Jak straciłem na giełdzie milion dolarów – recenzja
Trader, inwestor to ktoś, kto realizuje straty. Strata to naturalny element inwestowania. Unikanie strat to droga donikąd, do bankructwa. Oto kilka najważniejszych wniosków płynących z książki „Jak straciłem na giełdzie milion dolarów i czego mnie to nauczyło”.
Milion dolarów to dużo, prawda? Wielu z nas chciałoby mieć na koncie tyle pieniędzy. Jim Paul miał kiedyś tyle i stracił je na giełdzie. Wraz z pieniędzmi utracił również pozycję zawodową, którą potem przez lata musiał odbudowywać.
Potem Paul napisał książkę „Jak straciłem na giełdzie milion dolarów i czego mnie to nauczyło”. Pomógł mu w tym Brendan Moynihan, redaktor serwisu Bloomberg, zajmujący się od lat finansami i inwestowaniem. Niedawno pozycja ukazała się po polsku dzięki Wydawnictwu Linia. „Strefa Inwestorów” objęła patronat medialny nad książką.
Zobacz także: Jakie książki o inwestowaniu i giełdzie warto czytać? Grzegorz Zalewski | 21% Rocznie | Podcast | Jak inwestować
Co zrobić by zostać zarabiającym inwestorem giełdowym?
Książka Paula podzielona jest na dwie części. O wiele ważniejsza jest ta druga („Nauka”). W niej Paul dzieli się całym swoim doświadczeniem w zakresie tracenia pieniędzy na giełdzie.
Paul zaczyna od bardzo ciekawego spostrzeżenia: porady wielu znanych inwestorów co do niemal wszystkich aspektów inwestowania (dywersyfikacja czy koncentracja, uśredniać ceny w dół czy nie, kupować w dołkach czy nie) są ze sobą... sprzeczne! Jedynie co do tracenia WSZYSCY znani inwestorzy mówią mniej więcej to samo:
NIE TRAĆ PIENIĘDZY, NAUCZ SIĘ SZYBKO I ZDECYDOWANIE CIĄĆ STRATY
Jim Paul uważa, że za inwestowanie powinien brać się tylko ten, kto zrozumie, że ono się wiąże z traceniem pieniędzy. Inwestując nie sposób jest podejmować same właściwe decyzje, niektóre będą niewłaściwe. Podejmowanie niewłaściwych decyzji nie oznacza, że jest się głupim, oznacza po prostu że popełniło się błąd, który trzeba jak najszybciej naprawić – tnąc stratę. Nie można internalizować strat, czyli brać ich do siebie.
„Strata nie musi być błędem i nie zawsze jest złem. Jeśli zamykasz pozycję z niewielką stratą, która jutro mogłaby być znacznie większa, tracisz pieniądze, ale podejmujesz dobrą decyzję” – pisze Paul.
Wobec giełdowego ryzyka, według Paula, można przyjąć dwie postawy: hazardzisty i inwestora. Hazardzista zakłada się z rynkiem, że on ma rację. Inwestor zakłada, że może nie mieć racji, a gdy jej nie ma, tnie straty. Paul w pewnym miejscu przywołuje świetnie ilustrujące tę prawdę powiedzonko:
„Większość ludzi, którym wydaje się, że inwestują, w rzeczywistości spekuluje. A większość tych, którym wydaje się, że spekulują, uprawia hazard.”
Czyli, jak podkreśla wielokrotnie Paul, inwestor musi schować swoje ego głęboko do kieszeni i go nie wyjmować, jeśli chce zarabiać na giełdzie. „Chcesz być bogaty, czy chcesz być prorokiem” – pyta wielokrotnie Paul. Zwraca tym samym uwagę, że w inwestowaniu nie chodzi o przewidywanie przyszłości (która jest nieznana), ale o... zarabianie pieniędzy. A żeby je zarabiać, to przede wszystkim nie można ich zbyt dużo tracić, i tu koło się zamyka.
Co więc trzeba zrobić, by stać się dobrym inwestorem giełdowym? Paul radzi żeby:
- uświadomić sobie, że straty są nieuniknione;
- nie szukać "złotej formuły" do zarabiania na giełdzie;
- ustalić reguły inwestowania;
- określić procedury kontroli;
- opracować plan inwestycyjny, składający się z określenia poziomu wejścia i wyjścia z inwestycji, oraz poziomu stop loss;
- ciąć straty jak najszybciej i bez wahania.
Życie jest najlepszym nauczycielem, także w zakresie inwestowania
Myli się ten, kto spodziewa się, że książka Paula jest wypełniona tylko powiedzonkami. Autorzy stanęli na wysokości zadania i podbudowali swoją publikację teorią. Poruszyli tematykę rodzajów ryzyka, błędów behawioralnych, modelu Minsky’ego, schematu paniki i krachu, inwestowania kontrariańskiego itd. Co więcej, nie poprzestali na suchych stwierdzeniach typu: „miej plan”, „sprawdź czy nie jesteś owcą w tłumie”. Podali liczne wskazówki, jak unikać konkretnych pułapek mentalnych i jak zbudować procedury kontroli ryzyka.
Problem w tym, że ta cała wiedza jest podana w sposób nieco nieuporządkowany. Wiele wątków się powtarza, powraca w różnych odsłonach. Nie sposób nie odnieść wrażenia, że można to było wszystko ułożyć i napisać lepiej, prościej, bardziej przejrzyście. A może taki był zamysł autorów – by po wielokroć powtarzać czytelnikowi pewne wątki, by wbić mu do głowy najważniejsze prawdy o traceniu na giełdzie?
Ciekawym pomysłem jest na pewno umieszczenie w części drugiej książki kilku historyjek z życia Paula, które są świetną ilustracją do omawianych zagadnień. Pokazują one, jak doszło do sytuacji, które ostatecznie doprowadziły Paula do strat. Wielu inwestorów z pewnością odkryje, że i oni postępowali - a może wciąż postępują - podobnie. Przykłady z życia są najlepsze. Bo to życie jest najlepszym nauczycielem.
Zobacz także: Najlepsze książki o giełdzie i inwestowaniu 2017 roku według Amerykanów
Wspomnienia gracza giełdowego mogą być irytujące
Wspominaliśmy, że książka podzielona jest na dwie części. O czym jest ta pierwsza? W pierwszej opisuje drogę na szczyt, która okazała się w jego przypadku zgubną. Za szybko i za łatwo osiągał cele. To sprawiło, że jego pewność siebie zamieniła się szybko w poczucie wyższości i nieomylności. Upadek z wysokiego konia, niestety, boli najbardziej. Pierwsza część jest więc opowieścią Paula o okresie, w którym nie umiał tracić. O okresie, w którym sprzyjało mu szczęście i wszystko mu wychodziło. Zatytułowana jest „Wspomnienia gracza giełdowego”.
Ta pierwsza część może być dla niektórych czytelników nieco frustrująca i wkurzająca. Autorzy silą się w niej na humor, ale średnio im to wychodzi. Mogłaby być co najmniej o połowę krótsza, opisy różnych zdarzeń z życia Paula ciągną się niemiłosiernie. Paul stara się w niej uzasadnić, skąd wzięła się jego pewność siebie, która potem obróciła się przeciwko niemu na giełdzie. Tę część od deski do deski powinni przeczytać tylko ci, którzy koniecznie chcą się dowiedzieć:
- co to są weejunsy,
- czy lepszy jest kij golfowy firmy McGregor, czy jednak Spalding,
- jak się wbić na rympał do bractwa Kappa Sigma,
- jakich błędów unikać, podrywając trzy dziewczyny na raz,
- jak zrobić motyla doskonałego w Minnesota Study of Values Test,
- czemu nie powinno się rozbijać gablot w celu przywłaszczenia ryby żaglicy,
- jak łatwo zarobić na handlu tarcicą, a jak trudno jest zarobić na handlu koniami arabskimi,
i innych podobnych rzeczy...
Zobacz także: Inwestowanie w wartość i w złoto – to ma sens według przedstawicieli austriackiej szkoły ekonomii
Jim Paul i Brendan Moynihan napisali książkę o traceniu pieniędzy na giełdzie, która jest w pewnym sensie unikatowa. Naprawdę niewiele jest bowiem pozycji, które są poświęcone tylko temu zagadnieniu. Z pewnością jest godna polecenia początkującym inwestorom, a ci średnio zaawansowani także znajdą w niej coś dla siebie. Na pewno można sobie wyobrazić, że mogłaby być jeszcze lepsza, jeszcze lepiej napisana i... jeszcze krótsza. No ale nie wybrzydzajmy. Nassim Nicholas Taleb powiedział o niej: „Jedna z nielicznych książek o finansach całkowicie wolna od szarlatanerii”. Zgadzamy się. Ona nie obiecuje łatwych recept na zarabianie. Obiecuje krew, pot, łzy i straty. Czyli świetnie przygotowuje do brutalnej gry rynkowej.