Przejdź do treści

udostępnij:

Kategorie

Prezydent zawetuje ustawę wiatrakową? Co jest kwestią sporną?

Udostępnij

Rzecznik prezydenta Karola Nawrockiego sugeruje, że długo wyczekiwana ustawa wiatrakowa w obecnym kształcie nie zostanie podpisana przez głowę państwa. Kością niezgody jest limit 500 m wyznaczający możliwość realizacji inwestycji w oddaleniu od zabudowań. Brak liberalizacji przepisów to rosnący problem dla firm.

- Wszystkie działania Pana prezydenta Karola Nawrockiego będą zmierzały do obniżenia cen prądu, zgodnie z obietnicą złożoną w trakcie kampanii wyborczej. To rząd ograniczył Tarczę Energetyczną do końca września i celowo włożył ją do ustawy wiatrakowej. Przypominam, że poprzedni projekt ustawy wiatrakowej upadł ze względu na wrzutki lobbingowe w styczniu 2024 roku. W związku z tamtymi okolicznościami sprawa wymaga dodatkowej, gruntownej analizy – stwierdził wczoraj rzecznik prezydenta, Rafał Leśkiewicz poprzez platformę X.

- Nie podoba się Panu prezydentowi połączenie dwóch niezależnych od siebie kwestii prawnych w jednym projekcie ustawy. Z jednej strony ustawa mrozi ceny energii elektrycznej - to rzecz oczywista, prezydent powtarzał w kampanii wielokrotnie, że chce nie tylko zamrożenia, ale i obniżenia cen energii, ale z drugiej strony włożono sprawę związaną z wiatrakami, zmniejszenie odległości od zabudowań mieszkalnych. To zagranie poniżej pasa o wymiarze wyłącznie politycznym. Rządowi nie zależy na tym, aby Polakom ulżyć - zamrozić ceny energii elektrycznej, tylko przez taką rozgrywkę polityczną chcą postawić Pana prezydenta w trudnej sytuacji. Prezydent ma jeszcze kilkanaście dni na podjęcie decyzji i podejmie ją w przewidzianym czasie – dodał Leśkiewicz tego samego dnia w Polskim Radiu 24.

Przy okazji padły też sugestie, że prezydent Nawrocki może pokazać własne rozwiązanie. Jak miałoby ono wyglądać? Nie wiadomo. Jednak zgodnie z zapowiedziami głowa państwa zamierza być aktywna i korzystać z inicjatywy ustawodawczej (w Sejmie złożono już m.in. propozycje o CPK, PIT Zero i Ochronie polskiej wsi). Biorąc pod uwagę obecne praktyki polityczne, niewykluczone, że i głowa państwa „zaszyje” rozwiązania dla branży wiatrowej w ustawie na zupełnie inny temat. Niestety dla obu stron politycznego sporu kwestią kluczową, są przede wszystkim złośliwości i wymiana ciosów, a nie kwestie gospodarcze. 

Czytaj także: Niebezpieczna chińska fotowoltaika? Jest stanowisko MON

Problematyczne 500 m

Kością niezgody w wyczekiwanej od początku kadencji rządu ustawie odblokowującej budowę elektrowni wiatrowych na lądzie jest limit 500 m, który definiuje możliwość realizacji inwestycji właśnie w takiej odległości od zabudowań. Mimo, że ten parametr jest efektem długich uzgodnień z branżą i konsultacji społecznych, a w dodatku podobny do innych tego typu w Europie, budzi ogromne emocje społeczne. Sondaże pokazują, że o ile fotowoltaika nie budzi generalnie skrajnych emocji, o tyle wiatraki już tak. W marcu 2023 r. CBOS w trakcie dyskusji o planowanym przez rząd zmniejszeniu limitu z 700 do 500 m informował, że tylko 49 proc. Polaków akceptowało nowy, niższy limit. Wskazywane problemy to hałas i niszczenie estetyki krajobrazu. 

Wiatraki a ceny energii

Niektórzy eksperci związani z PiS idą jednak dalej i sugerują, że ukryte koszty wielkoskalowych inwestycji wiatrowych negatywnie wpłyną na ceny energii w Polsce (większość think-tanków twierdzi odwrotnie). Była pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Anna Trzeciakowska, stwierdziła wczoraj na portalu X m.in., że: -sama wartość kosztu energii LCOE (Levelized Cost of Energy) z wiatru wydaje się niska, ale to tylko koszt produkcji na poziomie wiatraka (…) przy rosnącym udziale OZE w miksie pojawia się efekt rosnących kosztów systemowych. Rzeczywisty koszt energii z różnych źródeł wylicza się zatem jako LFSCOE( Levelized Full System Cost of Electricity) – pełny koszt energii w systemie, uwzględniający koszty integracji (balancing, redispatch), koszty utrzymania rezerw konwencjonalnych, koszty sieciowe i magazynowe.  Analizy pokazują, że przy wysokim udziale OZE w miksie koszty systemowe  przekraczają LCOE 2–3-krotnie (…) podsumowując - rachunki od wiatraków nie spadną - tylko wzrosną”.

Tymczasem zgodnie z danymi Agencji Rynku Energii za 2024 r. nakłady na wytwarzanie energii elektrycznej, po uwzględnieniu kosztów stałych i zmiennych, ale bez cen uprawnień do emisji, w przypadku wiatraków wynoszą 192 zł za MWh. Wiatr bije na głowę zarówno węgiel kamienny i brunatny (odpowiednio 441,5 zł/MWh i 223,3 zł/MWh), jak i gaz (443,6 zł/MWh) oraz biomasę (496,7 zł/MWh).

Co dalej?

Według Rzeczpospolitej, rząd ma „plan B” i w przypadku prezydenckiego weta zamierza przygotować nową pakietową ustawę, w którą „zaszyje” część rozwiązań liberalizujących budowę elektrowni wiatrowych na lądzie. Tyle tylko, że według gazety nie znajdzie się w niej limit 500m. A to w zasadzie oznaczałoby, że „planu B” nie ma, bo to właśnie ta kwestia jest najbardziej newralgiczna dla branży. To ona wyklucza dziś większość terytorium kraju z możliwości realizacji nowych inwestycji wiatrowych. Bez tych natomiast ciężko będzie w reżimie regulacyjnym UE o niższą cenę energii.

Udostępnij