Błyskotliwi chłopcy - o szybkim rozwoju i schyłku tradingu wysokich częstotliwości HFT
Bardzo lubię czytać książki Michaela Lewisa, bo potrafi on w unikatowy sposób zlokalizować ważny z punktu widzenia rynku problem, dokładnie go przeanalizować, a następnie w interesujący sposób opisać. W swojej najnowszej książce pt. „Błyskotliwi Chłopcy”,ang. Flash Boys, na celownik wziął kwestię HFT, czyli tradingu wysokiej częstotliwości.
Jak autor sam zaznaczył we wstępie książki, do jej napisania zainspirowała go historia Siergieja Alejnikowa, rosyjskiego programisty wysokich częstotliwości zatrudnionego w Goldman Sachs. Latem 2009 Alejnikow został zatrzymany przez FBI, a władze Stanów Zjednoczonych oskarżyły go o kradzież należącego do Goldman Sachs kodu komputerowego. Autorowi wydało się bardzo dziwne, że choć sam bank odegrał niezwykle ważną rolę w całym kryzysie subprime z 2008 roku, to jedynym jego pracownikiem, który usłyszał jakiekolwiek zarzuty był człowiek, który coś stamtąd zabrał. Książka wywołała za oceanem ogromną debatę na temat HFT. Pierwszy raz szeroka publiczność miała okazje zobaczyć, że istnieje na rynku poważny problem, o istnieniu którego nie miała pojęcia, bo był on dla niej niezauważalny. Aktualnie trwają nawet prace nad regulacją tych kwestii i uporządkowaniem rynku giełdowego w tym zakresie.
Lewis napisał „Błyskotliwych Chłopców”, chociaż ja osobiście bym zmienił tłumaczenie tytułu na „Błyskawicznych Chłopców”, w sprawdzony i dobrze mu znany sposób. Na 290 stronach opisał dokładnie historię kilku osób, które brały udział w rewolucji HFT. Znajdziemy tu historię Siergieja Alejnikowa, programisty z Goldman Sachs, Dana Spiveya założyciela Spread Networks, firmy, która położyła gigantyczny światłowód pomiędzy Chicago, a Nowym Jorkiem dedykowany tylko firmom HFT. Poznamy też Brada Katsuyama, twórcę programu Thor oraz giełdy IEX przeciwdziałającej HFT.
Michael Lewis w swoim stylu poszukuje genezy i początku tradingu wysokich częstotliwości. Upatruje go w utworzonym przez SEC w 2004 roku nowym prawie tzw regulacji NMS. Miała ona za zadanie przeciwdziałać front-runningowi (wyprzedzaniu zleceń klienta). Przez rozwój technologiczny i ogromne przyspieszenie obiegu informacji firmy z Wall Street nauczyły się jak omijać tę regulację a nawet poprzez manipulowanie cenami na niej zarabiać pieniądze.
Sama regulacja spowodowała gigantyczny rozwój w liczbie giełd w USA. Dlaczego? Bo każdy broker musiał być podłączony do każdej giełdy, aby sprawdzać gdzie w danym momencie oferowana jest najlepsza cena, aby tam skierować zlecenie swojego klienta. W skutek tej regulacji, w 2013 roku w USA istniało 45 giełd, ale tylko na jednej z nich były jasne i klarowne zasady obrotu.
Pierwszy w historii Flash Crash o godzinie 14.00 rynek bez wyraźnego powodu spadł o 600 pkt.
I tu pozwolę sobie na małą dygresję. Szkoda, że książka została wydana dopiero w 2014 roku. Gdyby wydano ją wcześniej i zarząd GPW by ją przeczytał, to nie musiałby robić sobie żadnych nadziei, że rewolucja tradingu wysokich częstotliwości zawita nad Wisłę. Niestety nie zawita, bo aby to nastąpiło potrzeba odpowiednich regulacji prawnych, nakazujących brokerom oferowanie akcji swoim klientom w najlepszej cenie i dużej liczby rynków giełdowych. Żadne z tych kryteriów nie zostało u nas spełnione, dlatego HFT nigdy na poważnie nie zainteresują się naszym rynkiem giełdowym. Sęk w tym, że prawdziwe, miliardowe zyski z HFT pochodziły i wciąż pochodzą z trzech wysublimowanych form, nazwijmy to, niesprawiedliwości rynkowych:
- elektronicznego front-runningu,
- arbitrażu prowizyjnego,
- arbitrażu powolnego rynku.
Największe firmy HFT, jak Citadel, Getco czy inne nie zarabiały pieniędzy na systemach transakcyjnych opartych o analizę techniczną, czy inne techniki inwestycyjne. Gigantyczne zyski generowane przez noszące osobliwe nazwy algorytmy jak „Zasadzka”, „Nocny Jastrząb”, „Najeźdźca”, „Mroczny Atak”, „Sztylet” czy „Przecinak” były generowane po prostu na wyprzedzaniu zleceń składanych przez innych inwestorów. Upraszczając, wszystko sprowadzało się to do tego, że firma HFT wiedziała o tym, że składasz zlecenie, wyprzedzała je i kupowała to co jest na rynku, aby sprzedać Ci to milisekundę później po wyższej cenie. W samym tylko 2008 roku firma Citadel zarobiła w ten sposób 1,2 mld zł, a jeden z jej programistów który sprawił, że to było możliwe 75 mln USD.
Najciekawsze w całej historii jest to, że jak twierdzi Michael Lewis, to Goldman Sachs był pierwszym bankiem inwestycyjnym, który zaczął walczyć z tradingiem wysokich częstotliwości. Nie zrobili tego jednak dlatego, że działali w interesie swoich klientów. Szybko zorientowali się, że trwa wojna, której nigdy nie wygrają. Zawsze, przez swoją wielkość i małą mobilność, będą przegrywać z mniejszymi podmiotami na tym rynku. Uznali, że skoro nie mogą zdominować rynku HFT to najlepszym rozwiązaniem będzie jego zniszczenie. W 2013 roku Goldman Sachs zlikwidował swojego dark poola o nazwie Sigma X i większość swoich zleceń zaczął kierować na giełdę IEX, której specyficzna budowa nie pozwalała na przewagę firm HFT.
Krótko mówiąc nowa książka Michaela Lewisa nie zawodzi. To bardzo interesująca lektura, którą w ramach #StrefaNaWeekend z czystym sumieniem mogę polecić zapalonym inwestorom na jesienne wieczory.