Strata pokrycia analitycznego przez spółkę giełdową to bardzo zły znak - tak wynika z najnowszych badań
Analitycy obserwujący spółkę, a szczególnie działania jej zarządu, to powinien być miód na serce i portfel akcjonariuszy – wynika z badań naukowców. Gdy mała lub średnia spółka straci pokrycie analityczne, jakość zarządzania pogarsza się znacząco!
Analitycy z instytucji finansowych, monitorujący wybrane branże i spółki, zawsze przydają się inwestorom. Dostarczają ciekawe raporty, w których gromadzą najważniejsze dane dotyczące firmy, jej wyników, oraz jej otoczenia makroekonomicznego.
Dzięki takim raportom na pewno prościej podejmować decyzje inwestycyjne. Choć należy pamiętać, że rekomendacje wydawane przy okazji przez analityków nie zawsze się sprawdzają...
Co ciekawe, z najnowszych badań naukowców wynika, że analitycy wywierają duży wpływ nie tylko na otoczenie zewnętrzne spółki, ale także na jej środowisko wewnętrzne. A konkretniej – na zarząd.
Zobacz także: Rekomendacje biur maklerskich: Jak z nich korzystać?
Pokrycie analityczne to zbawienie dla niedużych spółek
Fakt, że spółka ma pokrycie analityczne, motywuje jej zarząd do efektywnego zarządzania – wynika z badania przeprowadzonego przez Jonathana Brogaarda z University of Washington, Wei Shi z Norwegian School of Economics (NHH), K.C. Johna Wei i Haifeng You z Hong Kong University of Science & Technology (HKUST). Jego wyniki opublikowali w artykule „Do Analysts Improve Investment Efficiency?”.
Z badań Brogaarda i innych wynika, że efektywność zarządzania inwestycyjnego w spółce spada średnio aż o 37% po tym, gdy straci ona pokrycie analityczne. Ten efekt jest tym większy (tym bardziej negatywny) im mniej analityków pokrywało spółkę. Czyli jeśli firmę obserwowało 10 analityków, a nagle zostało tylko 8 to efekt nie będzie aż tak negatywny. Jeśli jednak spółka była pod nadzorem 2 analityków i oni przestali ją oceniać, to akcjonariusze powinni łapać się za portfele, bo może nadchodzić pogorszenie jej wyników finansowych, a co za tym idzie – spadek wyceny.
Moment, moment, przecież analitycy często wybierają spółki, które chcą obserwować. Wolą zapewne analizować takie, które są porządnymi, dobrze zarządzanymi spółkami, mającymi szansę na sukces – zauważy ktoś. I słusznie. Może autorzy badania pomylili przyczynę ze skutkiem? Może analitycy przestają obserwować spółkę, która ich zawiodła, stąd wydaje się, że po ich rezygnacji zaczyna ona kuleć?
Odpowiedź na to pytanie autorzy badania zamieścili już na wstępie artykułu. Podkreślają, że wyeliminowali – za pośrednictwem odpowiednich narzędzi analitycznych – taką możliwość.
Zobacz także: Rekomendacje biur maklerskich mogą być przydatne w inwestowaniu, ale tylko w konkretnym przypadku
Analitycy podnoszą płynność i rozwiązują problem agencji
Brogaard i jego współpracownicy przypominają w swojej analizie także o innej, ważnej dla inwestorów prawdzie: fakt, że spółka ma pokrycie analityczne, podnosi płynność jej papierów. Analizy – szczególnie jeśli są dostępne bezpłatnie dla szerokiej publiczności - pobudzają zainteresowanie papierem.
Poza tym, jak wskazują Brogaard i jego współpracownicy, pokrycie analityczne do pewnego stopnia rozwiązuje tzw. problem agencji. Chodzi o to, że prezes spółki często jest tylko pracownikiem, a nie jej współwłaścicielem. To powoduje, że potrafi wykonywać ryzykowne ruchy biznesowe tylko po to, by dostać premię. Często nie bierze pod uwagę długiego terminu i wpływu swoich decyzji na daleką przyszłość firmy.
Naukowcy wykonali badanie na danych z lat 1990-2013, zaczerpniętych z serwisu Compustat oraz bazy Institutional Brokers’ Estimate System (IBES). Informacje dotyczyły ponad 162 tys. lat funkcjonowania spółek z różnych rynków giełdowych (IBES gromadzi dane z ponad 70 parkietów!).
Wszystko wskazuje więc na to, że im mniejsza spółka, tym większe znaczenie ma dla niej pokrycie analityczne. Akcjonariusze małych i średnich spółek powinni sięgać po różne środki, które mogłyby spowodować, iż analitycy zainteresują się ich spółką. Zresztą, dobremu zarządowi też powinno zależeć na tym, by ktoś więcej niż tylko zaprzyjaźniona rada nadzorcza patrzył mu na ręce...