Plansze komiksowe mogą być świetnym uzupełnieniem portfela inwestycyjnego – rozmowa z Markiem Kasperskim
Wiedźmin, Spider-Man czy Batman mogą dać zarobić. Wystarczy kupić planszę komiksową i czekać na wzrost jej wartości. Jakie stopy zwrotu można osiągać na planszach komiksowych? Jak kupować je z głową? Jaką strategię stosować na tym rynku? Zapytaliśmy o to Marka Kasperskiego z galerii ArtKomiks.pl, rzeczoznawcę resortu kultury.
Większość z nas zapewne zna postaci z uniwersum Marvela: Spider-Man, X-Men, Avengers. A także ze świata DC Comics: Batman, Superman. Zna głównie za sprawą hitów kinowych, które mnożą się w ostatnich latach niczym króliki. Niewielu wgłębia się w świat komiksu, a naprawdę warto, bo tam czekają na odkrycie tacy bohaterowie, jak Thorgal, Conan Barbarzyńca, czy chociażby swojscy Wiedźmin, Kajko i Kokosz oraz Tytus, Romek i A’Tomek.
Jeszcze mniej osób wie, że pasję komiksową można spróbować przełożyć na zarabianie i inwestowanie. W komiksy można inwestować na dwa sposoby: kupując unikalne lub stare edycje albo plansze komiksowe.
Plansze komiksowe to po prostu oryginalne prace, z których składany jest komiks. Są to rysunki ołówkiem, tuszem, prace malarskie albo rysunki w technikach cyfrowych. Plansze są skanowane, obrabiane komputerowo, i w końcu drukowane w formie komiksu. Oryginały zaś zazwyczaj wracają do jego twórcy. Prace nierzadko są sygnowane podpisem rysownika.
By dowiedzieć się tego, jak inwestować z sensem w plansze komiksowe, spotkaliśmy się z Markiem Kasperskim, który prowadzi galerię sprzedającą tylko plansze komiksowe ArtKomiks.pl i który od 2017 jest jedynym zaprzysiężonym rzeczoznawcą Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego o specjalizacji sztuka komiksu.
--------------------------
Piotr Rosik: Ile można zarobić na inwestowaniu w plansze komiksowe? Jakie są Pańskie obserwacje jako właściciela specjalistycznej galerii? Może zna pan jakieś badania, które pokazują, jak to mniej więcej wygląda?
Marek Kasperski (ArtKomiks): Nie ma badań, które by to dobrze obrazowały. W ogóle nie ma wiarygodnych indeksów na rynku sztuki. Jakieś 80 lat temu powstał indeks Sotheby’s, śledzący ruchy cenowe na dziełach kilku znanych artystów, ale nie wytrzymał próby czasu. Ja uważam, że jeśli chodzi o świat komiksu, to najbardziej sensowne byłoby stworzenie indeksu postaci, herosów komiksowych, którzy są przecież symbolami popkultury. Są markami popkulturowymi.
W ramach galerii artkomiks.pl wykonałem na własny użytek tego rodzaju analizy. Prześledziłem na przykład historię cen aukcyjnych okładek do komiksu „Amazing Spider-Man” jednego ze znanych rysowników, który nazywa się John Romita Senior. W latach 2004-13 wyceny tych okładek urosły znacznie.
Innym ciekawym przykładem jest historia cen prac Roberta Crumba, licytowanych w amerykańskim domu Heritage. Pokazuje ona, jak duży potencjał inwestycyjny tkwi w pracach klasyków komiksu.
Przypominam też, że w 2013 roku na aukcji pojawiły się wszystkie oryginalne okładki do serii „Watchman – Strażnicy Czasu”. Wcześniej, w 1993 roku sprzedały się za 26 tys. USD. 20 lat później znalazły nabywców za prawie 500 tys. USD. Całośc opisałem w jednym z artykułów.
Historia cen prac Roberta Crumba
Mowa tu o planszach komiksowych, a jak jest na rynku komiksu kolekcjonerskiego?
Rzeczywiście, istnieje taki rynek, ale ja się nim zawodowo nie zajmuję. Bliski jest mi pogląd wyrażony przez Franciszka Starowieyskiego, znanego polskiego malarza i kolekcjonera, że nie warto zbierać przedmiotów produkowanych seryjnie, takich jak monety czy właśnie komiksy. Dlaczego? Bo zawsze ktoś może wykopać w ogródku zbiór monet, albo odkryć na strychu zbiór komiksów, co spowoduje zwiększenie się podaży, a to oczywiście poskutkuje spadkiem cen.
Dobrze, to wróćmy do plansz. Uważa Pan, że ten rynek jest perspektywiczny?
Tak, i to bardzo. Dużo bardziej, niż by się wydawało na pierwszy rzut oka. Potrzebny jest tu dużo szerszy kontekst. Popatrzmy na to, czym bawią się dzieci. Dzisiaj nawet klocki Duplo są na franczyzie Marvela czy DC. Dzieci i młodzież dorastają w uniwersum komiksowym, które przeniosło się do kina, do telewizji w formie seriali, do gier komputerowych. Postaci dotychczas kojarzone tylko z komiksem stały się masowymi markami popkultury. To dlatego mówiłem, że warto by robić indeks marek, takich jak Star Wars, Batman czy RoboCop.
A jakie są rekordy cenowe, jeśli chodzi o plansze komiksowe?
W Polsce rekordem cenowym od listopada 2015 roku jest okładka do księgi XX „Tytusa, Romka i A’Tomka”, sprzedana za 75 tys. zł. Od kilku dni rekordem amerykańskim jest obraz „Death Dealer 6” Franka Frazetty z 1990 roku, został sprzedany za 1,79 mln USD, wliczając w to koszta aukcyjne. Rekordem światowym jest plansza do jednego z komiksów o Tintinie, która w maju 2014 roku znalazła nabywcę na aukcji w domu Artcurial za 2,65 mln euro.
Plansza do komiksu „Tintin” autorstwa Georges’a Herge’a
Źródło: Artcurial
Które rynki plansz komiksowych rozwijają się najbardziej dynamicznie?
Niesamowicie rozwija się rynek w Hong Kongu. Dom Artcurial odniósł tam niesamowity sukces z planszami i street artem. Cały czas rynek amerykański jednak potwierdza, że to on jest największy – cieszy się udziałem najszerszej publiczności i charakteryzuje się wciąż niezwykłą płynnością aktywów.
Czy mógłby Pan opisać, jaką strategię może przyjąć inwestor na rynku plansz komiksowych?
Dużo zależy od tego, jakie podejście do plansz ma inwestor. Jeśli jest to podejście typowo inwestycyjne, a nie kolekcjonerskie, to powinien on dywersyfikować ryzyko. Czyli powinien złożyć swój portfel, przykładowo, w połowie z prac artystów zagranicznych, w połowie z prac artystów polskich. Część polska powinna się składać w większości z prac rysowników młodych, a w mniejszej części z klasyków.
Dlaczego polecana przez Pana strategia wygląda właśnie tak, a nie inaczej?
Część zagraniczna daje płynność, bo okładkę do „Batmana” czy „Spider-Mana” będziemy mogli sprzedać na rynku globalnym, który charakteryzuje się dużo większą płynnością. Klasyka polska również daje bezpieczeństwo, bo na prace – przykładowo – Janusza Christy, ojca Kajko i Kokosza, zawsze znajdzie się w Polsce nabywca. Młodzi polscy artyści to z kolei świetna część wzrostowa, która ma spore szanse znacznie zarobić.
Ja jednak zazwyczaj radzę, aby inwestor zaangażował się emocjonalnie w kupowanie plansz. Bo najlepsze efekty osiąga się, gdy zbuduje się kolekcję tematyczną. Pokazała to historia z kolekcją plansz do komiksów undergroundowych Erika Slacka, która przyciągnęła swego czasu inwestorów niekoniecznie interesujących się światem komiksu, tylko bardziej nastawionych na nabywanie dzieł po prostu undergroundowej sztuki współczesnej. Poza tym proszę pamiętać, że na co dzień prowadzę galerię sztuki, a nie fundusz inwestycyjny, stąd moja perspektywa jest nieco inna.
Do części zagranicznej portfela prace jakich autorów by Pan polecił?
To mocno zależy od grubości portfela. Jeśli jest to portfel na poziomie co najmniej kilkuset tysięcy złotych, to przykładowo polskiego Kopernika świata komiksu, czyli Grzegorza Rosińskiego. Jeśli kwota, jaką chcę przeznaczyć na plansze, ma się zamknąć do 100 tys. zł, to wówczas Rosiński niekoniecznie będzie dobrym nabytkiem, bo na jednej dobrej planszy skończą się nam pieniądze. Wtedy trzeba mieć dużo szerszą perspektywę i warto z jednej strony zakupić jakieś prace z rynku amerykańskiego, a z drugiej prace aktualnie tworzących rysowników krajowych.
Grzegorz Rosiński, plansza do komiksu „Thorgal”
Źródło: ArtKomiks
A interesujący Polacy z młodego pokolenia to...?
Na przykład Joanna Karpowicz, wybitna malarka z Krakowa, autorka m.in. warstwy ilustracyjnej do komiksu „Szminka”, a ostatnio też „Anastazja”. To autorka obecnie tworząca, a jej prace już są nabywane przez instytucje do państwowych kolekcji. To pokazuje, jak bardzo jest ona istotnym twórcą w sferze całej polskiej aktualnej kultury.
Inną postacią rysowniczką wartą zainteresowania jest Dagmara Matuszak, która jest jedną z najbardziej ulubionych ilustratorek Neila Gaimana, autora m.in. popularnych książek fantasy, takich jak dopiero co zekranizowany „American Gods”. Gaiman napisał nawet specjalnie dla Matuszak poemat pt. „Melinda”, który Dagmara zilustrowała. A mi jedną z jej prac udało się sprzedać do prywatnej kolekcji do Nowego Jorku.
Joanna Karpowicz, okładka do komiksu „Kwaśne jabłko”
Źródło: ArtKomiks
A na co powinien zwracać uwagę inwestor, kupując plansze komiksowe? Rozumiem, że ich stan zachowania może być różny?
Ależ oczywiście, że może być różny. Proszę pamiętać, że to głównie rysunki na papierze. Zdarza się, że plansze były zalane wodą. Czasem są dotknięte grzybem. Właściciel powinien zanosić prace do konserwatora papieru. Osobiście sam jakiś czas temu kupiłem pracę Gilberta Sheltona, jednego z najwybitniejszych undergroundowych rysowników amerykańskich, w tragicznym stanie, ale za okazjonalną cenę, po czym zainwestowałem w jej renowację. Po konserwacji wyglądała o wiele lepiej, została w ogóle przeniesiona na nowy karton i ostatecznie jej wartość także się zwiększyła
Na rynku plansz komiksowych zdarzają się fałszerstwa?
Tak, nawet ja kilka razy kupiłem falsyfikaty. Kupuję zazwyczaj przez Internet, przed zakupem oglądam tylko pliki jpg. W Polsce też już zdarzają fałszerstwa, na przykład nie tak dawno na jednym z polskich serwisów aukcyjnych była wystawiona sfałszowana plansza do „Kapitana Klossa”. Można tylko zminimalizować ryzyko, kupując plansze w domach aukcyjnych i renomowanych galeriach. Faksyfikaty, które zakupiłem, leżą u mnie w domu, ku przestrodze. Być może podaruję je jednemu z funkcjonującyh muzeów falsyfikatów.
A może dobrze jest kupować prace prosto od artysty?
Wydaje się, że jest to dobry pomysł. Problem w tym, że wielu rysowników nie chce wypuszczać na rynek swoich prac, bo chcą poczekać na wzrost cen. Ale to jest, moim zdaniem, błędna strategia. Picasso mówił, że jeśli chce się sprzedawać prace drogo, to na początku trzeba je sprzedawać tanio. Bo prac danego artysty w obiegu musi być relatywnie dużo, by rynek się wykształcił. Kariery artystyczne nie rozwijają się w próżni, potrzebują widowni. Najlepszymi ambasadorami artysty są posiadacze jego prac.
Z drugiej strony jeśli ktoś myśli poważnie o budowaniu kolekcji, to interesująca wartością dodaną znajdzie tylko pod okiem zaprzyjaźnionego eksperta – czy to z galerii, czy z domu aukcyjnego. Który biorąc pod uwagę fakt, że sprzedaje na co dzień prace różnych autorów, zawsze gdy znajdzie interesującego z perspektywy budowanej kolekcji, przekaże informację.
Czy plansze z błędami, na przykład literówkami w nazwiskach bohaterów, albo w nazwie serii, są bardziej wartościowe od tych bez błędów? Czy to jest taki mechanizm, jak np. na rynku znaczków pocztowych?
Nie. Błędy, literówki - to wszystko są atrybuty, których szukają kolekcjonerzy na rynku dóbr seryjnych po to, by znaleźć minimalny zbiór danego wzoru, który wyróżnia się jakimś elementem i w ten sposób ograniczyć seryjność. W przypadku dóbr, którymi ja się zajmuję, nie ma mowy o seryjności, bo każdy jeden rysunek, każda jedna plansza, to unikat.
Zobacz także: Jak inwestować w sztukę? Rozmawiamy z prof. Krzysztofem Borowskim z SGH
Jak rozwija się polski rynek plansz komiksowych na tle rynków podobnej wielkości, na przykład na tle Hiszpanii?
W Hiszpanii nie ma tradycji nabywania prac komiksowych. Brakuje tam profesjonalnych podmiotów, które regularnie sprzedawałby plansze. Bez wątpienia największy jest rynek amerykański, który głęboki który charakteryzuje się niezwykłą wręcz płynnością oraz głebokością, tam się sprzeda praktycznie wszystko. Duży jest też rynek frankofoński, do którego zaliczają się Francja, Belgia i Szwajcaria, kultura komiksowa jest tam bardzo ceniona i rozpowszechniona. Z roku na rok otwiera się coraz więcej podmiotów na ten rodzaj dobra.
Jeśli chodzi o Polskę, to trzeba przyznać, że komiks nigdy nie miał tu szczęścia. Albo był postrzegany jako rozrywka dla dzieci i mężyczyzn z syndromem Piotrusia Pana, albo jako medium służące do siania propagandy państwowej, głównie przez takie komiksy jak słynny „Kapitan Żbik”.
Rezultat? Rynek polski dobrze się rozwija, ale ta trucizna - kiedyś regularnie wstrzykiwana - daje o sobie znać. Są 40-latkowie, którzy uwielbiają nasze krajowe stare historie z lat 70-80, ale jest też młodziutkie pokolenie wychowujące się na grach video, które kocha komiksy głównie amerykańskie. Między tymi grupami istnieją zasadnicze różnice. Rynek polski na tą chwilę wciąż jest dość płytki, kolekcjonerów jest pewnie z kilkuset.
Rozumiem, że ci z najmłodszego pokolenia w przyszłości będą zainteresowani raczej planszami z bohaterami amerykańskimi?
Raczej tak. Oni żyją już w kulturze globalnej. Dziś polski rekord to okładka Papcia Chmiela, ale myślę, że w niedalekiej przyszłości, może to być raczej okładka do „Wiedźmina” – naszego krajowego sukcesu globalnego, z którym młodsza grupa odbiorców już naturalnie wzrasta.
Pojawia się komiks cyfrowy, który można oglądać na urządzeniach mobilnych. Czy w niego też można inwestować?
Tak. Artyści tworzący komiks cyfrowy drukują i podpisują plansze, a pliki nierzadko kasują ze swojego komputera. Do świata komiksu cyfrowego przechodzą po kolei znane nazwiska, 5 lat temu taką drogę obrał na przykład Jesus Saiz.
Mógłby Pan polecić jakieś lektury edukacyjne?
Wstęp do kolekcjonowania prac na rynku amerykańskim opisany został w dwu książkach: „Grailpages: Original Comic Book Art And The Collectors” Stevena Alana Payne oraz „Overstreet Guide To Collecting Comic & Animation Art (Confident Collector)” pod redakcją Roberta M. Overstreet. Jeśli chodzi o rynek francuski, to godna polecenia jest książka „Petites Histoires Originales. Un voyage parmi les planches originales de la bande dessinee” autorstwa Francoisa Deneyera.
Natomiast w Polsce nie doczekaliśmy się jeszcze monografii opisującej ten rynek. Ze względu na brak czegoś lepszego warto jednak zajrzeć do „Inwestycje alternatywne: jak zarobić na inwestowaniu w dzieła sztuki, znaczki, wino, whisky i inne przedmioty”, książeczki wydanej przez Wydawnictwo Wiedza i Praktyka, w której jeden z rodziałów jest mojego autorstwa.
Rozumiem, że posiada Pan prywatną kolekcję plansz?
Tak, oczywiście.
Jakie ma Pan plany biznesowe?
Ostatnio koncetrujemy się na rynku globalnym. Bo tam widzimy przyszłość, zarówno w nabywaniu prac o dużej płynności, jak i zbywaniu prac rodzimych autorów coraz śmielej tworzących prace do zagranicznych scenariuszy. W ciagu ostatniego miesiąca weszliśmy też w nowy model sprzedaży. Do tej pory sprzedawaliśmy prace głównie w modelu galeryjnym, teraz zaś chcemy się nauczyć modelu aukcyjnego. Mamy też kilka innych pomysłów rozwojowych, w tym poszerzenie szerokości asortymentu.
Życzę powodzenia i dziękuję za rozmowę.
To ja bardzo dziękuję.
Marek Kasperski – od 2012 roku założyciel oraz od 2015 roku współwłaściciel galerii artkomiks.pl, specjalizującej się w obrocie sztuką komiksu i artefaktami światowej popkultury. Autor i współautor licznych artykułów oraz publikacji książkowych. Członek profesjonalnych stowarzyszeń zrzeszających podmioty działające na rynku sztuki: Stowarzyszenia Antykwariuszy i Marszandów Polskich oraz CINOA (Confédération Internationale des Négociants en Oeuvres d'Art, z ang. International Confederation of Art and Antique Dealers' Associations). Jako pierwszy w historii rzeczoznawca Ministerstwa Kultury i Dzeidzictwa Narodowego o specjalizacji sztuka komiksu.
Zobacz także: Inwestowanie w whisky. Jak to robić i ile można zarobić? - rozmowa z Christianem Svantessonem założycielem Single Malt Fund