Przejdź do treści

udostępnij:

Zwykli i skromni urzędnicy zbudowali wielką kolekcję dzieł sztuki - oto jak tego dokonali

Udostępnij

Herbert i Dorothy Vogel przeszli do historii kolekcjonerstwa, nie mając wielkich dochodów. Po prostu poświęcili budowaniu zbioru całe życie.

Małżeństwo urzędników od ślubu w 1962 roku kolekcjonowało sztukę współczesną. Mimo że zarabiali skromnie, udało im się zgromadzić ponad 5 tys. dzieł i przejść do historii.

Ważna jest wytrwałość

Herbert Vogel pracował całe życie jako urzędnik pocztowy. Dorothy była bibliotekarką w Brooklyn Public Library. Zarabiali w miarę dobrze, ale nie żadne kokosy. Pokochali sztukę i uzgodnili, że będą ją kolekcjonować. Ustalili taki podział domowego budżetu, że jedna pensja szła na utrzymanie, a druga na konto oszczędnościowe, za środki z którego kupowane były dzieła.

Skromne dochody to nie był jedyny problem, z jakim zmagali się Voglowie. Mieszkali w kawalerce na Manhattanie, więc miejsca na przechowywanie dzieł mieli niewiele. Gdy zagospodarowali wszystkie ściany, zaczęli chować obrazy pod łóżkiem czy w szafach. Kupowali głównie prace o małym gabarycie, zazwyczaj na papierze.

Efekt? Państwo Vogel zgromadzili ponad 5 tysięcy dzieł sztuki, które dziś znajdują się w zbiorach kilkudziesięciu różnych muzeów w Stanach Zjednoczonych. Pierwszym dziełem, jakie zakupili kolekcjonerzy z Manhattanu była rzeźba Johna Chamberlaina – zapłacili za nią kilkaset dolarów, a dziś warta jest kilkadziesiąt tysięcy.

W kolekcji Voglów znalazły się prace tak cenionych artystów, jak Roy Lichenstein, Christo (od którego otrzymali dzieło za… opiekę nad kotem), Cindy Sherman czy Pablo Picasso. Trzon kolekcji stanowiła sztuka minimalistyczna i konceptualna, która w latach 60. i 70. XX wieku stanowiła nowość, a która się małżeństwu kolekcjonerów bardzo podobała, była dla nich intrygująca. Tego rodzaju sztuka była też relatywnie tania, więc mogli sobie pozwolić na jej kupowanie. Szczególnie lubili dzieła Martina Johnsona. Wspomagali także (kupnem prac) takich artystów, jak Robert Barry, Sol LeWitt, Edda Renouf, Richard Tuttle – wtedy nieznanych niemal nikomu, dziś uznanych. Bardzo często kupowali bezpośrednio od artystów, dzięki temu nie płacili prowizji domom aukcyjnym.

Co prawda Voglowie nigdy nie sprzedali żadnego swojego dzieła, bo kupowali dla przyjemności, ale warto wyciągnąć dla siebie lekcje z tej historii. A nie są one skomplikowane, jednak niezwykle doniosłe:

  1. Nie ważne ile zarabiasz, ważne żeby inwestować / kolekcjonować cierpliwie, w długim terminie.
  2. Należy kupować tanio, ewentualnie sprzedawać drogo. Gdyby Voglowie chcieli kupować dzieła dawnych mistrzów, przez całe życie kupiliby może kilka obrazów.
  3. W inwestowaniu i kolekcjonowaniu, tak jak w życiu, liczy się pasja i zaangażowanie oraz wytrwałość.
  4. Warto kupować bezpośrednio od artystów. Dzięki temu nie płaci się prowizji i ma się pewność, że nabywany jest oryginał.


“He She He She He She” (1991), Martin Johnson

He She He She He She

Źródło: vogel5050.org

Zobacz także: Dzieła Zdzisława Beksińskiego szybko drożeją. Zainteresowanie polskim artystą mocno rośnie

Skromni kolekcjonerzy przeszli do historii

Kolekcja Voglów znalazła się w opracowaniu „Great collectors of our time” autorstwa Jamesa Stourtona, wieloletniego szefa domu aukcyjnego Sotheby’s. Zaliczył on małżeństwo urzędników do grona największych kolekcjonerów sztuki po 1945 r., obok Rockeffelerów, Rothschildów czy J.P. Getty’ego.

W 1992 roku Herbert i Dorothy podarowali ponad 2 000 prac National Gallery of Art w Waszyngtonie. Od 2008 roku działa projekt Vogel 50x50, w ramach którego muzeum z każdego stanu USA otrzymało 50 dzieł z ich kolekcji.

Małżeństwu poświęcono dwa filmy dokumentalne, a reżyserką obu jest Megumi Sasaki. Herbert Vogel zmarł w 2012 roku, w wieku 90 lat. Dorothy (ur. 1935) wciąż żyje.

Poniżej można obejrzeć reportaż o Voglach, w którym widać, w jaki dziwnych miejscach przechowywali dzieła.
 

Zobacz także: Pożyczki pod zastaw dzieł sztuki - na Zachodzie rozkwita nowy sposób finansowania

Udostępnij