Unijne sankcje na rosyjską ropę nie są bezzębne. Na Kremlu zdziwienie i złość
5 grudnia br. weszły w życie unijne sankcje uderzające w rosyjski eksport ropy. To bardzo istotne w kontekście agresji Rosji na Ukrainę, ponieważ w 2021 r. aż 45 proc. wpływów federalnego budżetu centralnego pochodziła z zysków eksportowych z branży naftowej.
Węgierski wyłom
Wdrożone restrykcje dotyczą tylko dostaw „z morza”, ale -co należy zaznaczyć- właśnie w taki sposób surowiec z Rosji docierał dotąd do większości państw europejskich. Dzięki restrykcjom porty i terminale na Starym Kontynencie nie będą już odbierać rosyjskiej ropy dostarczanej tankowcami.
Wyjątkiem jest eksport rurociągowy na co nalegały Węgry. Przesył może być więc realizowany przez system Przyjaźń, który biegnie z Rosji dwiema nitkami: północną (Białoruś, Polska, Niemcy) i południową (Białoruś, Ukraina, Słowacja Czechy).
Głównymi przedsiębiorstwami, które korzystają z Przyjaźni jest polski PKN Orlen (z aktywami rafineryjnymi w Polsce i Czechach), węgierski MOL (z zakładami petrochemicznymi na Słowacji i na Węgrzech), a także kontrolowana dotąd przez rosyjski Rosnieft niemiecka rafineria w Schwedt (obecnie ma zarząd komisaryczny) i należąca do francuskiego Totalu niemiecka rafineria w Leunie.
Ta układanka komplikuje sytuację, ponieważ MOL w przeciwieństwie do pozostałych podmiotów zintegrowanych z rosyjskim systemem rurociągowym, zamierza kontynuować import ropy ze wschodu. To mogłoby zakłócić konkurencję w regionie. Tym bardziej, że trwają rozmowy polsko – niemieckie, których efektem ma być rezygnacja z dostaw z Rosji.
Limit cenowy
Unijne sankcje będą dotkliwe dla Kremla jeszcze w jednym aspekcie. Zbyt rosyjskiej ropy w krajach Zachodu zamarł, w związku z tym koncerny związane z władzami w Moskwie przeorientowują dostawy do państw takich jak Indie czy Chiny.
Nie jest to łatwe bo system rurociągowy wewnątrz Rosji dzieli się na część zachodnią i wschodnią będąc ze sobą słabo zintegrowanym. Dlatego surowiec wydobywany na Syberii Zachodniej teoretycznie można przetransportować do terminali w Primorsku czy Ust – Łudze nad Bałtykiem i przesłać do Azji, ale koszty logistyczne podważają zyskowność takiej operacji.
Inaczej wygląda to w przypadku złóż z Syberii Wschodniej. Z nich ropa jest tłoczona ropociągiem WSTO do terminalu w Nachodce bliskim geograficznie Chinom.
Dlatego UE szukała takiego mechanizmu, który skutecznie ograniczyłby zyski Rosji z handlu ropą nawet jeśli będzie ona docierać poza Europę. W tym celu rozpoczęto rozmowy ze Stanami Zjednoczonymi. Nie były one jednak łatwe, bo USA są zainteresowane utrzymaniem podaży ropy stabilizującej ceny dla konsumentów. Zachód spotkał się ze sobą „w połowie drogi” wdrażając limit zakupowy 60 USD za baryłkę rosyjskiej ropy. Dzięki temu Rosja może kontynuować eksport surowca (utrzymanie podaży!), ale nie będzie czerpać z tego tytułu nadprogramowych zysków.
Wejście w życie nowych sankcji na Rosję: nadchodzi Armagedon na rynku diesla i LPG
Co z tego wynika?
Sankcje nałożone przez UE nie są narzędziem idealnym. Jednak ich skuteczność powinna być spora. Zachód kontroluje większość firm ubezpieczeniowych związanych z frachtem w branży naftowej oraz dominuje w strukturze wynajmu tankowców. To powinno pozwolić na wymuszenie limitu cenowego na handel ropą z Rosji.
Dodatkowo zakaz odbioru surowca rosyjskiego „z morza” przez porty w Europie zmusi Rosjan do przeorientowania dostaw realizowanych dotąd ze złóż na Syberii Zachodniej na Stary Kontynent. To istotnie zmniejszy ich opłacalność przez lawinowy wzrost kosztów logistycznych.
Już 5 lutego unijne sankcje zostaną zaostrzone o zakaz importu paliw z Federacji Rosyjskiej. Istnieje duża szansa, że restrykcje będą mieć charakter długotrwały i zmienią charakter kontraktacji węglowodorów w UE.