Rozwój OZE kluczowym tematem przedwczesnej kampanii wyborczej w Polsce
Przedwczesna kampania wyborcza związana z październikowymi wyborami parlamentarnymi skupia się bardzo mocno na kwestiach energetyczno – paliwowych. Bardziej niż kiedykolwiek wcześniej politycy akcentują rozwój OZE i zrównoważonej gospodarki, co staje się bardzo istotne dla Polaków.
Morawiecki chwali się rozwojem OZE
Podczas konferencji klimatycznej TOGETAIR odbywającej się w Warszawie premier Mateusz Morawiecki stwierdził, że Polska dokonała ogromnego postępu w dziedzinie czystej energetyki od wyborów w 2015 roku.
„Dzięki programom takim jak Mój prąd i Czyste powietrze Polska dokonała rewolucyjnego przełomu w energetyce, szczególnie w energetyce prosumenckiej” stwierdził prezes Rady Ministrów.
Premier podkreślił, że moc zainstalowana w fotowoltaice wzrosła z 100 megawatów w 2015 roku do blisko 11 tysięcy megawatów w 2023 roku, czyli ponad 100 razy więcej.
Program Mój Prąd dał możliwość zainstalowania paneli słonecznych blisko 1,2 mln polskim rodzin, a dofinansowanie otrzymało blisko 450 tysięcy wniosków, co stanowi kwotę prawie 2 miliardów złotych.
Premier zapowiedział także nową edycję programu Mój Prąd, która umożliwi uzyskanie dofinansowania nawet w wysokości 58 tysięcy złotych na pompy ciepła.
Przemilczane aspekty rozwoju OZE
Jednak wbrew wypowiedzi premiera jego rząd doprowadził również do zwiększenia presji regulacyjnej na niektóre z OZE. Chodzi tu m.in. o ustawę wiatrakową, która zablokowała szybki rozwój lądowej energetyki wiatrowej w Polsce.
Zielone budownictwo: w pierwszej kolejności zmiany dotkną 4 mln budynków w Polsce
Zasada 10H wdrożona do systemu prawnego w 2016 r. zakładała, że odległość wiatraka od zabudowań musi stanowić przynajmniej 10-krotność wysokości takiej instalacji (liczonej w punkcie maksymalnej wysokości łopaty). To około 1500-2000 m. W efekcie na około 99 proc.
terytorium Polski wyeliminowano możliwość powstawania nowych farm wiatrowych, a już istniejącym istotnie utrudniono rozbudowę i możliwość ich serwisowania. Do zmiany przepisów doszło dopiero w lutym br., gdy Sejm przegłosował zasadę 700 m., co nadal wyklucza 95 – 96% terytorium Polski z inwestycji wiatrowych.
Także w zakresie chwalonej przez premiera fotowoltaiki przepisy zmieniły się na mniej korzystne. Od kwietnia obowiązują nowe regulacje zgodnie z którymi prosument wprowadzając energię do sieci uzyskuje za nią cenę rynkową, ale już pobierając ją musi zapłacić kwotę powiększoną o wszelkie opłaty i podatki. W dodatku nadwyżkę wyprowadzoną do sieci może wykorzystać w ciągu roku, a po tym okresie uzyskać za nią nadpłatę, ale mocno ograniczoną finansowo. Zgodnie z analizą Polskiego Alarmu Smogowego, zmiany legislacyjne z początku roku spowodowały, że zwrot z inwestycji w fotowoltaikę wydłuży się o 50-80 proc., co w efekcie uderzyło w branżę.
Co z tego wynika?
Przedwczesna kampania wyborcza związana z październikowymi wyborami parlamentarnymi skupia się bardzo mocno na kwestiach energetyczno – paliwowych. Bardziej niż kiedykolwiek wcześniej politycy akcentują rozwój OZE i zrównoważonej gospodarki, co staje się bardzo istotne dla Polaków.
Co ciekawe dużo mniej istotny wydaje się tradycyjnie akcentowany przez polityków temat węgla. Sprzyjają temu nie tylko zmiany społeczne i gospodarcze, ale również wewnętrzna równowaga w rządzie (to Solidarna Polska akcentuje „obronę węgla” czy konieczność silniejszych regulacji powstawania nowych farm wiatrowych)