Kto ma kredyt we franku szwajcarskim, ma 6 lat na skuteczną walkę w sądzie – mecenas Barbara Garlacz
Obrazek użytkownika Natalia Kieszek
24 lip 2019, 12:12

Posiadacze kredytów we franku szwajcarskim mają 6 lat na skuteczną walkę w sądzie – rozmowa z mec. Barbarą Garlacz

Właściciele kredytów we franku szwajcarskim mają 6 lat na skuteczną walkę w sądzie o anulowanie kredytu. Jeżeli to zrobią, to kredytobiorcy mają szansę odzyskać pieniądze i zachować mieszkanie. Największym problemem frankowiczów nie jest wysokość rat, tylko to, że stali się dosłownie niewolnikami swoich kredytów wskutek nierównomiernego rozłożenia ryzyka w umowach. Zapraszamy do rozmowy z Barbarą Garlacz, radcą prawnym, reprezentującą pierwszego kredytobiorcę frankowego, który wywalczył w sądzie prawomocny wyrok anulujący kredyt w CHF i otrzymał 172 tys. zł od Banku Millennium. Bank zapowiada wniesienie kasacji. 

Natalia Kieszek: Dlaczego Sąd uznał, że indeksacja kredytu frankowego jest nieuczciwa i postanowił unieważnić umowę kredytową?

Barbara Garlacz: Z kilku powodów. Po pierwsze, wystawia kredytobiorcę na nieograniczone ryzyko kursowe (asymetria ryzyka). Po drugie, umowa kredytu stosuje dwa kursy, czyli kupna oraz sprzedaży. Po trzecie, umowa nie określa w jaki sposób ustalane są kursy. W przypadku umowy Banku Millennium zakłada ona ponadto, że uruchomienie kredytu i raty będą przeliczane wg kursu tabeli z danego dnia, a bank w danym dniu zmienia kursy w tabeli. Umowa nie wskazuje także czy kredyt będzie rozliczany po kursie gotówkowym czy bezgotówkowym, a bank ma dwa takie kursy i to stanowi nieprecyzyjne odesłanie w umowie. Sąd stwierdził nieważność, bo uznał, że indeksacja jest świadczeniem głównym, określonym niejednoznacznie w zakresie jej skutków ekonomiczno-finansowych dla kredytobiorcy, a umowa bez świadczenia głównego nie może być utrzymana.

Jaka powinna być uczciwa umowa kredytowa na hipoteczny kredyt walutowy?

Aby umowa w takiej konstrukcji jak zaproponował Bank była zgodna z prawem, to powinna zostać tak naprawdę rozbita. Klient powinien podpisać umowę kredytu złotówkowego oprocentowaną stawką WIBOR i dodatkowo odrębną umowę na instrument finansowy w postaci indeksacji, który w praktyce jest swapem walutowo-procentowym, który zamieniłby stawkę WIBOR na LIBOR. Przy czym oferowanie takich instrumentów wymagałoby rzetelnej informacji o ryzyku, tak jak tego dziś wymaga MIFID. W Polsce nie mamy kredytów typowo walutowych, czyli wypłacanych w walucie. Tak naprawdę to są kredyty w złotówkach zamieniane przez skomplikowany instrument finansowy na kwotę we frankach z niższym oprocentowaniem. Banki doskonale zdawały sobie sprawę, że żaden kredytobiorca, a tym bardziej nadzorca nie zgodziłby się na podpisywanie takich umów, więc łączyły je w całość, wprowadzając indeksację, jak dzisiaj już wiemy niezgodnie z prawem. To pozwalało na ominięcie szczególnej informacji o ryzyku jakie niosła ze sobą indeksacja.

Zobacz także: Bank Millennium wypłacił 172 tys. zł zwrotu kosztów klientowi, który miał kredyt we franku szwajcarskim

Na jakiej zasadzie Sąd wyliczył zwrot kosztów w wysokości ponad 170 tys. zł kredytobiorcy z tytułu anulowania umowy kredytowej?

Przy unieważnieniu umowy jest tak, że kredytobiorca dostał to co wpłacił do banku, a mój klient dokonywał wpłat zarówno w złotówkach jak i frankach. Dlatego otrzymał ponad 54 tys. zł tytułem spłaconych rat w PLN łącznie z ustawowymi odsetkami oraz kosztami procesu i zastępstwa procesowego. Otrzymał także zwrot około 30 tys. CHF, co obejmowało ponad 20 tys. CHF wpłaconych do banku oraz odsetki ustawowe za opóźnienie wyliczone także w tej walucie. Bank dokonał przelewu w PLN i CHF, a jeszcze musi dopłacić 8 tys. zł tyt. kosztów postępowania apelacyjnego, których jeszcze nie zwrócił (być może dojdą koszty komornicze), czyli łącznie 40 tys. zł. To pokazuje, że inwestorzy powinni zastanowić się nad tym, czy sądowe batalie Millennium przy istniejącym w obrocie wyroku SOKiK przeciwko Bankowi rzeczywiście leżą w ich interesie.

Sąd uznał, że kredyt jest w całości nieważny. Co to oznacza dla kredytobiorcy?

Kredytu nie ma.

Jak to nie ma?

W takiej sytuacji strony powinny rozliczyć się wzajemnie świadczeniami. Czyli jeżeli kredytobiorca spłacał złotówki i franki to Bank musi mu oddać te kwoty, a kredytobiorca powinien oddać zaciągnięty kredyt. Czyli nie ma automatycznej kompensacji.

Zobacz także: Sąd unieważnił w całości umowę kredytu frankowego w Banku Millennium. To pierwszy taki wyrok, który może wywołać lawinę pozwów

Jaka była wartość nominalna kredytu?

Kredytobiorca wziął kredyt na kwotę 453 tys. zł. W odrębnej sprawie sądowej wytoczonej przez Bank przeciwko klientowi, Millennium domaga się obecnie jeszcze ponad 550 tys. zł. Klient dochodził tylko części roszczeń, a spłacił do tej pory około 325 tys. zł kredytu. Gdyby kredytobiorca nie skierował sprawy do sądu, to aby zamknąć kredyt na dzień wypowiedzenia musiałby bankowi spłacić żądane 550 tys. zł i po doliczeniu tego co już spłacił tj. 330 tys. zł, cały kredyt kosztowałby go około 880 tys. zł na datę wypowiedzenia. Po stwierdzeniu nieważności, klient ma do zwrotu 453 tys. zł, ale oczywiście na poczet tej kwoty może zaliczyć to co właśnie od banku otrzymał, czyli 172 tys. zł.

Czyli teraz kredytobiorca, który wygrał proces z Bankiem musi oddać zaciągnięty kredyt, ale już w polskiej walucie?

Teoretycznie tak, ale tutaj pojawia się problem przedawnienia roszczeń banków. Zgodnie z polskim prawem roszczenie banku przedawnia się z upływem 3 lat od udostępnienia kredytu, a tego nikt nie bierze pod uwagę. Inwestorzy także. Większość uważa, że bankowi należy się zwrot kapitału, a przecież bank jest jak każdy inny przedsiębiorca. Nie uwzględnianie przepisów na temat przedawnienia roszczeń rodzi kolejne pytanie, czy jest to zgodne z art. 7 dyrektywy Rady UE 93/13 dotyczącej nieuczciwych warunków umów konsumenckich, na której oparł się warszawski Sąd Apelacyjny. Będzie to więc pytanie o to czy ewentualny brak uwzględnienia kwestii przedawnienia się roszczeń banków nie niweczy skutku odstraszającego dyrektywy. Mamy już kilka takich spraw przed Sądem Okręgowym w Warszawie, gdzie bez rozstrzygnięcia kwestii przedawnienia w zasadzie nie da się wydać wyroku.

To w takim razie o co Bank Millenium wytoczył sprawę?

W tym konkretnym przypadku mój klient przestał spłacać raty kredytu. Bank złożył odrębny pozew przeciwko mojemu klientowi po tym jak Sąd Okręgowy zamknął rozprawę, na dwa dni przed wydaniem wyroku, czyli nawet nie poczekał aby przekonać się co Sąd orzeknie na temat umowy. Bank w chwili obecnej domaga się zwrotu kwoty, która jego zdaniem wynika z umowy, czyli 550 tys. zł. Natomiast co do roszczenia banku z tytułu bezpodstawnego wzbogacenia, przy czym takowe nie zostało nawet sformułowane przeciwko klientowi, to uważamy, że się ono przedawniło z upływem 3 lat od dnia udostępnienia kapitału – zgodnie z prawem. Obecnie ta sprawa była zawieszona do czasu rozpoznania sprawy przeciwko Bankowi.

Chce pani powiedzieć, że w tej chwili kredytobiorca odzyskał to co wpłacił do banku w ramach spłat kredytu, zatrzymuje mieszkanie i nie powinien spłacać kredytu w polskiej walucie?

Tak, to by było w zgodzie z prawem i efektem odstraszającym, który ma zapewnić art. 7 dyrektywy 93/13, którą sądy mają tak stosować, aby zapewnić jej pełną skuteczność. To rzeczywiście odstraszyłoby skutecznie banki i innych przedsiębiorców od stosowania postanowień nieuczciwych w umowach z konsumentami. Prawo polskie przecież zna sankcję kredytu darmowego w przypadku umów kredytów konsumenckich i nie budzi ona większych wątpliwości. Także przedawnianie się roszczeń nigdy nie budziło większych kontrowersji.

Nie widzę podstaw do tego aby w sytuacji gdy na miejscu przedsiębiorców pojawiają się banki stosować inne reguły prawa, zwłaszcza, że są to profesjonalne podmioty, często bardziej niż inni przedsiębiorcy, którzy muszą akceptować przedawnienie się ich roszczeń po 3 latach. Inne, łagodniejsze traktowanie banków naruszałoby zasadę równości wobec prawa - chronione Konstytucją RP. Umowa została unieważniona, więc wpłaty za kredyt zostały bezprawnie pobrane, a roszczenia banku do udostępnionego kredytu się przedawniły.

Ale wcześniej banki wygrywały sprawy sądowe o kredyty frankowe, co się zmieniło?

To prawda, że początkowo większość spraw wygrywały banki. Teraz moim zdaniem to się będzie zmieniać. Wszystko zależy m.in. od jakości argumentów, a niektórzy klienci nie korzystają z możliwości obrony. Nie wszystkie składy sędziowskie stosują orzecznictwo TSUE, który już wydawał liczne wyroki w sprawach kredytów frankowych. Dzisiaj sędziowie wreszcie zrozumieli w czym tkwi problem. Myślę, że sprawa, którą udało się wygrać jest przełomem.

Bank Millennium zapowiada kasację od wyroku Sądu Apelacyjnego. Jak dalej może się potoczyć sprawa?

Bank będzie chciał złożyć kasację, aby pokazać inwestorom, że wyroku nie można odnosić na te 14 mld aktywów, że Sąd się pomylił. W przeszłości na gruncie jednej sprawy o UNWW Bank złożył skargę kasacyjną i wycofał ją na dzień przed posiedzeniem Sądu Najwyższego, zapewne obawiając się prejudykatu na cały portfel tych kredytów. Tak więc samo złożenie skargi jeszcze nie powinno uśpić czujności inwestorów. Jeśli bank ją jednak złoży i nie wycofa, to bardzo dobrze. Przy tej argumentacji, Sąd Najwyższy wskaże, że wyrok SOKiK przeciwko Bankowi Millennium ma moc prejudykatu, a to już z pewnością przełoży się na te 14 mld zł w aktywach banku. Jednak obecny wyrok jest zgodny z polskim prawem, a tym bardziej z orzeczeniem SOKiK i najnowszymi orzeczeniami Trybunału Sprawiedliwości UE. Bank nie ma żadnych podstaw do złożenia skargi kasacyjnej.

Niedługo może zostać wydane orzeczenie TSUE w sprawie kredytów frankowych. Jak może wpłynąć na rozstrzyganie kolejnych spraw sądowych?

Jeżeli kredytobiorca kwestionuje cały mechanizm indeksacji, to w ogóle nie trzeba czekać na to orzeczenie. W tej sprawie to właśnie Bank Millennium domagał się zaczekania z orzeczeniem do czasu wyroku TSUE. My oponowaliśmy i Sąd Apelacyjny podzielił nasze stanowisko. Orzeczenie TSUE będzie miało znaczenie dla tych składów sędziowskich, które wbrew orzecznictwu TSUE próbują zamienić tabele kursowe na średni kurs NBP, nie dostrzegając, że wadliwość tych umów tkwi w indeksacji, a nie tabelach. Samo zastąpienie tabel kursowych nie uzdrowi wadliwości tych umów wynikającej z indeksacji.

Czyli jakie będą zapadać wyroki w przypadku korzystnego orzeczenia TSUE dla kredytobiorców?

Nie będzie jednolitej linii. Sędziowie będą decydować czy stwierdzają nieważność umów czy uznają kredyty w polskiej walucie ze stawką LIBOR. Nieważność rodzi konieczność rozliczenia się z tytułu umowy, jeśli sądy nie będą uwzględniać przedawnienia się roszczeń banków. Popularne odfrankowienie oznacza zwrot zawyżonych rat, z reguły jest to ok. 30% tego co klient już wpłacił tytułem kapitału i odsetek. W teorii powinno to oznaczać także obniżenie poziomu salda zadłużenia, ale z realizacją tego spodziewam się, że banki będą się ociągać. Moim zdaniem nie powinno być tak, że o tym, czy umowa jest nieważna czy pozostaje w mocy jako kredyt w PLN ze stawką LIBOR decyduje skład sędziowski.

Dyrektywa 93/13 jasno wskazuje, że jeżeli umowa bez nieuczciwego warunku nie może obowiązywać w świetle przepisów prawa krajowego to sąd winien stwierdzić jej nieważność i tak jest w przypadku indeksacji. Jednak, przed stwierdzeniem nieważności, sąd powinien ustalić czy kredytobiorca godzi się na tę nieważność i jeśli nie, to pozostawić umowę w PLN z LIBORem. Taka powinna być kolejność. Nie można bowiem na gruncie takich samych przepisów prawa wewnętrznego raz uznawać, że umowa bez indeksacji jest ważna, a raz, że jest nieważna. Ona po prostu jest nieważna, ale to konsument decyduje czy na ten skutek się godzi. Jestem przekonana, że w takim kierunku pójdzie wykładnia Sądu Najwyższego, jak tylko dotrą do niego kredytobiorcy podnoszący nieważność tych umów.

A jak zareagowało środowisko na pierwszy prawomocny wyrok na rzecz kredytobiorcy?

Kredytobiorcy w końcu uwierzyli, że Bank może wypłacić należne roszczenie dla powoda. Od tego momentu do naszej kancelarii cały czas zgłaszają się nowe osoby. Jest to pozytywna reakcja, bo kredytobiorcy chcą wreszcie masowo iść do sądu, a jeszcze więcej osób ruszy do sądu na jesieni. Na wyrok zareagowały też notowania akcji banku Millennium. Przypominam, że wyrok Sądu Apelacyjnego jasno stwierdza, że mechanizm indeksacji w całości jest nieuczciwy tak jak to orzekł SOKiK, który ma skutek wiążący dla wszystkich umów kredytów indeksowanych do CHF w banku Millennium, a Bank ma 14 mld aktywów w tych umowach. Spadki notowań na akcjach Millennium, ale i mBanku pokazują, że inwestorzy obudzili się z letargu.

Notowania Bank Millennium

Kurs akcji Banku Millennium

To kiedy kredytobiorcy zaczęli składać pozwy sądowe przeciwko bankom?

Zaczęło się w 2015 roku, kiedy kurs franka szwajcarskiego skoczył w górę w tzw. czarny czwartek. Otrzymywałam wiele wiadomości od kredytobiorców, ale większość nie decydowała się jeszcze na sprawy sądowe. Innym momentem przełomowym było wygranie mojej sprawy sądowej przeciwko Millennium latem 2016 roku, a następnie sprawy w I instancji jednego z kredytobiorców, w 2017 roku.

Zobacz także: Frank szwajcarski najwyżej od dwóch lat. Kurs wybił się górą z gigantycznej konsolidacji

Ile spraw w tej chwili, toczy się przed sądem w sprawie kredytów frankowych?

Sama mam około 500 spraw i kilkadziesiąt podpisanych nowych umów. Nasza kancelaria ma około 80 spraw przeciwko samemu Bankowi Millennium, a zainteresowanie wciąż rośnie. Specjalizujemy się też w umowach byłego EFG Polbank i Getin Noble Bank.

Najwięcej spraw Millennium toczy się przed warszawskim Sądem Okręgowym oraz Sądem Rejonowym dla Warszawy-Mokotów, ponieważ są to sądy właściwe dla rozpoznania spraw Banku. Sądy są już przeciążone tymi pozwami – na rozprawy trzeba długo czekać, a na biegłych, którzy wyliczają nadpłaty przy odfrankowieniu czeka się nawet po 15 miesięcy. Jak Sąd Najwyższy potwierdzi, że te umowy są nieważne ale konsument się na tę nieważność musi zgodzić, to moim zdaniem sądy mogą się skłaniać ku stwierdzaniu nieważności tych umów. Myślę również, że ten ostatni wyrok Sądu Apelacyjnego przyspieszy procedowanie w tych sprawach, zwłaszcza jeśli chodzi o umowy Millennium i mBanku, co do których są wyroki SOKiK.

Jeżeli coraz więcej wyroków będzie na korzyść kredytobiorców, to na jakie koszty może być narażony Bank Millennium?

Nie wszyscy kredytobiorcy pójdą do sądu, oczywiście z różnych przyczyn. I na to bank liczy. Na dzień dzisiejszy nie ma wykonanej prawidłowej wyceny tego potencjalnego ryzyka co nie zmienia tego, że ono nie istnieje. Powinno zostać oszacowane ile osób może złożyć pozew i przyjąć dwie możliwe opcje – nieważność umowy lub kredyt w polskiej walucie ze stawką LIBOR. Należałoby oszacować jak takie dwa rozwiązania mogą się przełożyć na portfel kredytów i w jakim czasie.

A jakie pozwy są korzystniejsze – indywidualne czy grupowe?

Moim zdaniem pozwy grupowe nie mają sensu, ponieważ w Polsce istnieje wiele instrumentów proceduralnych, które pozwalają na przedłużanie spraw. Przykładowo w 2014 roku złożono pozew grupowy przeciwko Banku Millennium i dopiero w tym roku ustalono skład grupy. Nawet po wydaniu wyroku w pozwie grupowym, osoby będą musiały złożyć i tak jeszcze sprawę indywidualną. Warto przypomnieć, że w 2025 roku wygasa rejestr UOKiK, gdzie jest wpisane postanowienie SOKiK i Bank właśnie na to liczy.

Co to oznacza?

Że mamy 6 lat na skuteczną walkę w sądzie i całkowitą anulację kredytu – potem będzie trudniej. To powoduje, że trzeba się też spieszyć z pozwami indywidualnymi. Sprawa sądowa może potrwać nawet do 5 lat.

Skąd pojawiło się u Pani takie zaangażowanie w sprawy kredytów frankowych?

Zaczęło się od tego, że po wygraniu z bankiem tzw. ubezpieczenia niskiego wkładu własnego, zaczęłam wnikliwie czytać swoją umowę w kontekście przepisów prawa bankowego, która moim zdaniem nie do końca była zgodna z tymi przepisami. Na swoim Facebooku zamieszczałam przemyślenia dla znajomych, którzy w tej walce mnie wspierali, a jednocześnie pisałam liczne reklamacje do Banku Millennium, których oczywiście nie uwzględniano. Okazało się, że również inne osoby, które mają kredyt we frankach mają takie same problemy z umowami i zaczęli się do mnie masowo zgłaszać, choć nie prowadziłam wówczas własnej kancelarii na szerszą skalę. Był taki moment, że do północy spotykałam się z kredytobiorcami i słuchałam ich historii, jakie są ich spostrzeżenia. Początkowo uznałam, że pomoc prawna na masową skalę jest niestety niemożliwa, a prawników zaczynających zajmować się tematem było kilku w Polsce, dlatego zaangażowałam się w pracę nad ustawą. Wierzyłam w rozwiązanie ustawowe, jak wszyscy.

Gdy dostrzegłam, że jednak ustawą nic nie zdziałamy, to wróciłam do spraw sądowych. Jeżeli można komuś pomóc, to tym osobom, które zdecydują się pójść do sądu. Wykonuje zawód prawniczy, ale nigdy nie myślałam o prowadzeniu kancelarii frankowej czy nawet własnej kancelarii. Pracowałam na zupełnie innym rynku, co mi wystarczało.

Czyli można powiedzieć, że Pani zainicjowała „walkę sądową” z Bankiem Millennium?

Moja walka z Bankiem Millennium zaczęła się w 2011 roku, kiedy okazało się, że na moim koncie jest debet na 15 tys. zł tytułem ubezpieczenia niskiego wkładu finansowego. Zgodnie z umową nie wiedziałam, że taka składka zostanie pobrana. Okazało się, że Millennium pobrało tę kwotę na rzecz TU Europa, a nie jak powinien dla TU Interrisk. W oparciu o ten zarzut skierowałam sprawę do sądu i wygrałam ją w 2014 roku. Rok później złożyłam swój pozew i pozew tego kredytobiorcy, który właśnie wygrał sprawę apelacyjną. Były to jedne z pierwszych spraw, jakie znalazły się w warszawskim Sądzie Okręgowym.

Czy momentem ożywienia dla spraw frankowych był rok 2017, kiedy Jarosław Kaczyński nawoływał, aby składać pozwy sądowe przeciwko bankom?

Myślę, że tak. Do tego momentu dużo osób czekało na ustawę. Dzisiaj już nie ma w sądach argumentów, że ludzie wiedzieli na co się decydują, ponieważ nie byli oni świadomi ryzyka. Tak samo wskazuje TSUE, a nawet Sąd Najwyższy w orzeczeniu z października 2018 roku wskazał, że nawet samo podpisanie oświadczenia o ryzyku nie oznacza, że kredytobiorca był jego świadom.

Gdy okazało się, że nie będzie ustawy to coraz więcej kredytobiorców wyrażało chęć złożenia pozwu. Warto przypomnieć, że kredyty frankowe otrzymywały osoby, które tak naprawdę miały zawyżoną zdolność kredytową. Przykładowo jest wielu klientów Getin Banku, którzy teraz sobie nie potrafią poradzić ze nawet ze spłatą rat.

Zobacz także: Akcje banków z kredytami frankowymi eksplodowały po wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego

Co jest największym ich problemem, rata kredytu?

Wysokość rat jest problemem, ale nie największym. W większości przypadków kredytobiorcy frankowi są niewolnikami swoich kredytów i to dosłownie. Nie mogą zmienić mieszkań, które pierwotnie wzięli, bo na ten moment nie mają zdolności kredytowej. Mimo, że przez wiele lat spłacali kredyty, ich wartość jest większa od wartości nieruchomości. Ludzie masowo zostali uwięzieni w swoich mieszkaniach często kupionych tylko na czas przejściowy. Nikt nie myśli o skutkach społecznych, jakie dotykają kredytobiorców. Pojawia się tutaj pojęcie ‘underwater mortgage’, czyli więźniowie swoich mieszkań. Nawet jeżeli ktoś sprzeda mieszkanie, to i tak nie spłaci kredytu...

Dziękuję za rozmowę.

Śledź Strefę Inwestorów w Google News

Sprawdź więcej artykułów i analiz

Więcej praktycznej wiedzy o inwestowaniu na giełdzie, takiej jak analizy, artykuły, czy portfele edukacyjne, znajdziesz w części premium serwisu StrefaInwestorow.pl. Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.