WIG20 blisko dna, ale największy potencjał drzemie w małych spółkach - rozmowa z Kamilem Gaworeckim ze Sniper FIZ
Kamil Gaworecki jest licencjonowanym doradcą inwestycyjnym oraz maklerem papierów wartościowych. Pracował m.in. w TMS Brokers, Nordea OFE, TFI PZU. Ostatnio zrobiło się o nim głośno, gdy ogłosił, że odchodzi z PZU i wspólnie z Markiem Tymińskim, twórcą CI Games, zakłada spółkę TGI Partners, w ramach której będzie pomagać bogatym Polakom lokować ich oszczędności. Ich pierwszy produkt Sniper FIZ wystartował w sierpniu. Zapytaliśmy go więc o to, jak mu się pracuje „na swoim”, co myśli o aktualnej sytuacji rynkowej i gdzie jego zdaniem warto szukać okazji inwestycyjnych.
Paweł Biedrzycki: Jak zaczęła się twoja przygoda z giełdą i kiedy?
Kamil Gaworecki: Dosyć standardowo - na studiach inwestowałem już sporo prywatnie i na drugim roku stwierdziłem, że to jest to obszar, w którym chcę realizować się zawodowo. Zrobiłem licencję maklera, później licencję doradcy i szybko zacząłem pracę na rynku. Wtedy sytuacja była o tyle ciekawa, że byliśmy w szczytowym momencie hossy, giełda była generalnie bardzo modna, było duże zapotrzebowanie na nowych pracowników, więc z podjęciem interesującej pracy nie było żadnego problemu.
PB: W twoim CV możemy przeczytać, że jesteś maklerem papierów wartościowych i doradcą inwestycyjnych oraz CAIA. Czy ma to jakiś wymiar praktyczny, pomaga Ci to w inwestowaniu?
KG: Na pewno na początku bardzo pomogło zacząć. Kiedyś było tak, że mając licencję, można było sobie wybierać pracodawcę. Oczywiście ta wiedza w pewnym sensie pomaga, szczególnie z zakresu prawa, czy matematyki finansowej. W dużej mierze jest to jednak teoria, nie zawsze pokrywająca się z praktyką funkcjonowania rynku.
PB: A dlaczego zdecydowałeś się odejść z PZU?
KG: To był kolejny krok w ścieżce rozwoju zawodowego, który rozważałem już od dłuższego czasu. Moim zdaniem to jest naturalna droga pracy zarządzającego, że najpierw zdobywa się doświadczenie w korporacji, natomiast prawdziwy sukces można osiągnąć już działając we własnym funduszu, gdzie ograniczenia inwestycyjne są mniejsze, zaś zarządzający jest jednym z uczestników fundusz, lokującym tam znaczą część swojego majątku. Według mnie to jest największe wyzwanie zawodowe w tej profesji.
PB: Co z spółkami Skarbu Państwa, bo w przypadku wszystkich historia wygląda podobnie?
KG: Sentyment w stosunku do spółek z udziałem Skarbu Państwa jest oczywiście słaby z uwagi na ryzyko polityczne czy ryzyko zmian regulacyjnych, które skutecznie zniechęciło inwestorów zagranicznych na jakiś czas do naszego rynku.
PB: No ale ile jest w tym regulacji, a ile jest rzeczywiście trendów ogólnoświatowych?
KG: W mojej opinii, większość to jest ryzyko wyolbrzymione. W ostatnich miesiącach strach przeważył nad chciwością inwestorów, stąd bardzo słabe zachowanie spółek Skarbu Państwa, odwrót inwestorów zagranicznych, a jednocześnie dosyć dobre zachowanie mWIG 40. Inwestorzy, którzy pozostali na naszym rynku, wybierają znacznie wyżej wyceniane, ale rosnące i pozbawione ryzyka politycznego midcapy, zamiast blue chipów z rynku głównego.
PB: Czyli to jest bardziej ryzyko polityczne, jak myślisz?
KG: Ryzyko polityczne, regulacyjne. Moim zdaniem w przypadku każdego ryzyka następuje punkt przegięcia, kiedy wyceny dyskontują więcej niż wynikać by mogło z realnej oceny sytuacji. Mieliśmy taką sytuację ostatnio w przypadku banków, które były bardzo długo sprzedawane, przecenianie kilkukrotnie przez to samo ryzyko, ceny akcji zniżkowały kilkukrotnie przez te same newsy i okazało się, jednak, że nie taki diabeł straszny. Przy słabym sentymencie do danego rynku, inwestorzy zbyt negatywnie mogą postrzegać sytuację. W mojej ocenie z taką okolicznością mamy obecnie do czynienia w przypadku WIG20.
PB: I się okaże, że nie taki diabeł straszny, jak się na początku wydawało, tak?
KG: Już się okazało, natomiast wiadomo, że inwestorzy potrzebują trochę czasu, żeby podjąć decyzję, zwłaszcza jeśli chodzi o alokacje środków między regionami, czy między krajami. Rosja jest droga, w Turcji ryzyka polityczne są nieporównywalnie większe, niż w Polsce. Wydaje mi się, że strategie banków inwestycyjnych, zagranicznych brokerów na kolejne kwartały powinny doważać Polskę, co powinno wesprzeć notowania WIG20, tym bardziej, że jego notowania są w pobliżu poprzedniego lokalnego dołka, a większość inwestorów zagranicznych nie ma polskich akcji albo mają ich mało.
PB: W tym roku wspólnie z Markiem Tymińskim założyliście TGI Partners, w którym macie inwestować środki swoich klientów.
KG: Pierwszym naszym produktem jest fundusz Sniper FIZ, który jest funduszem z kategorii absolutnej stopy zwrotu.
PB: Absolutnej stopy zwrotu, co to znaczy?
KG: Czyli fundusz, który z założenia ma zarabiać w każdych warunkach i charakteryzować się niskim ryzykiem rynkowym. Wartość certyfikatu ma nie podążać za trendem całego rynku, czy określonego indeksu. Celem zarządzającego jest generowanie dodatniego wyniku w absolutnych wartościach dla inwestorów rok w rok.
PB: Długo przygotowywałeś się do przejścia na swoje?
KG: Rozmowy na ten temat zaczęliśmy wcześniej, ale zmaterializowaliśmy je w marcu 2016. Uważam, że pomysł jest trafiony i na czasie, dlatego, że obserwujemy w tym momencie dużą awersję inwestorów prywatnych do funduszy akcyjnych, czy do giełdy w ogóle. Natomiast cały czas zauważalny jest bardzo mocny napływ środków do funduszy absolute return. W środowisku niskich stóp procentowych potencjalni inwestorzy mają niewiele alternatyw lokowania kapitału - nasze przedsięwzięcie jest odpowiedzią na tę sytuację.
PB: Ale dlaczego akurat z Markiem Tymińskim, bo on raczej kojarzy się z innymi przedsięwzięciami?
KG: Dlatego, że ten pomysł zainteresował Marka i on miał już plany, żeby działalność i swój majątek zdywersyfikować. Uznał, że to jest ciekawy pomysł i chętnie się w to zaangażował.
PB: No to w jakiej fazie jest wasz projekt, co udało wam się do tej pory zrobić?
KG: Do tej pory uruchomiliśmy jeden fundusz, czyli Sniper FIZ. Zrobiliśmy jedną emisję i pozyskaliśmy środki. W tej chwili, po 2 miesiącach działania funduszu, obserwując jego wyniki i zainteresowanie potencjalnych inwestorów, jesteśmy zadowoleni z efektów naszej pracy.
PB: Macie już jakieś konkretne wyniki, liczby, możecie się czymś czymś podzielić?
KG: Tak, w tej chwili inwestorzy, którzy nam zaufali i wzięli udział w emisji, którą zamknęliśmy na początku sierpnia, zarobili do końca sierpnia ponad 9%. Jest to wynik lepszy niż jakiegokolwiek funduszu monitorowanego przez Analizy Online. Mówimy tutaj o wszystkich funduszach, nie tylko absolutnej stopy zwrotu.
PB: Co trzeba zrobić żeby zainwestować w ten fundusz?
KG:Próg inwestycyjny jest taki, jak w przypadku praktycznie wszystkich funduszy zamkniętych, gdzie jest on ustalony ustawowo. W naszym przypadku jest to minimum 200 tysięcy złotych. Aby zainwestować u nas wystarczy skontaktować się z poprzez naszą stronę internetową www.sniperfiz.pl a my już potem poprowadzimy potencjalnych inwestorów przez kolejne kroki.
PB: To jaki jest twój styl inwestowania? Bo mówisz, że przychodzisz z instytucji finansowej, gdzie podlegałeś jakimś regulacjom i teraz będziesz się realizował jako ty, więc jaki jest ten twój styl inwestowania?
KG: W swoim życiu zawodowym zarządzałem bardzo różnymi produktami, czyli funduszem emerytalnym, ubezpieczeniowymi funduszami kapitałowymi i funduszami otwartymi; małych i średnich spółek, stabilnego wzrostu, zrównoważonym, akcyjnym. Natomiast zawsze najlepiej czułem się w selekcji, szczególnie w obszarze małych i średnich spółek i na te kompetencje stawiam w przypadku Sniper FIZ. Jest to fundusz, który z założenia ma zarabiać niezależnie od warunków rynkowych, a ta stopa zwrotu ma być generowana w obszarze trafnej i przemyślanej selekcji małych i średnich podmiotów.
PB: Czyli inwestujesz w spółki, które już dobrze znasz i uważasz, że mają potencjał wzrostowy, nie kierujesz się indeksem?
KG: Nie kieruję się indeksem, wychodzę z założenia, że inwestorzy w Polsce są w dużej mierze dosyć leniwi lub nie mają czasu i zasobów, aby odpowiednio analizować małe spółki. Uważam, że pewną przewagę można uzyskać poprzez bardzo aktywne poszukiwanie nowych inwestycji, to znaczy poprzez spotykanie się ze spółkami, wyszukiwanie tematów inwestytycjnych w całym kraju, przyglądanie się takim firmom, które z pozoru większość inwestorów by odrzuciło.
PB: Czyli co, obstawiasz spółki które nie mają mocnego pokrycia inwestycyjnego i analitycznego?
KG: Zgadza się, uważam, że w tym sektorze jest największy zysk do wygenerowania.
PB: A jak wygląda Twój inwestycyjny proces decyzyjny?
KG: Zazwyczaj przeglądam dostępne materiały nt. interesującego mnie podmiotu, raporty bieżące i okresowe, jeśli istnieją materiały analityczne nt. spółki, branży czy rynku, to zapoznaję się z nimi. Organizuję spotkanie jedno lub więcej spotkań z zarządem, odwiedzam siedzibę spółki, analizuję jej potencjał wynikowy, akcjonariat, płynność, trendy w branży. Zwracam też uwagę na obraz techniczny notowań. Jeżeli widzę potencjał, to dokonuje inwestycji. Moim zdaniem dobry zarządzający, szczególnie w obszarze małych i średnich spółek nie może tylko siedzieć przed monitorami. Szukanie tematów inwestycyjnych wymaga aktywności, poświęcenie energii i czasu.
PB: Czyli wybierając spółkę nie tylko patrzysz na model i aktualną wycenę tylko patrzysz na coś więcej?
KG: Interesuje mnie z jednej strony wycena, z drugiej strony wyniki finansowe spółki, a z trzeciej strony historia, która jest w danej spółce, czy też w branży w której działa. Musi się coś dziać, w oparciu o co można budować wartość. Oczywiście też dosyć mocno patrzę na momentum wynikowe, pozycję w branży i przewagi, jakie dany podmiot ma w długim okresie.
PB: Co to znaczy momentum wynikowe?
KG: Często spółki generują wyniki poniżej swojego potencjału. Dzieje się tak ze względu np. na koniunkturę w branży, niedostateczne finansowanie, brak innowacji, duże nakłady inwestycyjne, itd. Zadaniem zarządzającego czyn analityka jest zdiagnozowanie,w którym momencie następuje punkt, kiedy wyniki spółki zaczynają stopniowo lub gwałtownie się poprawiać, pojawiają się pozytywne dynamiki przychodów lub zysków, a kolejne kwartały są lepsze od poprzednich. Wycena staje się zdecydowanie bardziej atrakcyjna. Często inwestorzy finansowi widzą takie zjawiska po fakcie, analizując kolejne sprawozdania finansowe. Kluczowe jest, aby takie pozytywne momentum wychwycić wcześniej i to staram się robić w mojej praktyce zawodowej.
PB: Jakie macie plany na długi termin, celujecie w TFI?
KG: Na razie nie mam planów na powstanie TFI z uwagi na to, że przy jednym produkcie jest to inwestycja jeszcze nieopłacalna, szczególnie biorąc pod uwagę, że ten produkt, chociaż statutowo ograniczony do 100 milionów PLN aktywów, jest naszym zdaniem bardziej skrojony na 40-50 milionów PLN aktywów. Przy takim poziomie środków jestem nim w stanie zarządzać efektywnie bez uszczerbku dla stopy zwrotu, dlatego że operujemy w obszarze małych i średnich spółek, gdzie płynność jest dosyć ograniczona. Pozycje przez nas zajmowane rzadko przekraczają 1 milion złotych.
PB: Jesteś długo na rynku kapitałowym, pamiętasz czasy szaleńczej hossy, jak zmienił się rynek od tamtego czasu, czy jest inny niż kiedyś?
KG: Zdecydowanie jest inny. Gdy stawiałem pierwsze kroki na rynku kapitałowym, giełda była jeszcze w modzie; bardzo dużo ludzi grało na giełdzie, grali studenci, grali starsi ludzie, inwestorzy chętnie wpłacali pieniądze do funduszy akcyjnych, nie zawsze odpowiedzialnie i rozsądnie podejmując decyzje, jednak wiele osób interesowało się giełdą, były liczne przykłady inwestorów, którzy zarobili krocie na parkiecie. To pobudzało wyobraźnie. Teraz głównym problemem rynku jest to, że giełda po prostu nie jest modna i nie daje zarabiać. Nie mamy w ostatnich latach historii dłuższych wzrostów na giełdzie. Nie ma efektu kuli śnieżnej, gdzie inwestorzy widzą dobry wynik przez dłuższy czas i angażują kolejne środki, wpłacając je do funduszy lub inwestując prywatnie, co przekłada się na dalsze wzrosty indeksów. Teraz nie mamy do czynienia z taką sytuacją, nastroje są słabsze i to jest główna różnica. Wtedy panowała euforia czy chociaż zainteresowanie giełdą, teraz ten stan można czasem określić jako marazm. Małe zaangażowanie inwestorów zagranicznych, reforma OFE, brak napływów do funduszy i niski udział rynku detalicznego to czynniki, które sprawiają, że kluczowe grupy inwestorów nie mają istotnego pozytywnego wpływu na obraz całego rynku.
PB: Dużo inwestorów nazywa nasz rynek giełdowy bananowym. Ile jest w tym prawdy i czy twoim zdaniem różni się on bardzo od rynków zagranicznych?
KG: Jak na każdym rynku, są podmioty, które trzymają standardy i podmioty, które pewnych jakościowych wymagań nie spełniają. Chodzi głównie o komunikację z inwestorami, czy też realizację obietnic dotyczących wyników. Natomiast nie nazwałbym tego oczywiście rynkiem bananowym, Warszawa jest ważnym parkietem w Europie Środkowo-Wschodniej.
PB: A masz obawy o przyszłość polskiego rynku kapitałowego?
KG: Ryzyka dla rynku zawsze można znaleźć, ale wydaje mi się, że w tym miejscu, w którym jesteśmy, sytuacja nie powinna się istotnie pogorszyć. Mamy odpływ inwestorów, a fundusze emerytalne nie są już kupującymi. Ponadto mamy bardzo małą aktywność inwestorów zagranicznych a także inwestorów detalicznych. Praktycznie ciężko sobie wyobrazić, żeby tutaj ta sytuacja jeszcze się pogorszyła, raczej bym oczekiwał, że ona się poprawi.
PB: To jakbyś miał dać radę jakąś jedną inwestorom, to jaką byś dał?
KG: Rada zawsze jest taka sama, kupuj tanio, sprzedawaj drogo [śmiech].
PB: Dziękuję za dobrą radę i rozmowę.
KG: Dziękuję.