Jak inwestować w monety i czy to się opłaca – tłumaczy Przemysław Ziemba, prezes Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego | StrefaInwestorow.pl
Obrazek użytkownika Piotr Rosik
09 lut 2018, 11:33

Jak inwestować w monety i czy to się opłaca – tłumaczy Przemysław Ziemba, prezes Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego

Co decyduje o wzroście ceny monety? Czy jest sens inwestowania w monety bulionowe, skoro monety kolekcjonerskie mają dodatkową wartość artystyczną i estetyczną? Jaką strategię inwestycyjną należy przyjąć, inwestując w monety? Czy na takiej inwestycji można stracić? O wielu aspektach lokowania kapitału w monetach i numizmatach porozmawialiśmy z prezesem Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego.

Złoto i srebro nigdy nie wychodzą z mody. Od wieków ludzie gromadzą monety ze szlachetnych kruszców, by przenieść wartość kapitału w czasie. W ostatnich stuleciach straciły na znaczeniu jako środek wymiany, na rzecz bardziej użytecznych pieniędzy papierowych i elektronicznych.

10 lat temu, podczas kryzysu, inwestowanie w monety stało się modne. Starsi czytelnicy Strefy Inwestorów zapewne pamiętają kolejki pod NBP, m.in. po „Sokoła Wędrownego”. Dziś po tej modzie już nie ma śladu... Czy to dobrze? Może teraz jest właśnie dobry czas na kupowanie monet ze szlachetnego kruszcu? W jaki sposób dziś można efektywnie inwestować w monety?

Odpowiedzi na te pytania poszukaliśmy w Polskim Towarzystwie Numizmatycznym. W obecnej formie organizacja istnieje od 1991 roku. Ale niesie ze sobą olbrzymi bagaż tradycji krakowskiego Towarzystwa Numizmatycznego (rok założenia 1888) i Towarzystwa Numizmatycznego Warszawskiego (którego początki datuje się na rok 1845). Założyliśmy, że szef PTN jest osobą o olbrzymiej wiedzy i da nam odpowiedzi na wiele pytań. Nie pomyliliśmy się.

Zobacz także: Jak inwestować w antyki i czy to się opłaca - rozmowa z dr Moniką Bryl z Domu Aukcyjnego Artissima

----------------------------

Piotr Rosik: Coraz więcej inwestorów traktuje inwestowanie w monety bulionowe, numizmaty i monety kolekcjonerskie jako dobrą dywersyfikację portfela. Czy do tego potrzebna jest duża wiedza i dużo pieniędzy? Jaki kapitał trzeba mieć, żeby wystartować?

Przemysław Ziemba (prezes PTN): Człowiek uczy się na błędach, nie inaczej jest w numizmatyce, w kolekcjonerstwie. Podstawowa wiedza to jest konieczność, ale nie trzeba posiadać naprawdę głębokiej wiedzy, aby skutecznie lokować kapitał w monetach.

Dla ludzi, którzy nie chcą kolekcjonować monet starych, zabytkowych, czyli numizmatów, istnieje oferta rynkowa pod postacią tak zwanych monet kolekcjonerskich. Są to monety bite przez mennice prywatne i państwowe, zabezpieczone w kapslach, zamknięte w pudełkach, opatrzone certyfikatami. Teoretycznie, kupując taką monetę inwestor nie musi się martwić, że kupił podróbkę. Musi się tylko martwić, czy na przestrzeni lat wartość tej monety urośnie.

Co innego, jeśli chcemy zainteresować się numizmatami. Tu potrzebna jest duża wiedza. I umiejętności, bo prawdziwy numizmatyk musi umieć obchodzić się z zabytkowymi monetami.

Osobom nie znającym się na numizmatach, początkującym inwestorom, z pomocą przychodzi grading. Grading to usługa polegająca na umieszczeniu monety w szczelnym, nie otwieranym pudełku, z potwierdzeniem jej autentyczności i stanu zachowania. Każda moneta oceniana przez renomowane firmy zajmujące się usługą gradingu jest objęta gwarancją. I warto na to zwracać uwagę.

Jeśli chodzi o kapitał, to niestety jest to dość kosztowne hobby. Ceny srebrnych monet tzw. kolekcjonerskich są dostępne dla większości społeczeństwa, ale złotych już nie. O numizmatach nie wspominając. Oczywiście, ciekawe kolekcje można zbudować także za w miarę nieduże pieniądze.

Co jest najważniejsze podczas kupowania monet? Na co inwestor powinien zwracać uwagę: na ich unikalność, wielkość emisji, wygląd?

Najważniejsza jest tak naprawdę wielkość emisji, czy też unikalność numizmatu. Bo im moneta rzadsza, tym droższa. Ważne są także tematy monet. W Polsce popularnością cieszą się monety z np. Janem Pawłem II. Ale zapewne są kupowane nie tylko przez kolekcjonerów, stąd duży popyt na nie. Wciąż popularne są monety ze zwierzętami.
 

money-1856954_1280

Jak Pan ocenia politykę NBP z ostatnich lat, jeśli chodzi o wielkość emisji i ich liczbę w roku?

Kilka lat temu nakłady niektórych emisji były zbyt wysokie. To doprowadziło do pamiętnego krachu na monecie „Sokół Wędrowny”, która została wybita w liczbie 107 tys. sztuk. Na początku 2008 roku po tą monetę ustawiły się kolejki przed oddziałami NBP, pisała o tym prasa. Po odejściu od kasy można ją było sprzedać ze sporym przebiciem, ale potem cena zanurkowała. Szczerze mówiąc, numizmatycy znający się na temacie wiedzieli, że tak będzie.

Kolekcjonerzy coraz częściej narzekają także na wygląd monet. Utyskują, że one są po prostu brzydkie. To jest zapewne efekt dużej liczby emisji w roku. W 2017 roku mieliśmy bodajże 24 misje. To sporo, bo kiedyś było od kilku do kilkunastu emisji w roku. Artyści po prostu nie mają wystarczająco dużo czasu, by popracować nad projektem. Warto jednak podkreślić, że nasi projektanci są bardzo dobrzy, a technika bicia monet w Polsce jest dość zaawansowana. Polskie monety często zdobywają nagrody w międzynarodowych konkursach.

Zobacz także: Czy warto inwestować w samochody klasyczne i jak to robić z głową? - rozmowa z Patrykiem Mikiciukiem, ekspertem motoryzacyjnym

Czy te duże emisje nie popsuły rynku?

Oczywiście, że popsuły. Coraz częściej trudno jest odsprzedać monetę wyemitowaną przez NBP w ostatnich latach powyżej ceny emisyjnej. Rynek monet kolekcjonerskich stał się nasycony, a nawet lekko przesycony.

Również polityka informacyjna NBP pozostawia sporo do życzenia. Od niedawna bank podaje tylko maksymalny nakład danej emisji. Wiadomo, że po dwóch latach od emisji niesprzedane monety są niszczone. Wtedy NBP powinien podać informację ile monet wyemitował, oraz ile zniszczył. Niestety, nie robi tego. To jest duża różnica w stosunku do innych poważnych banków, które rozliczają się z liczby wybitych monet co do sztuki. Brak dokładnej informacji o nakładach wpływa na ceny na rynku, zaniżając je. Bo przecież to, że nakład danej monety może sięgnąć 15 tys. sztuk nie oznacza, że taki był w rzeczywistości. Dla kolekcjonerów oraz dla badaczy nakład był i jest jedną z kluczowych informacji o danej monecie. 

Co to jest numizmat i czym się różni od monety kolekcjonerskiej?

Numizmat to najprościej mówiąc dawna moneta lub medal o wartości historycznej, zabytkowej. Nie są np. numizmatami współczesne produkty Mennicy Polskiej, pomimo że są tak przez producenta nazywane. Co się tyczy „monet kolekcjonerskich”, to według definicji wymyślonej przez NBP,  zaliczają się one do monet okolicznościowych i są wykonane ze złota lub srebra. Według mnie to niepotrzebnie stworzone dodatkowe określenie. Wystarczyłoby w zupełności określenie „monety okolicznościowe”.

Czy kupowanie unikatowych numizmatów w długim horyzoncie inwestycyjnym to pewna inwestycja?

Szansa na powodzenie takiej strategii jest duża. Przykład? Na początku stycznia na aukcji w USA została sprzedana moneta 100 dukatów Zygmunta III Wazy za 2,16 mln USD. Jest to chyba jedna z 6 znanych. W 2008 roku na aukcji poszła za 1,38 mln USD. A kilkanaście lat wcześniej podobna moneta została wystawiona na aukcję za bodajże 100 tys. USD i nikt jej nie chciał.

Z drugiej strony, czasami może dojść do sytuacji, w której podaż danej monety zwiększy się w przyszłości z uwagi na odnalezienie skarbu. Takie sytuacje mają często miejsce w przypadku monet średniowiecznych. Oczywiście nagły wzrost podaży skutkuje spadkiem ceny. Ostatnio taka sytuacja miała miejsce w przypadku brakteatu pokutniczego Bolesława Krzywoustego. To dobra sytuacja dla kolekcjonerów, bo mogą za mniejszą kwotę uzupełnić zbiory, a zła dla inwestorów. [śmiech]

Istnieją również monety bulionowe. Chodzi o masowo bite monety złote i srebrne typu południowoafrykańskie Krugerrandy, kanadyjski Liść Klonowy, polski Orzeł Bielik, austriaccy Filharmonicy Wiedeńscy. Które z tych monet najlepiej trzymają wartość? I w gruncie rzeczy: po co je kupować, skoro monety kolekcjonerskie, jak sama nazwa wskazuje, mają nie tylko wartość kruszcu, ale też dodatkową wartość artystyczną i kolekcjonerską?

Pojęcie monety bulionowej jest skomplikowane. Na przykład w Europie istnieją co najmniej dwie listy monet bulionowych, konkurencyjne względem siebie. Jedną ogłasza Komisja Europejska, a drugą Królestwo Brytyjskie. Generalnie pojęcie monety bulionowej oznacza, że jest to moneta ze szlachetnego kruszcu, bita w nieograniczonym nakładzie.

Co ciekawe, na przykład polski Orzeł Bielik nie ma nieograniczonego nakładu. Pojawiają się serie o nakładzie ledwie 500 sztuk. Wtedy ceny Bielika z takiej serii zachowują się jak ceny rzadkich tzw. monet kolekcjonerskich, czyli dynamicznie rosną.

Myślę, że jeśli chodzi o monety bulionowe, to dużo zależy od mody. Ale także od stanu zachowania. Generalnie Wiedeńscy Filharmonicy czy Krugerrandy to dobra lokata.

Wspomniał Pan o tym, że przy odsprzedaży monety ważny jest też stan zachowania. Rozumiem że nie powinno się jej wyjmować z kapsla? A czy jak ona się znajduje w tym kapslu, to może się jej coś stać?

Niestety, zdarzają się problemy, zarówno z monetami srebrnymi, jak i złotymi. Pojawiają się naloty, szczególnie widać to na monetach srebrnych sprzed kilkudziesięciu lat. Ostatnio polski rynek zaniepokoił się doniesieniami, że pojawiły się skazy i plamy na złotych 500-złotówkach z serii Skarby Stanisława Augusta, emitowanych przez Narodowy Bank Polski. Czyli na monetach, których cena emisyjna wynosiła kilkanaście tysięcy złotych. Niestety, pechowi posiadacze takich monet prawdopodobnie nie będą mogli liczyć na zysk, bo ich cena po pojawieniu się skazy spada.

Kilkanaście miesięcy temu pojawiły się informacje, że monety wypuszczone przez bank centralny Rosji zaczęły... rdzewieć. Czy to możliwe, że państwowe i prywatne mennice mogą fałszować zawartość kruszcu – tak jak to bywało w przeszłości?

Nie słyszałem o tym rosyjskim przypadku. Myślę, że centralny bank Rosji nie pozwoliłby sobie na taką „wtopę”. Jeśli zdażają się takie feralne przypadki, to jest to raczej wynik błędów na etapie produkcji, a nie oszustwa. Pamiętajmy, że kupując monetę mamy wiele możliwości – zarówno inwazyjnych, jak i nieinwazyjnych – na sprawdzenie zawartości kruszcu. Wydaje mi się, że mennice też są tego świadome. W dzisiejszych czasach sfałszowanie zawartości kruszcu w serii monet wiązałoby się z wielkim skandalem, który mógłby doprowadzić nawet do upadku takiej mennicy.

Inna sprawa, że na rynku wtórnym, także polskim, od czasu do czasu pojawiają się podróbki. Kilka lat temu w handlu pojawiły się fantastycznie wykonane fałszywki polskich monet kolekcjonerskich. Podróbki pochodziły prawdopodobnie z Chin. One się różniły naprawdę tylko drobnymi szczegółami od oryginałów.

Z badania stóp zwrotu z inwestycji w monety NBP wyemitowane w latach 1995–2012 wynika, że najwyższe zyski przyniosły monety ze stopu Nordic Gold, czyli połączenia miedzi, cynku, cyny i aluminium. A najniższe zyski dały... złote monety. Dlaczego?

Zapewne na wynik badania duży wpływ miała moneta „Zygmunt II August” ze stopu Nordic Gold, o nominale 2 zł, z 1996 roku. Ta moneta to był prawdziwy hit inwestycyjny. Po kilku latach od emisji cena tej monety doszła do 1000 zł, czyli jej wartość wzrosła o 500%! Do dziś jej cena sięga 300-400 zł.

Sądzę, że podobnie jest z drugim miejscem, jakie zajęły monety srebrne. Wpływ na ich wynik miały zapewne „rodzynki”, rarytasy. Jeśli chodzi o monety złote, to też mieliśmy rarytasy. Jednym z nich jest z pewnością moneta „Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina” z roku 1995. Nakład tej monety to było tylko 500 sztuk. Po konkursie moneta praktycznie zniknęła z rynku. Istnieje podejrzenie, że wywieźli ją z kraju Japończycy, którzy przyjechali na konkurs. Dziś ta moneta jest warta kilkadziesiąt tysięcy złotych.

Co by się stało z cenami polskich monet kolekcjonerskich po przejściu Polski na euro?

Trudno powiedzieć. Niewykluczone, że ceny tych monet by wzrosły. Na pewno ceny emisyjne emitowanych obecnie przez NBP monet są za wysokie. Widać to, gdy porównamy polskie monety z podobnymi monetami z innych krajów.

Czy opłaca się inwestować w woreczki mennicze, nawet takie z groszówkami?

Woreczki mennicze to jest inwestycja podobna do monet Nordic Gold. Nabywamy je po cenie nominalnej, czyli za woreczek parciany pełen 1-groszówek o wartości 100 zł zapłacimy 100 zł. Czyli na tym nie stracimy, bo zawsze zachowa on wartość nominalną.

Nawet w takich woreczkach można znaleźć ciekawe rzeczy. Ostatnio jeden z kolekcjonerów dopatrzył się w swoim woreczku liczącym 100 sztuk jednogroszówek, że około 40 sztuk ma awers odwrócony o około 45 stopni. To są tak zwane „odwrotki”. Jest to ciekawostka, poszukiwana i zawsze wyżej wyceniana od wartości nominału. W ogóle monety z różnymi błędami są poszukiwane przez kolekcjonerów.

Zobacz także: Jak inwestować w sztukę? Rozmawiamy z prof. Krzysztofem Borowskim z SGH

Z jakich źródeł należy nabywać monety i numizmaty? Czy można ufać sprzedawcom na serwisach aukcyjnych? Czy kupować tylko poprzez NBP i duże sklepy numizmatyczne?

Nie ma tu reguły. Najbezpieczniej jest kupować monety kolekcjonerskie bezpośrednio z NBP. Wtedy mamy dużą pewność, że moneta nie była otwierana, czyli nie wyjmowana z kapsla. Korzystając ze sklepów internetowych, czy stacjonarnych zawsze musimy zachować ostrożność, niezależnie zresztą co kupujemy. 
 

pesetas-872592_1280

Czy oryginalne monety z różnych egzotycznych krajów i mennic, bite w małych nakładach, to też dobry pomysł na inwestycję?

Rożne mennice wybijają na zlecenie różnych emitentów przeróżne, coraz to nowsze serie tematyczne. Takie monety są legalnym środkiem płatniczym w kraju emitenta. Jednak takie monety cieszą się coraz mniejszą popularnością, jako inwestycja, bo wielu kolekcjonerów nazywa tego rodzaju emisje „emisjami sztucznymi”. Kupowanie takich egzotycznych monet to ryzyko.

Może cierpliwość popłaci? Może takie monety, jeśli są bite w małych nakładach, są dobrą inwestycją emerytalną?

Tego nie wiemy. Być może. Dużo zależy od tego, jak wiele ich będzie na rynku za kilka dziesięcioleci.

A monety z wtopionymi przedmiotami, np. kawałkiem meteorytu, to jest dobra inwestycja?

Na polskim rynku wielkim hitem inwestycyjnym była pierwsza moneta z bursztynem. Można było na niej sowicie zarobić. Ona zapoczątkowała swego rodzaju modę na dołączanie do monet kamieni, ale nie sądzę, by kolejne emisje – czy to z mennic prywatnych, czy państwowych - przynosiły równie duży zysk, co ta pierwsza.

Gdzie przechowywać zbiory monet? W skrytce w banku, w sejfie w domu? A może w „banku ziemskim”, czyli po prostu zakopać w ogródku albo w lesie? Jaka jest praktyka w Polsce?

Niestety, większość inwestorów i kolekcjonerów przechowuje zbiory w domu. Często nie są one w sejfach, bo przecież takie rozwiązanie sporo kosztuje. Co chwila słychać w środowisku o włamaniach, kradzieżach. Takie postępowanie wiąże się z emocjami, prawdziwy kolekcjoner chce mieć swoją kolekcję w domu, chce cieszyć się nią. To sprowadza na niego ryzyko utraty kolekcji.

Oczywiście, część środowiska trzyma monety w skrytkach bankowych. Nieliczni rzeczywiście zakopywali je w ziemi. Ale z tym ostatnim rozwiązaniem to trzeba ostrożnie. W trakcie II wojny światowej znany polski historyk i numizmatyk, prof. Marian Gumowski, zakopał dużą część swojej kolekcji. Po wojnie już jej nie odnalazł...

Czy inwestowanie w monety jest atrakcyjne z punktu widzenia podatków?

Jeśli przetrzymamy monetę przez pół roku od chwili jej zakupu, to po tym okresie możemy ją sprzedać nie uiszczając podatku dochodowego. Ale musimy swoje odczekać. Na marginesie, podatki zarówno dochodowe, jak i te od kupna-sprzedaży, hamują rozwój gospodarczy, ale to rozmowa na inny temat.

W jakich krajach inwestowanie w monety jest bardzo popularne?

Numizmatyka jest bardzo popularna w USA. Tam jest ogromny rynek. Spory jest też rynek rosyjski, a dynamicznie rośnie rynek chiński. Rosjanie i Chińczycy, jeśli potrzebują czegoś do kolekcji, to nie patrzą na cenę.

Co powinien czytać inwestor, a co kolekcjoner działający na rynku monet i numizmatów? Jakie książki powinien przeczytać? Czy musi wertować katalogi Fischera, Suchanka i inne? Czy mógłby Pan polecić jakieś obiektywne i fachowe portale i blogi o inwestowaniu w monety?

Jeśli chodzi o katalogi, to podawane w nich ceny nie odzwierciedlają cen rynkowych. W katalogach drukowanych ceny są przeważnie zawyżone. Rynek to szybko weryfikuje. Bezwzględnie trzeba obserwować ceny na aukcjach internetowych i stacjonarnych.

Na rynku wydawniczym jest wiele publikacji o numizmatyce, o jej historii i o samych monetach. Natomiast o inwestowaniu w monety publikacji jest niewiele. Kilka lat temu ukazały się poradniki Tomasza Witkiewicza, które można polecić początkującym kolekcjonerom i inwestorom. Jednak nie znajdą oni tam gotowych recept na sukces na rynku numizmatycznym. Będą musieli się wszystkiego nauczyć na błędach. [śmiech]

Ma Pan na koniec jakąś praktyczną poradę dla czytelników Strefy Inwestorów?

Wydaje się, że stare polskie medale są niedoceniane, a więc i niedowartościowane. Mają one zazwyczaj dużą wartość historyczną i artystyczną. Poza tym, były emitowane przeważnie w mniejszych nakładach, niż monety…

Dziękuję za rozmowę.

Przemysław Ziemba – prezes Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego od 2015 roku, wcześniej szef oddziału PTN w Radomiu. Członek PTN od 1987 roku, założyciel i do niedawna redaktor „Radomskich Zapisków Numizmatycznych”. (Na zdjęciu ilustrującym wywiad pozuje z australijską monetą ze złota, o wadze 1 tony).

Śledź Strefę Inwestorów w Google News

Sprawdź więcej artykułów i analiz

Więcej praktycznej wiedzy o inwestowaniu na giełdzie, takiej jak analizy, artykuły, czy portfele edukacyjne, znajdziesz w części premium serwisu StrefaInwestorow.pl. Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.