodów. Rynek prywatny już dzisiaj daje dużo większe możliwości niż publiczny.
Jakie są Twoje oczekiwania na 2019 rok. To będzie dobry czy zły rok dla polskiego rynku kapitałowego?
To co najgorsze jest za nami, jednak nie przesądza to o nadchodzącej hossie. Myślę, że nastąpi przełamanie marazmu, który trwał ostatnich kilka lat. Polscy inwestorzy polubili spółki, których wycena nie przewiduje granic czy też limitów. Jednak z drugiej strony nie dostrzegają tego, że te spółki nie rozwijają się liniowo. Liczę na gaming czy inne firmy z tzw. nowej ekonomii.